PKO BP pozazdrościło BRE Bankowi i Fortis Bankowi własnego ubezpieczyciela i pracuje nad swoimi firmami ubezpieczeniowymi. Nie ma się co dziwić. Z różnych analiz wynika, że to właśnie bancassurance może być w najbliższych latach prawdziwą żyłą złota. Jednak chodzi tutaj bardziej o wszywanie ubezpieczeń w produkty bankowe niż ich bezpośrednią sprzedaż w placówkach bankowych. Po pierwsze to ciekawy sposób na zdobycie nowego źródła przychodów, po drugie doskonały sposób na zaciemnienie oferty.Bo w sumie jak porównać kredyt mieszkaniowy, gdzie trzeba obowiązkowo wykupić ubezpieczenie z takim, gdzie takiego ubezpieczenia nie ma? Pozostaje tylko porównanie wysokości raty, a ta jak wiadomo, jest uzależniona od wielu elementów. Tym samym wkraczamy na pole do popisu dla marketingowców. Czołowym przykładem jest Nordea Bank ze swoją kredytówką oprocentowaną na 12,5%. Szkoda tylko, że do tego zaszyte jest obowiązkowe ubezpieczenie, przez co karta nagle dla części klientów robi się najdroższa na rynku (tych, którzy zawsze spłacają zadłużenie w całości). Ot robienie klienta w konia. Dzięki ubezpieczeniom właśnie.
To one umożliwiają zaciągnięcie kredytu nawet na 130% wartości nieruchomości, czy w końcu na łatwe obejście zapisów ustawy antylichwiarskiej. W prosty sposób dostarczają też dodatkowej marży w przypadku nieobowiązkowego, ale od razu proponowanego ubezpieczenia przy przeróżnych produktach. Podstawową wadą jest tylko to, że ubezpieczenia sprawdzają się przede wszystkim w przypadku sprzedaży nowych produktów. Zachęcenie klienta do ubezpieczenia już posiadanego produktu, jest wyjątkowo trudne, o czym swego czasu przekonał się BZ WBK.
Patrząc na rynek bankowy można zauważyć, że właściwie do każdego produktu da się wsadzić jakieś ubezpieczenie. Od zwykłego konta bankowego, poprzez karty debetowe i depozyty, na wszystkich produktach kredytowych skończywszy. Z jednej strony ubezpieczenie pozwala na dodanie wartości dodanej do produktu, z drugiej na cichą podwyżkę cen. Oczywiście ważne jest to, żeby bank dogadał się z ubezpieczycielem pod względem ceny takiego produktu. A tutaj oczywiście nie jest łatwo, o czym świadczy najlepiej przykład Warty i Kredyt Banku. Każdy patrzy, żeby zarobić kosztem drugiego. Dlatego przy pewnej masie krytycznej, bankom opłaca się mieć własnego ubezpieczyciela. Tą drogą poszedł właśnie BRE Bank. Efekt?
Dokładnie rok temu mBank i MultiBank poinformowały, że uległ zmianie ubezpieczyciel, we współpracy z którym udzielana jest ochrona w ramach Pakietu Bezpieczna Karta dla kart debetowych. Nowym partnerem obu podmiotów był AIG Polska Towarzystwo Ubezpieczeń SA. Wcześniej, przez dłuższy czas było STU Ergo Hestia. Ceny usługi i zakres ochrony klienta nie uległy wówczas zmianie. To zaś oznaczało, że AIG musiał zaoferować lepsze warunki cenowe dla BRE Banku. Pytanie zatem – jakie dalsze oszczędności osiągnie BRE dokładnie rok później, kiedy ochronę ubezpieczeniową kart debetowych MultiBanku (a zapewne i mBanku) przejmuje BRE Ubezpieczenia TU S.A? Ciekawe. Z całą pewnością musiało się to jednak opłacać.