Choć czwartkową słabość naszego rynku trudno bezpośrednio wiązać z wyborami, ostrożności inwestorów nie można wykluczyć. Oceny szans poszczególnych partii dokonują nie tylko agencje sporządzające sondaże, ale i banki inwestycyjne.
Indeks naszych blue chipów w czwartek tylko przez dwie godziny dotrzymywał kroku dynamicznie rosnącym indeksom europejskim. Później demonstrował swoją słabość, której przyczyn trudno się doszukać. Może to bliskość poziomu 2200 punktów skłoniła podaż do większej aktywności, a może chodziło bardziej o bliskość rozstrzygnięć na naszej scenie politycznej. JP Morgan szanse na przedłużenie rządów koalicji PO-PSL ocenia na 40 proc., a wygranej PiS na 30 proc. Zwyżka w trakcie końcowego fixingu obrazu rynku nie zmienia, a nieufność w kwestii jego kondycji budzi też to, że WIG20 był wczoraj silny głównie siłą jednej spółki. To dzięki KGHM, którego akcje zwyżkowały przez większą część dnia o ponad 4 proc., a na fixingu o ponad 6,5 proc., wspomaganej przez PKO i JSW, indeks utrzymał się na plusie. W tych warunkach zwyżka o 1,3 proc. wrażenia nie robi, szczególnie w porównaniu z ponad 3 proc. wzrostami w Paryżu, Frankfurcie i Londynie.
Te ostatnie były konsekwencją dość zdecydowanych deklaracji europejskich polityków, głównie w kwestii dokapitalizowania banków, gdyby zaszła taka potrzeba. Z jednej strony taka zgodność i determinacja może być powodem optymizmu, z drugiej może niepokoić, gdyż można się domyślać, że sytuacja jest poważna, skoro nawet politycy zrezygnowali ze swoich gier i mówią jednym głosem. Niuanse w wypowiedziach szefa Europejskiego Banku Centralnego i kanclerz Angeli Merkel o tym, że w dokapitalizowaniu banków powinny dominować rządy poszczególnych krajów, wspomagane przez prywatnych inwestorów przeszły bez echa, być może pod wpływem słów przewodniczącego Komisji Europejskiej Jose Barroso, mówiącego o skoordynowanej na poziomie Unii Europejskiej akcji. Szef EBC oświadczył natomiast, że ta instytucja nie powinna uczestniczyć w lewarowaniu Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej, a Angela Merkel oświadczyła, że fundusz powinien uczestniczyć w dokapitalizowaniu banków dopiero „w trzeciej kolejności”.
Amerykańskie indeksy po wahaniach w pierwszych minutach handlu szybko ruszyły w górę. S&P500 bez przeszkód uporał się z niezbyt znaczącym poziomem 1150 punktów przeskakując go o niemal 15 punktów i kończąc dzień zwyżką o 1,8 proc. W ciągu trzech ostatnich sesji wskaźnik zyskał łącznie 66 punktów, czyli 6 proc. Pokonał tym samym jedynie średnią 15-dniową i dopiero przebicie tych nieco dłuższych dałoby bykom prawdziwy impuls. Nie trzeba do tego wiele. Wystarczy spokój w Europie i dobre dane z amerykańskiego rynku pracy, które poznamy już dziś.
Na giełdach azjatyckich piątek był drugim dniem dynamicznych wzrostów. Na godzinę przed końcem sesji Nikkei zyskiwał 1 proc. Podobnie jak dzień wcześniej liderem były Hong Kong, Korea i Indie, gdzie indeksy rosły po 3 proc. Giełda w Szanghaju wciąż jest nieczynna z powodu święta.
Źródło: Open Finance