Nawet pomijając rekordowo intensywny handel akcjami PKO nietrudno zauważyć gwałtowny skok obrotów na ostatnich dwóch sesjach. Wyjątkowa determinacja, z jaką duże fundusze zbierały „pracowniczą” podaż bankierów (nie tylko nie dopuszczając do przeceny ale windując cenę PKO na rekordowe poziomy), okazała się silnym prowzrostowym bodźcem dla prawie całego rynku. Na wtorkowej sesji popyt szturmował akcje innych banków i aż dziw bierze, że odmówiono sobie poziomu tysiąca złotych za jeden walor BPH.
Przytoczmy nieco rutynowej statystyki związanej z sesją GPW odbywającą się w rocznicę Rewolucji Październikowej oraz w dniu wyborów kongresowych i stanowych w USA. Indeks WIG20 wzrósł o 1,81 proc. i zakończył wtorek na poziomie 3251,01 pkt przy obrotach 1 mld 584 mln zł (w tym 463 mln na PKO rosnącym o 5,4 proc. do 41,95 zł). MIDWIG po tygodniowej przerwie powrócił na ścieżkę rekordów, osiągając na zamknięciu 3676,12 pkt (dzienny wzrost o 1,06 proc. przy zwracających uwagę obrotach 327 mln zł). Dzięki sile TP SA indeks TECHWIG wzrósł o 1,14 proc. do 1234 pkt i pozostawia pięcioletni szczyt z maja już o 80 pkt w tyle.
Sądząc po wypowiedziach licznych analityków i osób z funduszowego biznesu (siłą rzeczy stronniczych), przed indeksem WIG20 nie ma innej przyszłości jak tylko atak i to skuteczny na majowy szczyt w okolicach 3350 punktów. Już się pojawiło kilka prognoz na rok 2007, oczywiście przewidujących kilkunastoprocentowy wzrost polskich indeksów. Bodaj najbardziej optymistyczną wizję przedstawił wczoraj po zamknięciu sesji jeden z maklerów Beskidzkiego Domu Maklerskiego. Według jego wypowiedzi rekordowe poziomy WIG20 przywita w tym tygodniu, natomiast jeszcze w listopadzie br. ujrzymy… 3500 punktów. Tymczasem wiosną jedna ze znanych postaci polskiego rynku finansowego wieściła nawet poziom 4000 dla indeksu WIG20. Czym się to skończyło w maju, wiemy wszyscy i tej lekcji nie można negować euforycznymi nastrojami.
Oczywiście zwiększona aktywność największych inwestorów dowodzi o sile rynku i jest książkowym potwierdzeniem ostatniego ruchu cen. Do zakupów dodatkowo zachęcało zdecydowane wybicie indeksu Dow Jones Industrial Average na nowe szczyty, swoją ważną rolę odgrywa także widoczne umocnienie walut rynków wschodzących. Jeśli jest to już tzw. rajd Świętego Mikołaja, to można giełdom pogratulować rozpoczęcia długiego finiszu. Jednak w poprzednich latach u progu jesieni miały miejsce otrzeźwiające, przejściowe zniżki kursów o ok. 10 procent, zanim przystąpiły one do odrabiania (z nawiązką) strat w listopadzie i grudniu. Obecnie efekt ten nie wystąpił, a zamiast niego niemała część światowych indeksów wspięła się na dziewicze poziomy.
Podsycane kolejnymi zapowiedziami o fuzjach zdecydowane zakupy akcji na giełdach światowych wskazują na dyskontowanie bardzo pozytywnego scenariusza dla gospodarki USA. O słabym odczycie amerykańskiego PKB za III kwartał już zdążono zapomnieć, delektując się rekordowo niskim bezrobociem (4,4 proc.). W takich okolicznościach indeks DJIA otarł się we wtorek o poziom 12200 pkt, zwyżkując ostatecznie o 0,42 proc. do 12156 pkt. Indeksowi S&P500 po wzroście o 0,22 proc. do 1382 pkt brakuje do szczytów z początku 2000 r. około 10 procent. A wczoraj przecież odbyły się kluczowe dla administracji Busha wybory do obu izb Kongresu.
Według wstępnych danych niesprzyjające Republikanom sondaże znalazły potwierdzenie w rzeczywistości. Po dwunastu latach Demokraci powrócili do władzy w Izbie Reprezentantów uzyskując 219 z 435 miejsc, a ich sukces okraszony zostanie pierwszym w historii Stanów kobiecym przewodnictwem w tej izbie (Nancy Pelosi). Wciąż nieznane są rozstrzygnięcia w Senacie, jednak walka jest niezwykle wyrównana. W przypadku podwójnego zwycięstwa Demokratów prezydentowi Bushowi druga część kadencji upłynie mniej przyjemnie. Na otarcie łez dla Republikanów, w wyborach stanowych Arnold Schwarzenegger pozostanie na stanowisku burmistrza Kalifornii na kolejną kadencję.
Zwycięstwo Demokratów nie będzie dobrą wróżbą dla amerykańskiej gospodarki, czyli też dla indeksów giełdowych (w dłuższym terminie). Izba Reprezentantów jest odpowiedzialna za budżet państwa, a wiadomo nie od dziś, że partia demokratyczna kontestuje cięcia podatkowe republikańskiego autorstwa. Chociaż mało realne jest zniesienie trwającego do 2010 r. programu, to podwyżki podatków dla wielkiego biznesu (w tym naftowego) są bardzo prawdopodobne. Lewicowe hasła podniesienia od lat nie waloryzowanej płacy minimalnej także muszą znaleźć finansowanie. Ponadto oczywiste jest, że zostanie obrany nowy kurs wobec amerykańskiej działalności zbrojnej m. in. w Iraku. Nieco patowa sytuacja polityczna w USA ochrzczona jest terminem „gridlock”, oznaczającym zator w ruchu ulicznym. Zrodzi ona konieczność licznych kompromisów, nie lubianych przez rynki finansowe.
Wobec takiej sytuacji dolar był ostatnio pod presją sprzedających, osłabiając się na rodzimym rynku do poziomu 3 zł. Trzeba powiedzieć, że jest to trzeci w tym roku test tej bariery. Poprzednie dwa były nieudane i miały miejsce na początku maja i na początku sierpnia. Wówczas następował zwrot, a odnosząc tamte zachowania do ówczesnych notowań giełdowych trudno podejrzewać przypadkową zbieżność.
Jeśli i tym razem dolar obroni okolice 3 złotych i zacznie drożeć również względem innych walut rynków wschodzących, to marzenia o nowych rekordach giełdowych indeksów można odłożyć na bok. Oznaki wytracania impetu hossy widać było wczoraj na giełdach w Meksyku i Brazylii. Zwyżki, zwłaszcza w Meksyku były ostatnio na tyle znaczące, że tamtejsza giełda może poddać się bardziej gwałtownej korekcie.
Dzisiaj serwisy będą „żyły” amerykańskimi wyborami, natomiast oczekiwana podwyżka stóp procentowych w Australii przejdzie raczej bez echa. Zniżkujący o 1 procent indeks Nikkei i lekko ujemne otwarcie (-0,5 proc.) na giełdach europejskich raczej nie pozwoli na dalsze zwyżki w Warszawie. Tym bardziej, że przed sesją TVN ujawnił raport kwartalny a w nim… 3,3 mln straty netto. Wydaje się, że w zakupach wielu akcji ostatnio znacznie się zapędzono.