Zdecydowana większość banków spółdzielczych idzie w kierunku nowoczesności, a jakość produktów i poziom obsługi dorównują rynkowym standardom, a czasami nawet je przewyższają. Obecnie bank spółdzielczy nie różni się niczym od banku komercyjnego pod względem oferty – mówi Jerzy Różyński, prezes Krajowego Związku Banków Spółdzielczych.
– W krajach Europy Zachodniej bankowość spółdzielcza to 30 proc. rynku, tamtejsze BS-y konkurują z komercyjnymi instytucjami finansowymi jak równy z równym. Czy podobna sytuacja będzie kiedyś możliwa również w Polsce?
– JR: Myślę, że wizerunek typowego, zapyziałego polskiego banku spółdzielczego ewoluuje w oczach klientów. Obecnie zdecydowana większość banków idzie w kierunku nowoczesności, a jakość produktów i poziom obsługi dorównują rynkowym standardom, a czasami nawet je przewyższają. Oferujemy m.in. najnowocześniejsze rodzaje kart płatniczych, w tym zbliżeniowe, bankomaty obsługujące karty chipowe, wpłatomaty i bakowość internetową. Naszymi atutami nadal pozostają: tradycja, bliskość klienta i polskość. Dziś w naszym kraju bank spółdzielczy niczym nie różni się od banku komercyjnego pod względem oferty. Jedyne różnice to struktura własnościowa i obowiązujące nas prawo spółdzielcze.
– Jak banki spółdzielcze zniosły kryzys gospodarczy?
– JR: W Polsce większość banków jest uzależniona od swoich central poza granicami kraju. I właśnie tam – za granicą – zapadają najważniejsze decyzje strategiczne. Tak jest w 80 proc. przypadków, co oznacza, że ich zarządy zazwyczaj nie znają specyfiki polskiego rynku. Przykładem niech będzie przykręcenie kurka z pieniędzmi i coraz bardziej restrykcyjne podejście do klientów w polityce kredytowej. Z kolei banki spółdzielcze ze względu na prowadzenie konserwatywnej polityki depozytowej i kredytowej – czyli niewchodzenia w instrumenty bardziej ryzykowne, w tym w bankowość inwestycyjną, nie zostały dotknięte kryzysem w takim stopniu, jak banki komercyjne, które na inżynierii finansowej rzekomo „zjadły zęby”. Dziś te banki proszą o pomoc publiczną, rządową, a banki spółdzielcze radzą sobie znakomicie. Dowodem na to niech będzie fakt, że spadek zysków w zeszłym roku był w bankowości spółdzielczej dwukrotnie niższy niż u komercji. U nas było to około 20 proc. spadku, a u pozostałych ok. 40 proc. Co ciekawe, w roku 2008, w którym to rozpoczął się kryzys, banki spółdzielcze odnotowały największe zyski w historii.
– Kim są klienci banków spółdzielczych?
– JR: Strategicznymi klientami są samorządy, małe i średnie przedsiębiorstwa oraz klienci indywidualni, szczególnie związani z rolnictwem. Trzeba pamiętać, że w małych miejscowościach i na wsiach mamy kilkadziesiąt procent rynku. W dużych miastach jest to tylko 2-3 proc. Obsługujemy ponad 90proc. kredytów preferencyjnych, związanych z modernizacją i restrukturyzacją rolnictwa. Nie zapominajmy, że banki komercyjne są nastawione przede wszystkim na zysk i na klientów w dużych miastach, zaś właścicielami banków spółdzielczych są zarazem ich klienci. Nasze banki mają zazwyczaj od kilkuset do kilku tysięcy udziałowców. Przykładowo: jeśli bank działa w 10 tysięcznym miasteczku to przeważnie 1/3 mieszkańców stanowią udziałowcy–właściciele. Kilkadziesiąt procent naszych banków stanowią podmioty o ponad 100 letniej tradycji.
– Czy obowiązujące prawo spółdzielcze nie stanowi w gospodarce rynkowej przeszkody w konkurowaniu z innymi bankami?
– JR: Są plusy i minusy takiej sytuacji. Na przykład w Polsce nie jest możliwa sytuacja, jaka miała miejsce w Niemczech, gdzie część banków spółdzielczych została przejęta przez obcy kapitał. U nas fundamentalna zasadą jest to, że każdy głos ma te samą wartość, bez względu na wysokość udziałów. Nie ma więc możliwości przejęcia banku np. przez obcy kapitał. Muszę przyznać, że choć w biznesie jest to archaizm, to w tym przypadku działa na naszą korzyść. Po prostu nie narzuca władzy ten, kto ma kapitał.
– Inny archaizm to chyba duże rozdrobnienie ?
