Powodów do troski nie brakuje. Od niemal czterech lat zawsze jakieś są pod ręką. Wystarczy sięgnąć ręką i trochę odkurzyć. Aktualnie na tapetę wracają obawy o zadłużone kraje europejskie.
Ulatujący z głównych europejskich parkietów w trakcie wtorkowej sesji optymizm można potraktować jako przystanek po poniedziałkowej sporej zwyżce. O ile jednak o odpoczynku można mówić w przypadku DAX-a, który obronił się przed spadkiem, to zniżkujący o prawie 1 proc. może sygnalizować poważniejszą zmianę nastrojów. Wyraźnego jej źródła na razie nie widać, ale patrząc na przecenę w Atenach i Madrycie, można się domyślać, że chodzi o kłopoty najbardziej zadłużonych państw europejskich. Z Hiszpanii napłynęły informacje o kłopotach z obniżaniem deficytu budżetowego.
W ocenie OECD Europejski Mechanizm Stabilizacyjny, który ma zacząć funkcjonować w lipcu tego roku, powinien dysponować kwotą biliona euro, by spełnić swoje zadanie „zapory przeciwogniowej”, sugerując, że im większa będzie jego potencjalna moc, tym mniejsze niebezpieczeństwo, że trzeba będzie jej użyć. W piątek i sobotę ministrowie finansów strefy euro będą o tym debatować. Choć Niemcy ostatnio złagodziły swoje stanowisko w kwestii zwiększenia środków ESM, to jednak o bilionie euro można tylko pomarzyć. Kanclerz Angela Merkel upiera się, by ESM dysponował kwotą o połowę mniejszą, ale przez pewien czas w skład zapory wchodziłoby też 200 mld euro, będące w dyspozycji Europejskiego Funduszu Stabilności Finansowej. Europejskie problemy nie dadzą o sobie zapomnieć.
Inwestorzy na naszym rynku także mają powody do wstrzemięźliwości w kupowaniu akcji. Z opublikowanego przez resort skarbu planu prywatyzacji na lata 2012-2013 wynika, że pod młotek pójdą pakiety akcji między innymi PKO, PZU, PGE, JSW, Enea, GPW, BGŻ, Ciechu, Puław, Polic, ZA Tarnów. Presja podaży ciążyć więc będzie nad znaczącą częścią spółek wchodzących w skład WIG20. Im szybciej przestanie, tym lepiej, ale na rychły finał nie ma co liczyć.
Wtorek przyniósł także lekką korektę na Wall Street. Dow Jones stracił 0,33 proc., a S&P500 spadł o 0,28 proc. Ten ostatni w ciągu dnia radził sobie całkiem nieźle, docierając do 1419 punktów, czyli w okolice szczytu z maja 2008 r. Dopiero w końcówce handlu podaż mocniej przycisnęła. Ben Bernanke we wtorek po raz kolejny w ciągu ostatnich kilku dni wypowiedział się w kwestii amerykańskiej gospodarki. Tym razem inwestorzy nie wyczytali z jego słów sugestii dotyczących QE3.
Od początku dzisiejszych notowań podaż przyciskała na parkietach azjatyckich. Szczególnie śmiało niedźwiedzie poczynały sobie w Szanghaju, gdzie na godzinę przed końcem handlu indeksy zniżkowały po około 2 proc. Nikkei tracił 0,9 proc.
Rano kontrakty na amerykańskie i europejskie indeksy nie dawały jasnych wskazówek, mogących świadczyć o nastrojach przed dzisiejszą sesją. Słaba końcówka handlu za oceanem i chińskie tąpnięcie nie pozwalają jednak spodziewać się zbyt wiele.
Roman Przasnyski, Open Finance
Źródło: Open Finance