Większość uczestników rynku oczekuje, że najpóźniej za kilka miesięcy nastąpi odwrócenie trendu i przed wyborami złoty osłabnie, a po wyborach znowu się umocni. Problem w tym, że rynek zazwyczaj robi zupełnie coś innego niż oczekuje większość. Faktem jest, że osłabienie złotego przed wyborami może nastąpić, ale czy nastąpi poprawa po wyborach, tego nie można być pewnym. Nie wiemy bowiem, co się jeszcze wydarzy przed wyborami i jak tuż przed nimi będzie wyglądało poparcie dla poszczególnych partii.
Nie można liczyć na to, że powstała niedawno Partia Demokratyczna będzie jedynym nowym ugrupowaniem. Liczenie na to, że ta partia odbierze elektorat SLD może być jedynie „chciejstwem”. Co prawda SLD nigdy nie była naprawdę lewicowa, ale teraz będzie uprawiała lewicową retorykę przedwyborczą. Elektorat, który może się zainteresować nowym, centroliberalnym (a nie centrolewicowym) ugrupowaniem przejdzie przede wszystkim z Platformy Obywatelskiej, która przed wyborami ściga się z populistami, co nie wszystkim zwolennikom tego ugrupowania odpowiada. Widać po ostatnich sondażach jak wpłynęło to na poparcie dla poszczególnych partii. Zgodnie z przewidywaniami traci PO (w dwóch kolejnych sondażach po 5 proc.) na rzecz UW (9 proc.), która występowała w zastępstwie nowej partii. Niezwykle mocno rośnie jednak poparcie dla PiS, która już zagraża PO. Wątpliwe, żeby premier z PiS spodobał się rynkom finansowym. Istnieje również poważne zagrożenie, że PO w wyborach dostanie poniżej 20 proc. poparcia, a nowe ugrupowanie poniżej 5 proc. Wynikiem byłoby przejęcie Sejmu przez ugrupowania bardzo populistyczne.
Dzięki Markowi Belce wybory odbędą się w czerwcu. Ten rząd, bez względu na to, co postanowi 5 maja Sejm, bo jeśli się nie rozwiąże to premier poda się do dymisji, będzie rządził do wyborów, które odbędą się w czerwcu. Jest więc kilka miesięcy spokoju i przez miesiąc – dwa gracze mogą nadal kontynuować trend na wzmocnienie złotego. Potem powinno nadejść osłabienie. Oczywiście o ile sondaże nie pokażą, że istnieje olbrzymie prawdopodobieństwo powstania liberalnego rządu, ponieważ wtedy złoty nadal bardzo szybko by się umacniał. Jeśli zaś chodzi o scenariusz po wyborach to rząd proreformatorski i liberalny rzeczywiście złotego wzmocni, ale rząd koalicji populistycznej doprowadzi do ucieczki najbardziej gorącego kapitału i złotówkę osłabi. Sytuacja polityczna będzie miała olbrzymi wpływ na ruchy walut.
Złoty poczuł jedność Europy
Pierwsze fixingowe kursy NBP w 2004 r. wyniosły 4,7089 zł dla euro i 3,7327 zł dla dolara. Do końca lutego trwała wyprzedaż złotego, wywołana przede wszystkim niepokojami politycznymi. Euro osiągnęło roczny szczyt na poziomie ok. 4,90, cena dolara wzrosła zaś w tym czasie do 3,95 zł. Rząd lewicy, od którego inwestorzy żądali przynajmniej stabilności, nie sprostał tym niewygórowanym oczekiwaniom. Rozpad SLD i powstanie SdPl zaskoczyło rynek. Trudno porównać tę sytuację do późniejszych niepokojów na scenie politycznej, kiedy inwestorzy byli już uodpornieni na takie sygnały, wiedząc że w polskich warunkach wcześniejsze wybory parlamentarne nie są na rękę nie tylko koalicji rządzącej.
Odkładanie kolejnych reform z planu Hausnera nie wróżyło dobrze. Nic więc dziwnego, że na rynku obligacji mieliśmy w tym czasie do czynienia ze znacznymi wahaniami, bez jednoznacznego kierunku. Perspektywa członkostwa w Unii Europejskiej mogła zachęcać do zakupów, zaś z drugiej strony odstraszał brak reform i kolejne afery na płaszczyźnie polityczno-gospodarczej. Bardzo słaby złoty i ożywienie popytu na rynku krajowym, ze względu na przewidywania wzrostu cen po akcesji, poprawiły jednak stan krajowej gospodarki. Większy popyt (i podwyżki związane członkostwem w UE) oznaczał jednak wzrost inflacji (z 1,6 proc. w lutym do 4,6 proc. w czerwcu), co wkrótce miało odbić się czkawką.
