Zastanawiając się nad największym krachem finansowym od czasu wielkiego kryzysu lat 30., wielu decydentów i ekspertów stwierdziło, że „najgorsze, co może być, to zmarnować szansę, jaką daje kryzys”. To prawda. Jeśli zaprzepaścimy okazję, jaką dał nam ostatni kryzys, by przeprowadzić konieczne reformy, stworzymy warunki sprzyjające kryzysom o większej sile rażenia.
Byłoby czymś strasznym i tragicznym, gdyby tę szansę zmarnowano. Tymi słowami Nouriel Roubini, profesor Uniwersytetu Nowojorskiego, oraz Stephen Mihim, wykładowca na Uniwersytecie Georgii kończą „Ekonomię Kryzysu”, książkę analizującą największy finansowy krach ostatnich dziesięcioleci.
Przed porównywalną szansą stoi obecny rząd, który już kolejny raz zamierza dokonać zmian w systemie emerytalnym. Zamierza, ale czy dokona? Mimo wielogodzinnych rozmów i zapowiedzi, że liderzy koalicyjnych partii, Premier Donald Tusk i wicepremier Waldemar Pawlak, wspólnie przedstawią wypracowany kompromis w sprawie zrównania i podwyższenia wieku emerytalnego kobiet i mężczyzn, do wspólnego ogłoszenia sukcesu nie doszło, a w koalicji obserwujemy największe dotąd przesilenie. Wprawdzie zarówno PO jak i PSL zgadzają się, że trzeba uelastycznić zapowiedziane przez szefa rządu zmiany, to jednak szczegółów, w jaki sposób to uczynić dotąd nie ustalono. Z ust polityków koalicji padały różne rozwiązania, do których zaliczyć można m.in.: tzw. emerytury cząstkowe, które miałby polegać na tym, że kobiety po ukończeniu 62 roku życia, a mężczyźni po ukończeniu 65 roku, mogliby dostawać świadczenia finansowane z ich własnego kapitału emerytalnego, czy dopłaty do kapitału emerytalnego kobietom, które urodziły dzieci w wysokości 20-30 tys. zł za każde dziecko.
Forsowane podwyższenie wieku emerytalnego, podobnie jak wcześniejsza zmiana wysokości składki przekazywanej do Otwartych Funduszy Emerytalnych zdaje się mieć tylko jeden cel: bieżące oszczędności. Wydłużenie aktywności zawodowej spowoduje, że nie trzeba będzie podnosić składki emerytalnej do około 30 proc. lub zmieniać stawki podatku VAT. Proponowana zmiana już w 2016 roku ma przynieść publicznym finansom 10 mld zł, a rok później nawet 20 mld zł., by w 2020 r. sięgnąć 48,7 mld zł. Co roku budżet dopłaca do emerytur bowiem około 70 mld zł. Wszystkie te zmiany prowadzone są pod hasłem, iż dłuższa aktywność zawodowa ma sprawić, że emerytury będą wyższe. Nie da się ukryć, że faktycznie tak będzie. Nasuwa się jednak pytanie, dlaczego wcześniej nikt nie ostrzegał nas o dramatycznie niskich emeryturach. Odpowiedź na to pytanie jest prosta. Prawdziwym problemem rządu jest fakt, iż szybko spada liczba osób w wieku produkcyjnym przypadających na jednego emeryta. W 2010 r. stosunek ten wynosił 3,9 zaś w 2060 ma wynosić zaledwie 1,3. To oznacza, że bez szybkich i radykalnych działań grozi nam zapaść systemu emerytalnego.
Samo podniesienie wieku emerytalnego, podobnie jak wcześniejsza zmiana wysokości składki przekazywanej do Otwartych Funduszy Emerytalnych nie jest rozwiązaniem problemów, z którymi borykać się będziemy w przyszłości. Nie mniej jednak uzbraja rząd w szalenie cenne oręże, jakim jest czas, poprzez odsunięcie problemów wynikających z demografii. Odłożenie w czasie tego, co nieuniknione jest rozwiązaniem krótkowzrocznym, dlatego poza proponowanymi zmianami rząd powinien wprowadzić szereg zachęt do dodatkowego oszczędzania na cel emerytalne. Te obowiązujące dziś, choćby dla oszczędzających na Indywidualnych Kontach Emerytalnych czy Indywidualnych Kontach Zabezpieczenia Emerytalnego są mało atrakcyjne. Świadczyć może o tym fakt, iż zaledwie mniej niż 20% z nas odkłada regularnie środki z myślą o emeryturze. Niecały milion Polaków IKE, zaś mniej niż 400 tys. Polaków oszczędza w PPE. Bez zmiany nastawienia Polaków do dobrowolnego oszczędzania w ramach III filaru nasze przyszłe świadczenia, niezależnie od tego, czy podwyższony zostanie wiek emerytalny, czy nie i tak będą znacząco odbiegały od oczekiwań. Rząd powinien, zatem, poza doraźnymi działaniami zaproponować kompleksową zmianę, która umożliwi diametralne odwrócenie naszego nastawienia do regularnego oszczędzania.
Działania takie, choć także zapewne mało popularne społecznie, budowałby podwaliny nowego ładu emerytalnego w naszym kraju, a tym samym pozwoliłby obecnej kolacji na ogłoszenie znaczącego sukcesu. Czy rządzącym starczy odwagi, aby przedstawić kompleksową reformę systemu emerytalnego, czy nadal obserwować będziemy łatanie przeciekającej łodzi zamiast wymiany całego jej poszycia? Jedno jest pewne, jeśli sami nie zaczniemy oszczędzać emerytura może nas rozczarować.
Źródło: Getin Noble Bank