Ratowanie banku Dexia przed upadłością pokazało, że sektor bankowy ciągle nie jest bezpieczny. Z dnia na dzień Dexia stała się niewypłacalna, mimo, że pozytywnie przechodziła wszystkie stress-testy przeprowadzane przez EBC. Banki komercyjne wolą więc trzymać nadwyżkę gotówki w bankach centralnych, niż pożyczać je sobie nawzajem. A to nie służy płynności.
Polski sektor bankowy jest powszechnie uważany za bezpieczny. Ocena ta wynika z przekonania o nadpłynności banków w Polsce, a także wysokiego wyposażenia ich w kapitały własne. To zwiększa ich atrakcyjność na rynku międzynarodowym – banki zagraniczne widzą w nich źródło kapitału, a to może negatywnie przełożyć się na stabilność polskiego sektora finansowego.
Zagrożenie transferem pieniędzy z Polski wydaje się być duże, bo banki często wykorzystują ten sposób w kryzysowych czasach Za przykład może posłużyć amerykański Citicorp, który dokonał transferu aktywów zmieniając banki zależne na terenie Węgier, Czech, Słowacji i Rumunii w oddziały banku Citibank Europe z siedzibą w Irlandii. Następnie wszystkie ich aktywa zostały przeniesione do Irlandii, która ma względnie liberalne prawo bankowe. Potem z irlandzkiego Citibanku pieniądze, głównie w formie depozytów, przeniesiono do Citicorp.
Ta metoda była często stosowana przez banki zagraniczne w trakcie obecnego kryzysu. W przeciwieństwie do kredytów transakcje depozytów podlegają mniejszym ograniczeniom i są trudniejsze do kontrolowania. Wygląda to podobnie, jak w przypadku „przeciętnego Kowalskiego” – aby otrzymać kredyt, musi spełnić wiele warunków, natomiast pieniądze na konto może wpłacić praktycznie zawsze. Z punktu widzenia banku międzynarodowego nie ma natomiast znaczenia, czy otrzyma on depozyt czy też kredyt od banku zależnego – zawsze będzie to zasilenie gotówką.
Obie transakcje są natomiast jednakowo ryzykowne z punktu widzenia bezpieczeństwa systemu finansowego, co pokazuje przypadek Citibank Europe. Bank ten ulokował depozyty oraz inne aktywa w ramach grupy Citigroup o wartości 7,8 mld euro podczas, gdy wartość jego kapitałów własnych wynosiła tylko 3,9 mld euro pod koniec 2010 r. Zatem bank zależny ulokował dwukrotność swoich kapitałów w Citigroup. Natomiast bankructwo Citigroup pociągnęłoby za sobą upadłości Citibank Europe oraz jego oddziałów w Czechach, Słowacji, Rumunii, Polsce i na Węgrzech.
Nie można też by liczyć w tym przypadku na pomoc ze strony irlandzkiego rządu. Trudno byłoby mu przekonać wyborców, że warto ratować amerykański bank z aktywami pochodzącymi głównie z Europy Środkowo-Wschodniej. Jego upadłość nie miałaby bezpośredniego wpływu na irlandzką gospodarkę, za to mogłaby wywołać poważny kryzys w Europie Środkowej i Wschodniej. Rząd Irlandii ma zresztą problemy z własnym sektorem bankowym i długiem publicznym. Musi też martwić się o gwarancje depozytów w Citibank Europe do wysokości 25 tys. euro (wynikające z ustawodawstwa unijnego), gdyż wraz z przekształceniem banków zależnych w oddziały, przejmuje nie tylko nadzór, ale tez system zabezpieczeń nad tymi bankami.
W Polsce KNF starał się blokować transfer aktywów, nakładając na banki obowiązek informowania go o wszystkich transakcjach dokonywanych z ich właścicielem. Tak było w 2009 roku, jednak obowiązku tego obecnie nie ma, a powołanie nowego przewodniczącego KNF może dodatkowo osłabić nadzór nad bankami przez pewien czas. Komisja Europejska pracuje dziś nad nową dyrektywą, która ma usankcjonować możliwość ratowania banków międzynarodowych przez ich podmioty zależne. Oznaczałoby to, że wykorzystanie krajowych depozytów do ratowania zagranicznych banków może być w przyszłości łatwiejsze. Mimo, że może zagrażać rodzimemu systemowi finansowemu.
Istnieje prawdopodobieństwo, że dyrektywa wejdzie w życie, bo rządy w regionie zdają się nie zauważać zagrożenia. O braku zainteresowania tym tematem w Polsce świadczy między innymi konferencja o nadzorze właścicielskim organizowana przez Giełdę Papierów Wartościowych w Warszawie. Tematami są między innymi różnorodność w radach nadzorczych, nadzór właścicielski a odpowiedzialność społeczna, kultura, kapitał intelektualny w spółkach. W tym samym czasie Komisja Europejska prowadzi konsultacje w obszarze działalności grup bankowych i wpływu, jaki nadzór korporacyjny może wywierać na zarządy i rady nadzorcze banków. Wszystko, by przeciwdziałać przyszłym kryzysom.
W konferencji GPW temat ten nie znalazł się w programie, choć te rozwiązania mogłyby zahamować ryzykowny transfer aktywów. W Polsce zarządy i rady nadzorcze banków zagranicznych są pod silną presją właścicieli, aby działać wyłącznie w interesie banku matki – a to może skutkować wspominanym transferem pieniędzy „w górę”. Wpływają na to dodatkowo systemy motywacyjne, polegające często na przydzielaniu w czasie kryzysu akcji dla członków kadry zarządzającej.
Dla przykładu: w 2010 r. wszyscy członkowie zarządu Banku Handlowego posiadali akcje największego jego akcjonariusza – Citicorp – warte dziś 7,6 mln zł. Natomiast tylko jeden(!) z pięciu członków zarządu posiadał akcje Banku Handlowego i to tylko o wartości 168 tys. zł. Konflikt interesów między „matką” i „córką” obrazuje jeszcze lepiej sytuacja w radzie nadzorczej. Spośród ośmiu jej członków tylko jeden z nich miał akcje Banku Handlowego (o wartości 336 tys. zł). Pozostali posiadali wyłącznie akcje Citicorp, których wartość wynosi dziś 365 mln zł. Dodatkowo część członków rady nadzorczej i zasiadała równocześnie w innych organach Citicorp, co mogło dodatkowo potęgować konflikty interesów w Banku Handlowym w Polsce. Z analogiczną sytuacją można się spotkać w wielu bankach-córkach w Europie Środkowej i Wschodniej.
To sprawia, że obecność silnego banku-matki nie tylko nie gwarantuje bezpieczeństwa krajowych depozytów, ale może wręcz stanowić dla nich zagrożenie. Stąd powiedzenie „bezpiecznie jak w banku” może zależeć dziś wyłącznie od jego struktury właścicielskiej i działań Komisji Europejskiej.
Dr Oskar Kowalewski jest adiunktem w Instytucie Gospodarki Światowej SGH oraz współzałożycielem Polskiego Instytut Nadzoru Korporacyjnego (www.pink.waw.pl)
Źródło: Bankier.pl