W USA nadal w środę najważniejsze było to, co działo się przed sesją w Europie. Interesujące było to, że europejskie nieszczęścia, które poniżej podsumuję, nie doprowadzały do istotnych spadków indeksów na giełdach europejskich.
Dopóki amerykańskie indeksy nie zaczęły nurkować to europejskie giełdy praktycznie na złe informacje nie reagowały. Dopiero Amerykański pesymizm doprowadził do 1,5. procentowych spadków indeksów. Widać było gołym okiem, że gracze europejscy wręcz cieszą się ze złych informacji, bo przyśpieszają one zgodę polityków na masowy druk euro albo na emisję euroobligacji.
Popatrzmy, co się w Europie wydarzyło. Przed południem na rynek trafiło kilka recesyjnych danych makro. Potem agencja ratingowa Standard & Poor’s ostrzegła, że jeśli rentowności długu będą nadal tak wysokie to część strefy euro wejdzie w recesję, co zwiększy presję na obniżkę ratingów. Agencja Fitch opublikowała raport dotyczący Francji. Agencja twierdzi, że jeśli skala kryzysu się pogłębi, a Francja będzie musiała uruchomić gwarancje, które dała funduszowi EFSF to zadłużenie sięgnie 95 procent PKB, co zmusi agencję do obniżki ratingu AAA. W końcu, co było szokiem, Niemcom nie udało się sprzedać całej puli (6 mld euro) obligacji dziesięcioletnich z rentownością 2 procent. To zszokowało Amerykanów (mniej Europejczyków).
W USA w środę opublikowanych zostało wiele raportów makro. Były niejednoznaczne. Ilość nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych złożonych w ostatnim tygodniu wzrosła nieco mocniej niż oczekiwano (do 393 tys.). Raport o zamówieniach na dobra trwałego użytku był lepszy od oczekiwań. Zamówienia w październiku co prawda spadły (0,7 proc.), ale oczekiwano spadku większego. Bardziej istotne zamówienia bez środków transportu wzrosły o 0,7 proc. m/m (oczekiwano spadku o 0,1 proc.). Raport o październikowych dochodach/wydatkach Amerykanów był słaby. Co prawda przychody wzrosły o 0,3 proc. m/m, czyli nieco mocniej niż oczekiwano, ale wydatki (a to jest bardziej istotne) wzrosły jedynie o 0,1 proc. (oczekiwano 0,3 proc.). Ostateczny odczyt indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan (64,1 pkt.) był nieznacznie niższy od prognoz z połowy miesiąca.
Na rynku akcji istotne powinno być to, że w środę była wigilia Dnia Dziękczynienia, a w piątek sesja jest o 3 godziny skrócona. W drugiej części sesji zazwyczaj niewiele się dzieje, bo na parkietach panują pustki. Tym razem też wolumen spadł, ale to bykom nie pomogło. Wydawało się, że pomoże czekanie na Czarny Piątek (sieci sprzedaży wreszcie zaczynają zarabiać), ale z tym też był problem. Strach był zbyt duży. W końcu nie wiadomo, co stanie się w Europie podczas amerykańskich świąt. Końcówka sesji była fatalna. Indeksy spadły po ponad dwa procent, a jedynym sensownym wsparciem stał się na S&P 500 dołek z początku października (1.074 pkt.).
GPW rozpoczęła środową sesję spadkami indeksów. Powielała to, co działo się na innych giełdach. Poprawa nastrojów w Europie zaowocowała szybką redukcją strat. Nadal największy (negatywny) wpływ miał spadek cen akcji KGHM (tym razem szkodził przede wszystkim spadek cen surowca). Po wypowiedziach kanclerz Merkel WIG20 znowu zaczął się osuwać. Sytuację znacznie pogorszył wynik aukcji niemieckich obligacji i dane o zamówieniach w strefie euro. WIG20 okazał się być w tej fazie dużo słabszy od innych indeksów zagranicznych.
Przed pobudką w USA, a po ostrzeżeniu agencji Fitch pod adresem Francji indeksy znowu zaczęły się (bardzo powoli) osuwać. Po publikacji (niejednoznacznych) danych makro w USA indeks nieco wzrósł, ale potem było już tylko gorzej. Amerykanie nie chcieli ratować świata, a to przeceniało indeksy w Europie. WIG20 stracił 1,73 proc. Uważam, że jeśli na rynku europejskiego długu nie zobaczymy dzisiaj dramatu to indeks powinien dzisiaj zakończyć dzień zwyżką.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi