„– Zarządzanie ryzykiem przez banki nie zawsze spełnia nasze oczekiwania. Jednostkowe podejście do tych kwestii jest niewystarczające – mówi Krzysztof Broda, zastępca szefa pionu bankowego Komisji Nadzoru Finansowego. Jeśli zostanie wydana rekomendacja w tej kwestii, będzie ona zapewne podobna do wprowadzonej dwa lata temu rekomendacji S, która dotyczy kredytów hipotecznych […].”, czytamy.
„Nadzór finansowy uznaje za bezpieczną sytuację, w której do 30 proc. dochodów rodziny jest przeznaczanych na spłatę zobowiązań finansowych (bez kosztów utrzymania). Poziom między 30 a 50 proc. jest jeszcze akceptowalny, ale jeśli jest wyższy niż 50 proc., bank zdaniem KNF wystawia się na duże ryzyko. Jest jednak kilka instytucji, które przy udzielaniu kredytów hipotecznych przekraczają ten poziom i narażają się na nadmierne ryzyko.”, informuje gazeta.
Z ankiety KNF wynika, że jest grupa banków stosująca wręcz nierealne kryteria oceny zodlności kredytowej. „Zakładane koszty utrzymania są bardzo niskie, często na granicy minimum socjalnego (477 zł na osobę). Udział banków, które mają konserwatywne podejście do badania zdolności kredytowej, jest niewielki. Różne jest też podejście do uwzględniania w ocenie zdolności kredytowej przyznanych limitów kredytowych w karcie czy w rachunku bieżącym. – Część banków zakłada, że klient nie będzie w pełni wykorzystywał przyznanych mu limitów – podkreślają przedstawiciele Komisji Nadzoru Finansowego.”, czytamy dalej.
W 2006 roku nadzór postanowił ograniczyć dostępność kredytów walutowych dla osób z niższą zdolnością kredytową. Komisja Nadzoru Bankowego wydała wówczas rekomendację S, która zaostrzyła kryteria udzielania kredytów i oceny zdolności kredytowej klienta. Jednak dziś i tak ok. 80 proc. nowo udzielanych kredytów mieszkaniowych to kredyty we frankach. Klienci, którzy zdecydowali się na złotówki płacą raty nawet o kilkaset złotych wyższe.
Więcej na ten temat w dzisiejszym wydaniu „Rzeczpospolitej”.
Na podstawie: Monika Krześniak