„Polacy mogą odkładać dodatkowe pieniądze na emeryturę w tzw. III filarze już od niemal czterech lat. Wystarczy otworzyć indywidualne konto emerytalne (IKE) w banku, firmie ubezpieczeniowej, towarzystwie funduszy inwestycyjnych lub biurze maklerskim. IKE od początku nie cieszyły się dużym zainteresowaniem, ale tak źle jak teraz jeszcze nie było. Z informacji Gazety wynika, że w pierwszych sześciu miesiącach tego roku Polacy praktycznie nie otwierali nowych IKE. Dokładne dane nie są jeszcze znane, ale już teraz wiadomo, że więcej osób zdecydowało się zlikwidować konto, niż otworzyć nowe. W efekcie liczba IKE spadła w ciągu pół roku o 40 tys.”, czytamy.
„Co gorsza, na IKE wpłacamy coraz mniej. W ubiegłym roku było to 1719 zł, czyli nie wykorzystaliśmy nawet ustawowego limitu. W tym półroczu jest jeszcze gorzej – średnie wpłaty to niewiele ponad 1,5 tys. zł. W sumie na IKE odłożyliśmy dotąd zaledwie 1,8 mld zł. Dla porównania na lokatach bankowych trzymamy ponad 292 mld zł.”, pisze dziennik.
„Tak niskie wpłaty stawiają pod znakiem zapytania sens całego przedsięwzięcia. – Osób, które tworzą sobie plany na starość, jest w Polsce bardzo mało – mówi dr Piotr Szukalski z Zakładu Demografii i Gerontologii Społecznej Uniwersytetu Łódzkiego.
Plany były zupełnie inne. Zanim reforma emerytalna weszła w życie, jej twórcy zakładali, że tylko w ciągu pierwszego roku IKE otworzy od 650 tys. nawet do 7 mln Polaków […].”, czytamy dalej.
„W tej chwili tylko 876 tys. Polaków ma IKE. Najwięcej kont emerytalnych prowadzą firmy ubezpieczeniowe – nieco ponad 600 tys., niemal trzy czwarte wszystkich. Dalej są towarzystwa funduszy inwestycyjnych, banki, a na końcu biura maklerskie.”, informuje „Gazeta”.
IKE wchodzą w skład III filaru systemu ubezpieczeń społecznych. Dochody z tytułu oszczędzania na indywidualnych kontach emerytalnych są zwolnione od podatku od dochodów kapitałowych w wysokości 19 proc. Warunkiem jest jednak dokonanie wypłaty dopiero po osiągnięciu wieku emerytalnego. Wysokość wpłat na IKE ograniczona jest do 1,5-krotności średniego miesięcznego wynagrodzenia brutto rocznie.
Więcej szczegółów w „Gazecie”.