Dziesięć procent – tylu internautów, respondentów badania ARC Rynek i Opinia byłoby skłonnych powierzyć swoje oszczędności parabankowi, gdyby proponowane zyski były wyższe niż te oferowane przez banki. Otwartym pozostaje pytanie, jak wyglądałyby wyniki badania przeprowadzonego na grupie osób nie korzystających z internetu.
Badanie ARC zostało przeprowadzone 12 sierpnia wśród 500 internautów. Zdecydowana większość z nich (90 proc.) zadeklarowała, że nie ulokowałaby oszczędności w firmie, która nie podlega nadzorowi finansowemu. „Tylko 10 proc. respondentów zdecydowałaby się obecnie na ulokowanie swoich oszczędności w firmach, które nie podlegają nadzorowi finansowemu, gdyby proponowane zyski były wyższe niż te oferowane przez banki” – napisano w komunikacie. Czy jednak jest to „tylko” 10 proc., czy „aż” 10 proc. ?
Sprawy Finroyal i Amber Gold wypłynęły w idealnym dla mediów momencie – w samym środku sezonu ogórkowego. Temat podchwyciły niemal wszystkie media, od internetu po radio i TV. Amber Gold już kolejny tydzień nie schodzi z nagłówków najważniejszych newsów. Chcąc czy nie, przeciętny internauta, który choć trochę interesuje się kwestiami finansów, musiał otrzeć się o temat Amber Gold, parabanków czy piramid finansowych. I co się okazuje? Mimo tego nadal (aż!) 10 proc. respondentów byłaby skłonna powierzyć swoje oszczędności firmie działającej poza nadzorem KNF. Firmie, która w żaden sposób nie może zagwarantować bezpieczeństwa wpłaconych środków. Wystarczy, że proponowany zysk byłby wyższy niż na lokacie.
Jedna z kancelarii szykuje właśnie pozew zbiorowy przeciwko Skarbowi Państwa. Klienci domagają się odszkodowania argumentując, że to organy nadzorcze dopuściły się zaniechań. Nadzór ripostuje, że już w 2009 roku zamieścił spółkę na liście ostrzeżeń publicznych. Problem w tym, że lista znalazła się na stronie internetowej. Tymczasem w komunikacie kancelarii napisano: „Podnosimy między innymi fakt niedostatecznej informacji Komisji Nadzoru Finansowego dotyczącej zastrzeżeń co do Amber Gold. Głównie Klientami Amber Gold były osoby na co dzień nie korzystające z internetu, a KNF zaniechał publikacji ostrzeżeń na innych nośnikach informacji niż strona internetowa KNF”.
Zobacz również: Parabanki, czyli mało przejrzysty biznes
W tym kontekście pozostaje się więc zastanowić, jak wyglądałyby wyniki badania gdyby przeprowadzono je na grupie osób nie korzystających z internetu. Jestem skłonny zaryzykować stwierdzenie, że odsetek osób skuszonych wyższym procentem byłby znacznie wyższy. Grupa respondentów ostatniego badania ARC – upraszczając nieco – była zapewne lepiej wyedukowana finansowo. Mimo tego nadal skłonna powierzyć oszczędności parabankom.
I tu wypływa inny problem. Jak przeciętny Kowalski ma odróżnić bank od parabanku? Amber Gold uruchomił swoje placówki w prestiżowych lokalizacjach, przeznaczył fortunę na marketing, reklamując swoje pseudo- lokaty w najważniejszych mediach. Robił to z większym rozmachem niż niektóre banki. Praktycznie rzecz biorąc – oficjalnie, pod nosem nadzoru finansowego i Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów. Pewnie większości klientów AG do głowy nie przyszło, że ich oszczędności nie są objęte „państwową ochroną”. Czy nie powinna się zatem pojawić czerwona lampka w momencie, gdy w nazwie firmy zabrakło wyrazu „bank”? Coraz częściej i same banki rezygnują z tego wyrazu w nazwie (np. BGŻOptima, Alior Sync). Z drugiej strony, w pierwszych latach działalności zapewne większość klientów Polbanku też nie wiedziała, że ich oszczędności nie są objęte gwarancjami BFG (a jedynie greckiego odpowiednika). Niestety, przeciętny klient gubi się w gąszczu instytucji finansowych – banków, parabanków, SKOK-ów, PTE, OFE, TFI i innych.
Ankietowani przez ARC internauci (68 proc.) wskazali, że gdyby informacje o ofercie instytucji parabankowych były opatrzone zapisem: „Instytucja nie podlega polskiemu nadzorowi finansowemu” byłoby to wystarczające ostrzeżenie, że finanse klientów tych instytucji mogą być zagrożone. Ostrzeżenia od lat znajdują się przecież na papierosach, alkoholu czy w reklamach leków. Sprawy Finroyal i Amber Gold pokazały dobitnie, że to już najwyższy czas na szeroko zakrojoną kampanię informacyjną. Tymczasem jak na razie przed parabankami ostrzegają tylko media, a nadzór w zasadzie umywa ręce (pomijając listę ostrzeżeń składającą się zaledwie z kilkunastu pozycji). Rynek bankowych kredytów został przeregulowany, spadała ich sprzedaż, więc i banki stały się mniej skore do oferowania wyższych odsetek na lokatach. Stało się to wodą na młyn różnej maści parabanków. O ile jednak firmy pożyczkowe mogę wpędzić klienta najwyżej (!) w kredytową pętlę, to te przyjmujące „depozyty” pochłonąć oszczędności życia. Funkcjonują według sobie tylko znanych zasad, a przyjęte w depozyt pieniądze w żaden sposób nie są chronione. Na klientów działa jednak magia kilkunastoprocentowego zysku, a brak wiedzy na temat gwarancji nie odstrasza od ryzykownej inwestycji. A to niestety mieszkanka wybuchowa, która wcześniej czy później może doprowadzić do powtórki z historii.
Źródło: PR News