Dla zwiększenia naszego bezpieczeństwa gotowi jesteśmy akceptować zaostrzenie rygoru i coraz dokładniejsze kontrole w Internecie. Jeśli chcemy czuć się bezpiecznie, kompromisy w wirtualnym świecie są nam coraz bardziej potrzebne.
Przeprowadzony przez Gremiusa sondaż pokazał, że na początku tego roku 69 proc. ankietowanych Polaków opowiedziało się za bezpieczeństwem, rezygnując na jego rzecz z wygody. Świadomie wybrali wzmożone kontrole i dodatkowe rygory na lotniskach. Podobne decyzje podejmujemy na co dzień, zgadzając się na kamery monitorujące sklepy, restauracje i ulice, wzmożone patrole policji, przeszukanie kieszeni czy torebek przez ochronę koncertu. Im więcej takich obostrzeń, tym mniejsza swoboda życia codziennego. Ale i większe bezpieczeństwo.
Z podobną sytuacją spotykamy się w rzeczywistości wirtualnej. Sieć, która upraszcza dostęp do firm, sklepów, urzędów i banków, minimalizuje czas potrzebny do komunikacji, zrobienia zakupów czy realizacji płatności, staje się również polem do popisu dla coraz sprytniejszych nieuczciwych graczy. Aby nas przed nimi chronić, firmy i instytucje szpikują swoje systemy coraz bardziej nowoczesnymi zabezpieczeniami. Podobnie jak w „realu” dają nam one bezpieczeństwo, choć mogą wydłużać procedury dostępu do usług. Każde kolejne hasło, token, PIN, PUK czy NIK to jeszcze jeden ciąg cyfr do zapamiętania, kolejne minuty i pola do uzupełnienia. Ale i co ważniejsze, kolejna bariera dla nieuczciwych użytkowników sieci. Warto korzystać z tych zabezpieczeń cierpliwie i świadomie, wiedząc, jaką korzyść dla naszego bezpieczeństwa każde z nich przyniesie.
Pierwsze do uszczknięcia kilkunastu minut z naszego czasu są programy antywirusowe. Zazwyczaj są bezpłatne, ale dobranie odpowiedniego antywirusa i jego instalacja wymagają czasu. Musimy również pamiętać o regularnej aktualizacji. Jeśli jednak uświadomimy sobie, jakie mogą być konsekwencje zainfekowania komputera wirusami, czas przestaje być ważny. Utrata plików, przejęcie naszych danych i haseł, a w konsekwencji kradzież naszych pieniędzy czy zniszczenie systemów to wystarczające argumenty.
Trochę trudniej jest się nam przekonać do bezpiecznego wybierania adresów stron internetowych. Przyzwyczajeni jesteśmy do klikania w linki, które przenoszą nas do poszukiwanego portalu. To wygodne i szybkie rozwiązanie, ale niestety również bardzo prosty sposób na przekierowanie nas do fałszywej witryny, którą z trudem odróżnimy od właściwej. Tam w najlepszym przypadku czekają na nas wirusy atakujące nasz komputer. Gorzej, jeśli na taką fałszywą stronę trafimy logując się do sklepu internetowego lub naszego konta bankowego. Możemy stracić nasze dane i pieniądze. Dlatego najlepiej, aby adresy stron, z których najczęściej korzystamy, były zapisane w „ulubionych”. Zwłaszcza te, na których operujemy pieniędzmi, danymi finansowymi i osobowymi.
Na wyborze właściwego adresu witryny oczywiście procedury się nie kończą. Strony, za pośrednictwem których dokonujemy transakcji, naszpikowane są przeróżnymi zabezpieczeniami. Za część z nich odpowiadają operatorzy stron i takich zabezpieczeń często nawet nie zauważamy. Warto jednak zwrócić uwagę, czy połączenie ze stroną rejestracji lub logowania jest szyfrowane. Rozpoznamy to po początkowych znakach adresu strony i po symbolu kłódki, pojawiającym się w oknie przeglądarki. Właściwie szyfrowane połączenie powinno zaczynać się od liter „https”, a po kliknięciu, kłódka powinna pokazać nam ważność certyfikatu. Taki „rzut oka” na okno przeglądarki w poszukiwaniu symbolu kłódki powinien wejść nam w krew, zwłaszcza, jeśli płacimy przez Internet kartą płatniczą lub szybkim przelewem elektronicznym. Dzięki takim połączeniom mamy pewność, że wpisane przez nas dane są przesyłane przez sieć w postaci zaszyfrowanej. Osoby niepowołane nie będą mogły dzięki temu operować naszymi pieniędzmi.
Zapamiętanie wszystkich kodów może być czasem kłopotliwe, ale jest to podstawa bezpiecznego korzystania z płatności internetowych. Klasyczny zestaw, jakim dysponujemy dokonując operacji finansowych to identyfikator oraz hasło lub – w zależności od nazewnictwa przyjętego przez operatora strony – NIK i PIN. Te dwa ciągi cyfr powinny być przez nas najpilniej strzeżone i aby nie dostały się w niepowołane ręce, najlepiej je zapamiętać. Może to być nie lada wyczyn, bo każdy z nas ma do zapamiętania niezliczoną ilość haseł do skrzynek pocztowych i portali społecznościowych, kodów do domofonu, PIN-ów do telefonu i do kart płatniczych. Poza identyfikatorem i hasłem zazwyczaj czekają na nas dodatkowo hasła jednorazowe wpisywane z listy przesłanej nam przez bank, kody przesyłane na nasz numer telefonu lub te przepisywane z tokena. Cała operacja wymaga więc skupienia i zabiera trochę czasu, ale zapewnia naszym pieniądzom bezpieczeństwo.
Niezależnie od wszystkich zabezpieczeń mechanicznych czy systemowych, powinniśmy pamiętać o rozsądnej analizie sytuacji. Chwila refleksji może nas uchronić przed wieloma niebezpieczeństwami czyhającymi w sieci. Wykonując więc jakąkolwiek operację w Internecie, zastanówmy się, czy nie stajemy się łatwym łupem dla hakerów. Od razu zapomnijmy o surfowaniu po podejrzanych stronach, pobieraniu plików z nieznanych stron, korzystaniu z kont internetowych w kafejkach Internetowych i innych publicznych miejscach, udostępnianiu osobom trzecim haseł i kodów. Żadne zabezpieczenia nie pomogą, jeśli zapomnimy o zdrowym rozsądku.
Źródło: Platnosci.pl