Z pozoru wydawało się, że wszystko sprzyja bykom. Microsoft zatwierdził 40 mld USD na skup własnych akcji. Zwiększył też dywidendę o 18 procent. Poza tym media poinformowały, że japoński bank Mitsubishi UFJ Financial kupuje 20 procent akcji Morgan Stanley. Dodatkowo NYSE i NASDAQ dodały 100 spółek do listy firm, na których akcjach nie można przeprowadzać krótkiej sprzedaży. To nie wszystko, bo na godzinę przed rozpoczęciem sesji dowiedzieliśmy się o telekonferencji ministrów finansów i szefów banków centralnych grupy G7, którzy poinformowali, że plan administracji USA jest tym, czego oczekiwali. Stwierdzili też, że G7 zrobi wszystko, co jest w mocy jej członków, żeby zapewnić stabilność rynków i będzie dążyła do poprawy efektywności regulacji prawnych i nadzoru.
Wydawałoby się, że takie oświadczenie bardzo bykom pomoże. Okazało się, że graczy zaniepokoiło. Wszyscy pamiętali, że w niedzielę Henry Paulson twierdził, iż USA rozmawiają z innymi krajami namawiając je do powołania podobnych instytucji ratujących rynki i podobno część z nich chciała przyjąć takie rozwiązania. Okazało się, że sekretarz skarbu minął się z prawdą. Wszyscy członkowie G7 stwierdzili, że im takie instytucje nie są potrzebne. Nawiasem mówiąc nie-amerykańskie banki, które nie prowadzą interesów w USA, a miały nieszczęście kupić „trujące” aktywa poniosą tego pełne konsekwencje. Uchylenie się od wspólnych działań i pozostanie przy słowach inwestorów zaniepokoiło.
Zastanawiano się też ciągle nad tym, po jakiej cenie będą skupowane aktywa i kiedy ten skup się rozpocznie. Brak odpowiedzi na te pytania chyba najbardziej graczy niepokoił. Twierdzono też (bardzo słusznie), że to przecież nie tylko problemy sektora finansowego szkodziły rynkowi akcji. Problemy miała cała gospodarka, a plan Paulsona tego nie zmieni. Może nawet zwiększyć inflację i sytuację pogorszyć (to prawda). Zaniepokoiła ich też opinia Merrill Lynch i JP Morgan Chase. Analitycy rekomendowali swoim klientom sprzedaż akcji średniej wielkości pożyczkodawców twierdząc, że nie skorzystają oni w sposób bezpośredni na planie pomocy i będą musieli wpisać część swoich aktywów w straty. Jeśli rzeczywiście taki będzie skutek działania planu to mniejsze banki będą padać jak muchy i powstanie z tego kolejny problem.
Indeksy od początku sesji osuwały się bez większej próby obrony rynku. NASDAQ spadłą już nawet o prawie 3 procent. Na dwie godziny przed końcem sesji rynek znalazł jednak dno i ustabilizował się (na niskim poziomie). Pozostawało czekać na końcówkę. Była jedną wielką paniką. Gwałtownie taniały przede wszystkim akcje banków. Prawdę mówiąc była to dla mnie panika zaskakująca. Tak szybkie załamanie się optymizmu i to tuż przed serią trzech wystąpień Bena Bernanke i Henry Paulsona w Kongresie jest nie tylko zaskakujące – jest niezwykle niepokojące. Jeśli taki plan rynków nie uratuje, to co je uratuje? Pozostaje liczyć (bo na zawale systemu nikomu przecież nie zależy), że widzimy olbrzymią zmienność, która nie doprowadzi do dramatu. Nie można jednak wykluczyć, że indeksy dzisiaj wzrosną i wcale niewykluczone, że wzrosną mocno (choćby pod wpływem wypowiedzi Bena Bernanke, szefa Fed zeznającego dzisiaj przed komisją Kongresu). Zmienność jest tak duża, że wszystko stało się możliwe.
GPW rozpoczęła poniedziałkową sesję wzrostem indeksów. Był on nawet całkiem spory, ale krótkotrwały. Indeksy zaczęły się szybko osuwać i w końcu zabarwiły się na czerwono. To była klasyczna korekta po piątkowym, dużym wzroście. Potem zachowywaliśmy się podobnie jak inne rynki europejskie. Indeksy wpierw trzymały się blisko poziomu piątkowego zamknięcia, a potem zaczęły się powoli osuwać. Dopiero pseudo-interwencja, czyli komunikat grupy G7, poprowadziły indeksy na północ. MWIG40 nadal jednak zanurzony były dość głęboko poniżej piątkowego zamknięcia.
Sesja kończyła się w czasie, kiedy indeksy w USA spadały już całkiem wyraźnie, ale zdecydowanie mniej niż w dalszym ciągu sesji. Polscy inwestorzy traktowali te spadki jako całkiem naturalną korektę po dużych wzrostach, a to co prawda hamowało popyt, ale nie pobudzało podaży. Udało się zakończyć sesję neutralnie, ale po wczorajszej przecenie w USA bardzo słabego otwarcia nie unikniemy. Co dalej? Zakładam, że szef Fed zrobi dzisiaj wszystko, co w jego mocy, żeby poprawić nastroje, więc sprzedawać akcji nie ma sensu, bo w środę powinniśmy zobaczyć na GPW wzrosty. Jednak pamiętać trzeba, że gwarancji tego, iż Ben Bernanke, poprawi nastroje przecież nie ma, a jeśli nie poprawi to sytuacja będzie dużo gorsza niż w czwartek w zeszłym tygodniu. W tej chwili najważniejsze to zachować spokój i poczekać do końca tygodnia – sytuacja musi się w tym czasie wyklarować.
Piotr Kuczyński
Xelion. Doradcy Finansowi