– JR: Na Zachodzie banki spółdzielcze były dokapitalizowane na przestrzeni dziejów, udziałowcy zasilali je znacznymi funduszami. Później zbudowali grupy, które obecnie konkurują z bankami komercyjnymi. Mają w takiej grupie firmę, zajmującą się bankowością inwestycyjną, która jest notowana na giełdzie i gdy zachodzi potrzeba zasilenia banku spółdzielczego, to korzystając z instrumentów rynkowych ściąga się do nich pieniądze z giełdy.. pojawi to będziemy System oparty na podobnym mechanizmie mógłby umożliwić polskim bankom spółdzielczym równorzędne konkurowanie z bankowością komercyjną. W końcu na równych prawach. Oczywiście w sektorze toczą się dyskusje na temat optymalnych rozwiązań dla banków spółdzielczych, wymieniamy się doświadczeniami z europejskimi bankami spółdzielczymi i myślę, że niedługo powinny wyklarować się konkretne propozycje. Oczywiście przed nami jeszcze sporo innych wyzwań: musimy zwiększyć nacisk na jakość obsługi i komercyjność produktów, unowocześniać nasz wizerunek i budować silną markę naszej spółdzielczej grupy finansowej, a wszystko to w celu dalszego rozwoju, który wiąże się oczywiście z pozyskiwaniem nowych grup klientów. Naszą szansą jest także integracja, która umożliwia wykorzystanie efektu skali i redukcję zbędnych kosztów. Jako jedna grupa finansowa jesteśmy naprawdę silni. By osiągnąć efekt skali. Uważam, że jeśli powiążemy te elementy, to jesteśmy w stanie posiąść kilkanaście procent rynku wobec dzisiejszych 6-8 proc. W innym przypadku czeka nas stagnacja. Sytuacja w Polsce jest dość skomplikowana: są trzy grupy zrzeszające banki spółdzielcze i niestety każda ma inna wizję przyszłości. Na razie panuje pat, choć dyskusje cały czas się toczą. Jeśli wygra koncepcja stagnacji i okopania się na zajmowanych już pozycjach, ucieknie nam świat, klient i szansa. Wówczas BS-y zaczną być na marginesie rynkuTym bardziej, że do ofensywy na naszym rynku już szykują się zachodnie banki rolnicze, np. Rabbobank, który chce utworzyć sieć placówek w małych miejscowościach. Podobnie Credit Agricole. Moim zdaniem musimy cały czas pracować nad wzmocnieniem pozycji, chociażby ze względu na narastającą konkurencję. by docelowo uzyskać dwucyfrowy udział w rynku. Chciałbym, by banki spółdzielcze odgrywały w Polsce taka rolę, jak w Niemczech DZ Bank czy w Austrii Reiffeisen. Nikt, kto korzysta z ich usług nie zastanawia się przecież czy ma rachunek u spółdzielców czy w komercji. Bo nie jest to dla niego istotne, ważny jest poziom świadczonych usług i zadowolenie klienta. Aby osiągnąć podobny status trzeba powołać grupę o nazwie Bank Spółdzielczy, A do tego zdecydowanie przyczyniłyby się wspólne wysiłki całego sektora w oraz spółki, które obszarze tworzenia wysoko wyspecjalizowanych produktów dla bankowości spółdzielczej, konkurencyjnych dla bankowości komercyjnej, a także współpraca w obszarze budowania spółek informatycznych, marketingowych, leasingowych, biur turystycznych, biur nieruchomości.
– To o czym Pan mówi nie oznacza przecież, że rynek bankowości spółdzielczej nie zmienił się na przestrzeni ostatnich lat?
– Jeszcze w latach 80-tych na rynku funkcjonowało ponad 1000 banków spółdzielczych i kilkanaście banków zrzeszających. Dziś pozostały 3 banki zrzeszające i 576 banków spółdzielczych. Banki spółdzielcze na łamach historii udowodniły, że potrafią połączyć siły, współpracować i przetrwać nawet w najcięższych warunkach, gdyż łączy ich wspólny cel. Banki spółdzielcze od lat cieszą się największym zaufaniem lokalnych społeczności. Właśnie ta lokalna społeczność jest matecznikiem banków spółdzielczych. Proszę mieć na uwadze to, że w czasie kryzysu banki komercyjne praktycznie całkowicie wycofały się ze sponsoringu. Natomiast banki spółdzielcze nieprzerwanie bez względu na koniunkturę, swe zyski lokują w przedsięwzięciach w swych małych ojczyznach. Spółdzielczość jest w tej chwili odpowiedzią na modę jaką jest lokalna społeczność. Określiłbym to krótko jako subsydialność, społeczność i solidarność.
– Co było priorytetem działalności KZBS w ostatnich miesiącach?
– Naszym największym sukcesem ostatnich miesięcy jest doprowadzenie do legislacyjnego usankcjonowania emisji obligacji. Co prawda nie wiemy jeszcze jak technicznie to będzie wyglądać, ale najważniejsze jest to, że państwo i jego włodarze zaczynają działać na rzecz zrównania w prawach bankowości spółdzielczej z bankowością komercyjną. Proszę pamiętać, że wciąż banki spółdzielcze są w gorszej sytuacji zarówno prawnej, jak i ekonomicznej, niż banki komercyjne. Poprzez emisje obligacji będziemy mogli wreszcie uzyskać solidne dokapitalizowanie naszych banków.
Źródło: Przegląd Finansowy Bankier.pl