Nawet obecnie, w sytuacji krachu na amerykańskim rynku finansowym przestraszeni inwestorzy z całego świata, bojąc się pozostania z niepłynnymi akcjami i obligacjami, „uciekają w płynność”, a więc w amerykańskie papiery skarbowe o najwyższym standingu (AAA). Skoro wszystko jest niepewne, pozostaje dolar jako waluta światowa. A ponieważ kapitału nie trzyma się w skarbcu i musi on pracować, ciągle znajdują się nabywcy – co prawda nisko oprocentowanych – obligacji skarbowych.
W rezultacie dług publiczny USA urósł jak na drożdżach. A jeszcze w czasie drugiej kadencji Billa Clintona wynik budżetu był co prawda na małym, ale jednak plusie.
W pamiętniku Alana Greenspana „Era zawirowań” można przeczytać zadziwiający passus: autor wspomina rozmowę, bodajże z ówczesnym sekretarzem skarbu, w której obaj zastanawiają się nad tym, jak będą prowadzić politykę otwartego rynku w sytuacji braku bieżącej potrzeby emisji papierów skarbowych – bo nie ma zadłużenia! Ba, gdyby powrócić do tych pięknych dni…
Później, zwłaszcza za prezydentury G.W. Busha, dług przyrastał szybko, ale towarzyszyło temu beztroskie przekonanie amerykańskiego establishmentu, że cały świat wchłonie każdą ilość amerykańskich obligacji skarbowych
Kryzys w USA ma też i takie skutki, że kupujący rządowe papiery amerykańskie – inwestorzy prywatni, a zwłaszcza rządy – zaczęli się po cichu zastanawiać, czy kolejne, olbrzymie emisje amerykańskiego długu nie skończą się jak bańki mieszkaniowa i bankowa. Krótko mówiąc: czy USA będą w stanie spłacić ciągle rosnący dług?!
Pierwsze obudziły się Chiny, które posiadają w łącznej ilości rezerw walutowych w wysokości 2 bln dolarów, aż 739,6 mld dolarów w skarbowych papierach amerykańskich – co stanowi 1/3 długu zagranicznego USA znajdującego się w rękach rządów i banków centralnych (dane na koniec marca 2009 r.).
To z kolei oznacza, że Chiny wysunęły się na czoło wśród nabywców amerykańskich papierów skarbowych, wyprzedzając Japonię. Mówiąc wprost – finansowanie całego programu walki z recesją i dofinansowywania sektora bankowego w USA zależy dzisiaj od chęci ze strony Chin nabywania amerykańskich papierów skarbowych! Ale Państwo Środka (pisałem o tym w „GB” nr 16/2009) zaczęło nie bez racji ostatnio podejrzewać, że lokowanie wszystkich środków z eksportu w amerykańskie obligacje rządowe może skończyć się ich deprecjacją. Bo co tu dużo gadać: obawa, że USA doprowadzą w końcu do spadku wartości dolara, spłacając olbrzymie zadłużenie pieniądzem o wiele mniej wartościowym, jest całkowicie uprawniona. A stać się tak może zarówno na skutek działań celowych, ale także – jako nieuchronny rezultat aktualnej sytuacji. Stąd postulat chińskiego banku centralnego: utworzenia waluty światowej, niezależnej od dolara, który wywołał tyle zamieszania i nerwów na londyńskim spotkaniu grupy G-20. Opisaną sytuację można by spointować bajkową rymowanką: złapał Kozak Tatarzyna, a Tatarzyn za łeb trzyma…
Amerykańskie władze postanowiły zatem pilnie śledzić jakie są zamiary chińskie – skoro cały amerykański program walki z recesją zależy w dużej mierze od chińskiego apetytu na amerykańskie obligacje. A Chiny, świadome własnej przewagi, prowadzą z USA bardzo wyrafinowaną i subtelną grę.
