Jako znani miłośnicy wiadomego napoju, nie mogliśmy się powstrzymać przed wykorzystaniem ich hasła reklamowego. Ale taka jest prawda – słowo „fuzja” działa na bankowców jak Red Bull. My tu się o BPHu tak rozpisujemy – ale jak się okazuje Pekao S.A. dostało takiego przyspieszenia, że po prostu – jak nie ten sam bank.
Jeśli kiedyś maszyna biurokratyczna trawiła coś tygodniami, to teraz to magiczne słówko dodaje sprawie skrzydeł! I wszyscy jak na komendę powtarzają: „musimy w tym, w tym i tamtym segmencie, w momencie fuzji, być lepsi od BPHu”. Nie chodzi tutaj tylko o same udziały rynkowe, ale również o dynamikę samego wzrostu. Nie dziwi zatem fakt ostatnich ruchów BPHu, który jak szalony wprowadza kolejne promocyjne oferty. Co to oznacza? Że o ile wiadomo – że połączenie będzie, to nie jest jeszcze do końca rozstrzygnięte, na jakich odbędzie się ono zasadach i warunkach. Skoro Włosi potrafią liczyć i zarabiać, to dwa razy zastanowią się, czy opłaca się na pewno rezygnować z ludzi i oferty Banku BPH. To takie spekulacje – ale coś w tym musi być, skoro w Pekao, który w końcu ma za plecami UniCredito, też zaczęło się dużo dziać. Pierwsze efekty, czysto propagandowe, już są w postaci obniżki oprocentowania KK. Za dosłownie chwilkę ruszy nowa oferta dla korporacji. Całkiem możliwe, że jeszcze do listopada coś się więcej ruszy – zwłaszcza, że nie powinniśmy zapominać, że Pekao S.A. to również fundusze inwestycyjne. W ciągu ostatniego roku udział w tym trudnym przecież rynku wzrósł z 32,3 do 36,4%! Nastąpił mocny wzrost sprzedaży kredytów konsumenckich i korporacyjnych, a także kredytów mieszkaniowych.
Pekao S.A. swoje niepodważalne argumenty ma. O ile BPH robi dobrze klientowi, to „Żubr” po prostu jest prawdziwą maszynką do robienia pieniędzy. A przecież o to właśnie w tym biznesie chodzi! Jednym słowem – można się spodziewać, że do momentu fuzji – BPH pójdzie przodował w akwizycji nowych klientów, a Pekao S.A. będzie parło w wyniki – co będzie zapewne połączeniem akwizycji, z lepszymi warunkami skierowanymi do już pozyskanych klientów. Zwycięzcę tej rywalizacji poznamy już za kilka miesięcy.
Wyścig dwóch gigantów trwa, ale to nie znaczy, że inni zasypują gruszki w popiele. I u nich słowo „fuzja” wywołuje dreszcz emocji. Nie raz i nie dwa pisaliśmy o zmianach w ofercie głównych konkurentów – i właśnie to lada dzień się zacznie materializować… Jakoś tych klientów trzeba będzie przyciągnąć. Skoro wszyscy ładują w reklamę, to dobrym wabikiem może być cena! W efekcie może dojść do prawdziwej wojny cenowej na rynku bankowym. Jej początki na upartego można już w sumie zaobserwować na najważniejszych dla banków obszarach: rachunków osobistych, kart kredytowych, kredytów hipotecznych, również funduszy inwestycyjnych… Firmy też powinny być zadowolone – bo w ich przypadku może ceny tak bardzo w dół nie idą, ale za to polepsza się jakość i zakres ich obsługi.