Kiedy zostaliśmy członkiem Unii Europejskiej euro warte było 4,80 zł, a dolar 4 zł. Od tego czasu złoty praktycznie nieprzerwanie się wzmacniał. Inwestorzy zagraniczni, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, przeszacowali ryzyko związane z inwestycjami w Polsce. Staliśmy się już nie rynkiem emerging markets, ale jeszcze nierozwiniętym krajem Europy Zachodniej. Aprecjacji złotego od połowy 2004 r. dodatkowo jednoznacznie sprzyjało osłabienie dolara i niski koszt kapitału w USA. Gorący kapitał zza Atlantyku szukał miejsc do zyskownego ulokowania pieniędzy. I znalazł, m.in. w Polsce. Polskie obligacje od lata weszły w silny trend wzrostowy, po nerwowych ruchach RPP (trzy podwyżki o łącznie 125 pkt), inflacja i oczekiwania inflacyjne spadały, napędzając hossę na rynku długu. Poprawa parametrów makroekonomicznych przybliżyła nas do strefy euro, na co rynek reagował zawężeniem spreadu między polskimi obligacjami i papierami strefy euro.
W ostatnich miesiącach ubiegłego roku i na początku 2005 r. za umocnienie złotego coraz bardziej odpowiedzialny był napływ kapitału zagranicznego na warszawską giełdę. Megaoferta PKO BP przyciągnęła duży zachodni kapitał, który przekonał się, że na polskich akcjach też można zarobić. Nic więc dziwnego, że na początku marca 2005 r. dolar notowany jest przy 8-letnim minimum na 2,94, a euro kosztuje jedynie 3,88 zł i jest najtańsze od czerwca 2002 r.
Złoty na tle rynku światowego
Rok 2004 przyniósł umocnienie wszystkich walut w regionie środkowo-europejskim. Zdecydowanie najmocniejszy był złoty, który od szczytu na początku 2004 r. zyskał ponad 20 proc. Rok 2004 był też pierwszym rokiem, który wyraźnie zaburzył dotychczasowy obraz korelacji między dolarem a złotym, w relacji do euro. Wejście Polski do Unii Europejskiej podniosło znaczenie krosu EUR/PLN i spadek znaczenia USD/PLN, który był wcześniej kluczowy dla polskich i zagranicznych uczestników rynku.
Wykresy dolara i złotego, w relacji do euro, przed rokiem 2004 obrazują pokrywanie się szczytów, dołków oraz okresów wzrostu. Współczynnik korelacji, mierzący stopień zależności dwóch zmiennych, na przykład kursów walutowych może przyjmować wartości od -1 do 1. Dla zależności pomiędzy EUR/USD i EUR/PLN wartość tego wskaźnika spadła z 0,7 w latach 1998 – 2000 poniżej zera w 2004 r. Statystyka potwierdza więc, że od prawie perfekcyjnego naśladowania przez złotówkę wahań dolara, nasza waluta uzależniła się od euro. Złoty zbliżył się więc do Europy, uniezależniając się od notowań dolara.
Kursy pozostałych walut w naszym regionie również były bardzo silne w ostatnich miesiącach. Wyjątkiem był rubel, który pozostawał bardziej pod wpływem dolara niż euro. Liderami umacniania się wobec walut zagranicznych były, oprócz złotego, czeska i słowacka korona, a także w mniejszym stopniu węgierski forint.
Ucieczka od dolarów w waluty krajów rozwijających widoczna jest już od kilku lat. Wybrańcami inwestorów są przede wszystkim południowoafrykański Rand (ZAR), który zyskuje nieprzerwanie od 2002 r. W styczniu 2002 r. za dolara płacono 13 ZAR, obecnie za amerykańską walutę trzeba zapłacić zaledwie 5,8 ZAR. Drugim krajem, w którym lokowane są oszczędności jest Brazylia. Real również zyskuje wobec dolara w bardzo szybkim tempie. Kapitał spekulacyjny omija jednak wiele krajów z grupy tzw. emerging markets. Nie widać zwiększania zaangażowania w Meksyku, ani krajach azjatyckich – Indiach czy Indonezji.
Znaczenie mocnego złotego dla gospodarki i konsumentów
Słaby dolar w Polsce, podobnie jak w innych krajach UE, ma dwojaki wpływ – zmniejsza eksport, ale hamuje inflację. Głównymi partnerami handlowymi Polski zarówno w eksporcie, jak i imporcie są państwa strefy euro. Wyjątkiem jest wysoka pozycja Rosji (w imporcie), co wynika z roli surowców energetycznych, które nasz kraj kupuje za wschodnią granicą. Zdecydowana większość transakcji z partnerami zagranicznymi rozliczana jest w euro (80 proc. eksportu i 70 proc. importu). Dolar jednak w dalszym ciągu dominuje w rozliczeniach związanych z handlem surowcami.
