Piątkowe otwarcie na jednoprocentowym wzroście po wczorajszych zwyżkach w Stanach nie było niczym nadzwyczajnym. Było wręcz słabe a dodatkowo optymizm ulatniał się wraz z upływającym czasem i coraz mniejszymi obrotami. Aktywność każdej strony giełdowych zmagań zamarła po godzinie kiedy rynek jeszcze utrzymywał się na minimalnych plusach.
Następne kilka godzin to absolutna stabilizacja ze zmianami rzędu kilku punktów. Choć podaż stopniowo zbijała ceny walorów to cały rynek przed większym spadkiem bronił KGHM zyskujący ponad 3 proc.
Wyrwanie z marazmu zapewniły dopiero dane ze Stanów. Dobrym sygnałem był aż o procent wyższy od oczekiwań wzrost przychodów Amerykanów (1,4 vs. oczekiwane 0,4 proc.), wydatki natomiast zamiast 0,4 proc. zwiększyły się zaledwie o 0,3 proc., ale w najważniejszej kategorii (usług) nie
zanotowano żadnego wzrostu. Dla gospodarki niemal całkowicie usługowej to minus, choć niewątpliwym plusem jest fakt, że w maju miał miejsce największy wzrost przychodów od roku, a wzrost wydatków ma miejsce po raz pierwszy od trzech miesięcy. Skąd taka poprawa? Cięcia podatków oraz wypłaty z opieki społecznej zasilanej stymulującą gotówką z administracji Obamy. Ponadto przekonanie, że trzeba być przygotowanym na najgorsze spowodowało wzrosty stopy oszczędności Amerykanów do 6,9 proc., czyli poziomu najwyższego od 15 lat. Negatywnym odczytem był gorszy, niż przewidywania wskaźnik wydatków osobistych PCE. Ogólnie dane nie stanowiły żadnego impulsu, a na rynkach widoczna była zaledwie sekundowa poprawa, po której rynki pogłębiły spadki, a WIG20 otarł się o poziom neutralny.
Odwrócenie spadkowej tendencji przyniosło dopiero rozpoczęcie sesji w Stanach. Gdy tam po negatywnym otwarciu byki od razu wyszły na plusy poprawa była widoczna również na krajowym rynku i… ponownie po chwili wróciliśmy do poziomu startu. W końcówce najmniejszego znaczenia nie miał indeks nastroju Uniwersytetu Michigan, który był o całe 2 pkt. wyżej niż prognozy, ale rynki wiedzą, że nastoje to jedno, a działania to drugie, co świetnie pokazała dziś stopa oszczędności. Nikt nie chce wydawać więcej niż musi.
Ostatecznie udało się zakończyć na mikroplusie, ale podczas całej sesji największe wrażenie robił obrót i jego porażająco niska wielkość. WIG20 z trudem uzbierał przez cały dzień 416 mln złotych, czyli dla porównania niewiele więcej ile podczas wczorajszego debiutu sama Bogdanka! Tak śmiesznie niskie wartości świadczą o tym, że akcjami dziś nie interesował się nikt z instytucji finansowych, a handlowali tylko indywidualni gracze, zatem znaczenie sesji na przyszły tydzień jest żadne. Z kończącego się tygodnia płynie jednak wniosek, że po spadku nie było ani chęci, ani kapitału do odbicia, więc akcje są nadal za drogie i spadki są bardziej prawdopodobne niż wzrosty. Na razie docelowy poziom to okolice 1750 pkt.
Źródło: AZ Finanse