Drogi frank to zła wiadomość dla osób zadłużonych w tej walucie, ale dobra dla potencjalnych chętnych na taką pożyczkę. Sęk w tym, że o kredyt we franku nie jest łatwo.
Jeszcze niedawno frank szwajcarski był najpopularniejszą walutą na rynku kredytów hipotecznych, dziś w swojej ofercie ma go tylko osiem banków, a udział franka w udzielanych kredytach spadł w ciągu dwóch lat z 78,1 do 5,4 procent. I choć w trzecim kwartale ubiegłego roku odsetek ten wzrósł o 1 pkt proc., nie ma szans na to, by frank odzyskał dawny blask, bo pożyczyć w tej walucie jest po prostu trudno i nic nie zapowiada zmiany sytuacji.
Wartościowy udział kredytów hipotecznych we franku w całym rynku w Polsce (wg kwartałów)
Źródło: Związek Banków Polskich
Aktualnie tylko osiem banków proponuje zakup nieruchomości na kredyt rozliczany w szwajcarskiej walucie, są to: Alior Bank, Bank BPH, Deutsche Bank PBC, mBank, MultiBank, Nordea Bank Polska, PKO Bank Polski oraz Polbank EFG. Niestety, o dobry kredyt nie jest łatwo, bo atrakcyjne oferty często mają ograniczenia.
Spośród nich najlepiej prezentują się oferty Banku BPH, Deutsche Banku PBC oraz Nordei. Przy 20-proc. wkładzie własnym banki te proponują marże z przedziału 2,6-2,7 pkt proc., co w połączeniu z bardzo niską stawką LIBOR 3M (aktualnie 0,17 proc.) daje kredyt oprocentowany na mniej niż 3 procent. Kredyty walutowe są jednak dodatkowo obciążone spreadem (bank udziela kredytu po kursie zakupu waluty, ale spłacamy go po wyższym kursie sprzedaży), jednak nawet biorąc pod uwagę wysoki spread 9,5 proc. (ma taki Deutsche Bank PBC) rata atrakcyjnego kredytu w złotych z marżą 1,2 pkt proc. jest aktualnie wyższa od tej frankowej z marżą 2,6 o prawie 18 procent. Przy spreadzie 6-proc. (Bank BPH) różnica rośnie do 22 procent. Dla 30-letniego kredytu na 300 tys. zł oznacza to około 300 zł oszczędności na racie już w pierwszym miesiącu.
Warto jednak zauważyć, że taka atrakcyjna oferta nie jest dla każdego. Deutsche Bank PBC kredytów we franku udziela tylko osobom zarabiającym co najmniej 12 tys. zł netto, w Banku BPH z kolei obowiązkowy jest 20-proc. wkład własny, który dla części klientów jest nieosiągalny. Z trzech banków oferujących w miarę niskie marże najbardziej elastyczna jest Nordea, w której minimalny wkład własny to 10 proc., a na dodatek bank jest w stanie udzielić kredytu na 40 lat (BPH i DB PBC na 30 lat).
Pozostałe „frankowe” banki mają mniej atrakcyjną ofertę i marże wahają się od 4,1 pkt proc. w mBanku i MultiBanku (a i tak jest to kredyt trudno dostępny, bo aby pożyczyć 300 tys. zł trzeba zarabiać co najmniej 7,5 tys. zł netto) do 6,76 pkt proc. w PKO BP. Kredyt z taką marżą, po wliczeniu spreadu walutowego traci na atrakcyjności, bo rata jest podobna do tej w kredycie złotowym lub nawet od niej wyższa. Zaciąganie kredytu we franku z tak wysoką marżą mija się zatem z celem.
Klienci zainteresowani kredytem w obcej walucie muszą być świadomi podejmowanego ryzyka kursowego. I choć według prognoz ekonomistów szanse na osłabienie franka są większe niż na umocnienie, to rozważając zaciągnięcie kredytu w tej walucie należy przekalkulować, jak zachowałby się budżet domowy gdyby rata wzrosła o 20 czy nawet 30 procent. Jeśli okaże się, że posiadamy taki bufor bezpieczeństwa i mamy skłonność do ryzyka, wówczas kredyt we franku jest atrakcyjnym rozwiązaniem.
Źródło: Open Finance