Ostatnia tak wielka prywatyzacja w tym roku znowu przyczyniła się do założenia przez Polaków dziesiątek tysięcy rachunków maklerskich. Niezależnie od debiutu akcji GPW, banki zarobią imponującą kwotę. Pozostają rachunki maklerskie, które z końcem prywatyzacji będą w dużej mierze jedynie liczbami nabijającymi statystyki banków.
Kolejna prywatyzacja i kolejny rekord zainteresowania. 323 tys. inwestorów indywidualnych chce mieć w swoim portfelu akcje GPW. PZU poruszyło 251 tys. osób. Żeby zapisać się na akcje trzeba jednak posiadać rachunek maklerski. I tutaj zaczyna się rola banków, które skutecznie promowały swoje usługi maklerskie. Rzeczpospolita szacowała liczbę 100 tys. nowych rachunków. Ile z tego to klienci, na których można myśleć perspektywicznie? Może się okazać, że podobnie jak w przypadku kont osobistych, duża cześć rachunków maklerskich będzie nieużywanych.
Akcjonariat obywatelski
Banki bardzo by chciały, żeby klienci w ramach akcjonariatu obywatelskiego korzystali aktywnie z rachunków maklerskich i sami kupowali akcje. Prowizje od ich zakupu przy imponującej ilości rachunków to całkiem przecież zysk. Przy samych zapisach na GPW w Dom Maklerskim BZ WBK pojawiło otworzono 12 tys. nowych rachunków maklerskich, a w całym roku ponad 50 tys. Alior Bank szczycił się kilka dni temu, że 2/3 zapisów na akcje GPW to nowi klienci. Zarabianie na prowizjach z operacji na giełdzie nie jest dla banku tak pewne jak udzielenie jednego kredytu hipotecznego i zbieranie profitów przez długie lata. No i w świadomości klienta znacznie ważniejsze jest kupno mieszkania niż długoterminowe inwestowanie.
Problem w tym, że akcjonariat obywatelski to pojęcie wciąż jeszcze czysto teoretyczne. Rzesze amatorów, które kupują akcje, bo „na pewno się na nich zarobi” nie ma nawet pojęcia o mechanizmach rządzących giełdą. Do tego dochodzi tzw. „akcjonariat rodzinny”, jak złośliwie określa się bliskich i rodzinę tych, którzy chcą w prywatyzowane spółki zainwestować więcej. Skoro na GPW był limit 100 akcji to trudno uwierzyć, że nie powtórzyła się sytuacja z poprzednich prywatyzacji i nie założono szeregu rachunków na ludzi niezainteresowanych w przyszłości inwestowaniem.
Wolimy lokaty
Po kryzysie finansowym, namówienie klientów do produktów inwestycyjnych jest znacznie trudniejsze. Tegoroczne prywatyzacje zmieniają trochę ten obraz, jednak rachunek maklerski jako produkt umożliwiający inwestowanie cieszy się nieporównywalnie mniejszą popularnością niż zwykła bankowa lokata. Polacy nadal cenią sobie przede wszystkich bezpieczeństwo, a do inwestycji przekonują się dopiero, gdy na parkietach jest już zielono i kupować się po prostu nie opłaca.
Produkty strukturyzowane miały być produktem przejściowym między bezpieczną lokatą a ryzykowną giełdą. Niby zakładamy się np. o WIG20 lub cenę złota, ale ochronę kapitału jednak mamy. Spektakularnych sukcesów produkty w Polsce jednak nie odnoszą. Klientom brakuje wiedzy finansowej, a znacznie łatwiej jest im poprosić o założenie lokaty w banku. Z kolei giełdę postrzegamy jako ryzykowne instrumenty, a nie możliwość długoterminowego odkładania pieniędzy przez kupowanie np. stabilnych spółek dywidendowych. Wraca jak bumerang potrzeba edukacji. Żeby na kliencie lepiej zarobić, trzeba go najpierw nauczyć, co może zrobić ze swoimi pieniędzmi.
Makler w rachunku
Jeśli wielkie prywatyzacje tego roku faktycznie zachęciły chociaż cześć klientów do samodzielnego inwestowania to pozostaje jak najbardziej ułatwić im te usługi. Banki prawdopodobnie zaczną robić to, co spółki grupy BRE zrobiły już dawno temu i teraz zbierają z tego zyski. Połączenie rachunku maklerskiego z osobistym w jak najwygodniejsze dla klienta formie to milowy krok do namówienia do inwestowania. Już kilka lat temu mBank mogliśmy założyć razem z usługą emakler i kupować akcje samodzielnie przez bankowość internetową. Przekonuje to świadomego klienta, który nie chce płacić nic maklerom, a rekomendacje czyta sam. Banki poszły po rozum do głowy i zaoferowały konsumentom możliwość nabywania akcji z poziomu komputera. Pekao dorzucił nawet w ostatnich tygodniach dostęp do swoich usług maklerskich przez telefon komórkowy. Prywatyzacje zrobiły swoje i zwiększyły chociaż trochę świadomość społeczną. Spora część klientów nadal nie ma pojęcia o inwestowaniu, ale już wie, że można. Pytanie co zrobią z tym banki, bo takiego klienta można wyedukować lub czekać na kolejne wielkie debiuty. Tylko czy po Tauronie, PZU i GPW coś jeszcze może zaciekawić konsumenta do założenia rachunku maklerskiego?
Tomasz Jaroszek
Bankier.pl
Źródło: PR News