Oto przykład tej gry. Jak donosi Reuters, przedstawiciel Banku Narodowego Chin na pytanie co, oprócz amerykańskich obligacji skarbowych, kupują Chiny? Złoto? – odpowiedział: – Amerykańskie obligacje są najbardziej bezpieczne. Dla wszystkich, łącznie z Chinami, to jedyna opcja.
A tymczasem bomba: Chiny w krótkim czasie prawie podwoiły swoje rezerwy złota. W 2003 r. chińskie rezerwy złota wynosiły 600 ton, obecnie wynoszą już 1054 tony. Ten przyrost – o 454 tony, licząc po ok. 900 dolarów za troy uncję – daje skromne 13 bln dolarów. Warto tę astronomiczną liczbę skonfrontować z informacją, że wartość wszystkich rządowych obligacji amerykańskich na świecie to raptem… 11,7 bln dolarów.
Przez 6 lat Chiny nie zwiększały rezerw złota i nagle w krótkim czasie je podwoiły. A trzeba pamiętać, że złoto jest nadal, według MFW, jedną z dopuszczalnych postaci rezerw walutowych. W związku z tym Chiny utrzymują niewinnie, że po prostu wykonują postanowienia statutu MFW.
Ale Amerykanów ten nagły apetyt Chińczyków na złoto niepokoi: to przecież sygnał utraty zaufania do dolara. Chiny stały się w ten sposób 5. światowym posiadaczem rezerw w złocie. USA co prawda raportują posiadanie rezerw złota w wysokości 8100 ton, ale nie całe to złoto jest w dyspozycji USA. Są wszak tzw. deep storage gold, a GATA (Gold Anti-Trust Committee) podaje, że te ilości mogą realnie nie istnieć. W dodatku Jake Tawne informuje (Yet Another Champion of the Constitution, Nolan Chart, Friday, April 24, 2009), że jakieś rezerwy złota znajdują się także w państwowych bankach chińskich i teoretycznie nie należą one do rezerw banku centralnego. Tak naprawdę to nikt nie wie, ile już teraz Chiny mają złota.
Należy też dodać, że społeczeństwa azjatyckie – zwłaszcza w Chinach, Indiach, także w Japonii – są tradycyjnie przywiązane do złota jako środka tezauryzacji. Być może, stwierdza Jake Towne, kiedyś świat obudzi się uświadamiając sobie, iż największymi posiadaczami złota są Indie i Chiny. Dla uzupełnienia trzeba dodać, że Chiny w zeszłym roku kupiły dominujący pakiet akcji największego producenta złota w RPA. Ciekawe, że inni posiadacze złota, np. bliskowschodni eksporterzy ropy, włącznie z Wenezuelą i bankami na Karaibach (raje podatkowe) – nie dokonywały obrotów złotem. O Rosji brak danych.
Jeśli rząd chiński – główny nabywca amerykańskich obligacji – zwiększa zapasy złota, jeśli w dodatku chce wprowadzenia waluty światowej niezależnej od dolara, to rodzi się pytanie: co będzie dalej? Kto kupi kolejne emisje obligacji? Amerykanów niepokoi nagły spadek dynamiki zakupów obligacji amerykańskich przez Chiny. W 2008 r. przyrost zakupów wyniósł 53 proc., a w I kwartale 2009 r. – tylko 9 proc. (w ujęciu rocznym). Jeśli dodać, że w marcu 2009 r. wzrost wynosił tylko 0,7 proc. – to trend jest wyraźny. Czyżby oznaczało to, że zaczął się odwrót od papierowego dolara i wyścig tworzenia rezerw „prawdziwych” pieniędzy? Tak twierdzi kongresman (i kandydat w ostatnich wyborach prezydenckich) Ron Paul. Obywatele, nie ufając pieniądzu papierowemu, powinni według niego zastanowić się, jak stać się własnym centralnym bankiem. Być może jednak Chiny tylko „nakręcają” rynek złota, przy okazji mogąc szantażować z niewinną miną amerykański rząd? A może zbliża się światowa rewolucja monetarna?
TOMASZ GRUSZECKI