Silnymi spadkami cen akcji zakończyła się wtorkowa sesja w Nowym Jorku. Inwestorzy kupowali tylko złoto i szwajcarskiego franka, który poprawił historyczne rekordy względem euro i dolara. Nie pomogło nawet uchwalenie przez Senat podniesienia limitu długu USA.
We wtorek amerykański Senat większością głosów 74:26 przegłosował ustawę podwyższającą limit zadłużenia publicznego Stanów Zjednoczonych o 2,1 biliona dolarów połączonych z cięciami budżetowymi opiewającymi na 2,4 bln USD w perspektywie 10 lat. Prezydent Barack Obama szybko podpisał ten akt prawny, dzięki czemu USA w ostatniej chwili uniknęły niewypłacalności.
Ale życie lubi być złośliwe i bezlitośnie kpi z analityków usiłujących przepowiadać przyszłość. Jeszcze w piątek niemal wszyscy giełdowi eksperci twierdzili, że pozytywne rozstrzygnięcie sporu politycznego w Waszyngtonie doprowadzi do euforycznych wzrostów cen akcji i wyniesie amerykańskie indeksy na nowe maksima post-recesyjnej hossy.
Tymczasem we wtorek Dow Jones, S&P500 oraz Nasdaq solidarnie straciły po przeszło 2%. Na uwagę zasługuje zwłaszcza 2,5-procentowy zjazd S&P500, który z marszu przełamał wsparcie w postaci 200-sesyjnej średniej i odnotował siódmą z rzędu spadkową sesję, bez walki schodząc poniżej poziomu czerwcowych minimów. Giełdowe byki skapitulowały bezwarunkowo i nawet nie próbowały kontrować.
Najwyraźniej proces erozji zaufania do Stanów Zjednoczonych postępuje szybciej niż sądzili najwięksi pesymiści, którzy od kilku kwartałów argumentują, iż Biały Dom jest faktycznym bankrutem. Dziś nawet analitycy z trzech amerykańskich agencji ratingowych wprost przyznają, że USA nie zasługują na najwyższą z możliwych ocen wiarygodności kredytowej.
Po podniesieniu limitu amerykańskiego długu publicznego Fitch Ratings ostrzegł, że do końca miesiąca Ameryka może utracić swój ekskluzywny rating AAA. Wcześniej przed podobną ewentualnością ostrzegały Moody’s oraz Standard & Poor’s. Mimo to amerykańskie obligacje skarbowe sprzedawały się dziś jak świeże bułeczki, a rentowność papierów 10-letnich spadła do zaledwie 2,62% (czyli nawet poniżej oficjalnej inflacji CPI) i była najniższa od listopada.
Drożały też inne defensywne aktywa: ceny złota ustanowiły nowy nominalno-dolarowy rekord na poziomie 1.659 USD/oz. Frank szwajcarski systematycznie zmierza do parytetu 1:1 z euro, zaś jeden dolar kosztował dziś zaledwie 76,40 szwajcarskich rapów.
Dodatkowych powodów do obaw dostarczyły kolejne słabe dane makroekonomiczne, choć ich znaczenie zostało chyba wyolbrzymione przez giełdowych komentatorów. Drugorzędny zazwyczaj rządowy raport o wydatkach i dochodach Amerykanów pokazał pierwszy od dwóch lat nominalny spadek tych pierwszych. Po bardzo słabym odczycie ISM i kiepskich raportach z rynku pracy to kolejny sygnał ostrzegawczy przed nawrotem recesji w USA.
Źródło: Bankier.pl