Pojawił się nie mały problem – inflacja w naszym kraju jest bliska poziomu
5%. Wartość niebagatelna – porównywalna z tą z roku 2001. Do celu inflacyjnego NBP ustalonego na poziomie 2,5%, jest wciąż bardzo daleko. Czy ta sytuacja to przejściowe problemy, czy to początek globalnej klęski gospodarczej? Drogie paliwa – kuleje branża transportowa, droga żywność (w ciągu kilku ostatnich miesięcy niektóre podstawowe artykuły spożywcze zdrożały o kilkadziesiąt procent: chleb, przetwory mleczne, mięso, owoce itp.) – wynik problemów krajowego rolnictwa, związany z wysokimi cenami nawozów sztucznych, hodowli zwierząt. Od początku roku już kilkakrotnie mieliśmy
do czynienia z rosnącymi cenami energii elektrycznej (drogi węgiel), gazu. Rośnie również oprocentowanie kredytów (ciągle rosnące stopy procentowe) – już prawie 1,5 mln kredytobiorców w związku z tym ma problemy ze spłatą swoich zobowiązań. Wysokie jest też opodatkowanie – szczególnie to podatkiem akcyzowym (paliwo, papierosy).
Wydaje się, że w związku z tymi problemami, dość mocno nadszarpnięte zostały nasze portfele. Co uspokoi społeczne, niezbyt optymistyczne nastroje? Na pewno nie prognozy na najbliższe miesiące. Czy kolejne sugerowane podwyżki stóp procentowych mogą zatrzymać ten proces? A może czas odstawić auta na parking (byle nie płatny), zmniejszyć porcje żywnościowe i ograniczyć ogólnie rozumianą konsumpcję? Jeśli rząd nie znajdzie złotego środka na inflacyjną spiralę być może ten przykładowy scenariusz stanie się faktem.