Cieszyć się ze wzmocnienia złotego mogą Polacy biorący kredyty w dewizach (niepracujący jednak w firmach produkujących na eksport) oraz ci, którzy kupują dużo importowanych towarów. Trzeba pamiętać również, że mocny złoty tworzy chiński mur, który broni kraj przed inflacją. Polskę omija bowiem w znacznym stopniu wpływ podwyżek cen ropy, co chroni gospodarkę przed „szokiem naftowym”. Mocny złoty oznacza również spadek dynamiki wzrostu PKB i wzrost bezrobocia, ponieważ eksport będzie zmniejszał dynamikę, a import wzrośnie wypierze nasze produkty. Poza tym, szybki spadek wartości złotego dziesiątkuje też wysokość tzw. rezerwy rewaluacyjnej NBP, czyli różnicy pomiędzy obecną wartością walut obcych a średnim kosztem ich zakupu.
Poważnym problemem dla firm trudniących się handlem zagranicznym jest zmienność kursów. Mirosław Gronicki, Minister Finansów, twierdzi, że średnio w ciągu roku euro będzie kosztowało 4 zł. Niewykluczone, że ma rację, jednak jak firmy mają zaplanować rok, skoro z założenia Ministra wynika, że ruchy kursu będą znaczne. Średni kurs 4,00 oznacza na przykład, że w ciągu trzech kwartałów może być on równy 3,80 PLN, a w ostatnim 4,60 PLN. Po co więc dodatkowo pomagać we wzmacnianiu złotego? Rozwiązaniem, które pozwoli uniknąć strat jest odpowiednie zabezpieczanie ryzyka walutowego.
Ryzyko kursowe
Mocny złoty to największe zmartwienie dla eksporterów. A przecież nie można zapominać, że autorami zeszłorocznego imponującego wzrostu PKB są właśnie eksporterzy, a w dłuższym okresie, na sile naszej waluty ucierpi cała gospodarka.
Sytuacji eksporterów w świetle aktualnej sytuacji rynkowej nie przedstawia się różowo. Kontrakty handlowe negocjowane jeszcze w ubiegłym roku, z pewnością były wyceniane po wyższych kursach walut obcych do złotego. Jeżeli wówczas nie zostały one zabezpieczone odpowiednimi instrumentami, to z pewnością przynoszą straty kursowe, a dodatkowo, jeśli marża handlowa nie była wysoka, być może przynoszą już straty operacyjne.
Aktualna sytuacja rynkowa bynajmniej nie sprzyja długoterminowemu zabezpieczaniu ryzyka walutowego. Złoty jest ekstremalnie mocny, więc i kursy bazowe, używane jako podstawa w kalkulacjach zabezpieczeń, są bardzo niskie, przez co z kolei zabezpieczenie często wydaje się być mała atrakcyjne. Dla przykładu dnia 28/02/2005 kurs EUR/PLN wynosił 3,90, a kalkulowany z tego poziomu 3-miesięczny terminowy kurs sprzedaży euro to 3,9380. Jak pewnie zauważyłby niejeden eksporter, po takim kursie nie opłaca mu się nawet produkować i poczeka na osłabienie złotego. Tylko czy osłabienie złotego na pewno przyjdzie i kurs wzrośnie? A co jeśli za 3 miesiące zobaczymy euro po 3,60? Bez względu na to, co mówią najlepsi analitycy, przyszłość zawsze pozostanie niepewna.
W takiej sytuacji najlepiej skorzystać z oferowanych przez polski sektor finansowy instrumentów zabezpieczających. Obecnie najkorzystniejsze wydają się zabezpieczenia wykorzystujące opcje walutowe. Instrument ten daje nabywcy prawo do realizacji określonej transakcji po pewnym, wcześniej znanym kursie. Dzięki temu prawu czysta opcja walutowa jest najbardziej elastyczną formą zabezpieczenia. Eksporter, który zakupi taką opcję, w pełni zabezpieczy się przed dalszym spadkiem kursu walutowego, zachowując jednocześnie szansę skorzystania z osłabienia się złotego i sprzedaży po wyższym kursie, o ile taki za 3 miesiące będzie. Koszt zakupu takiej 3-miesięcznej opcji z kursem minimalnym 3,9380 (równy kursowi terminowemu) wynosi około 1,63 proc. wartości nominalnej. Przeliczając na kurs walutowy jest to równowartość 7 groszy. To niemało, ale przecież złoty może zyskać lub stracić do euro 7 groszy nawet w jeden dzień!
Spokojnie nie mogą też spać importerzy. Sytuacja na rynku walutowym staje się bardzo napięta, a realizacja zysków może mieć miejsce w każdym momencie. Oczywiście daleko jest do poziomów z początku ubiegłego roku i dzisiaj wydają się być one mało prawdopodobne, należy jednak pamiętać, że rynek walutowy ma krótką pamięć i wszystko jest możliwe.
Podsumowanie
Inwestorzy, którzy przyszli do Polski z powodu wysokich stóp są nadal zadowoleni. Ostatnio pojawili się również szybcy gracze, którzy chcą zarobić przed przewidywaną obniżką stóp na wzroście cen obligacji. Ceny obligacji i akcji będą rosły, a złoty będzie się wzmacniał. Im dużej to będzie trwało, tym większy kapitał będzie do nas napływał. W momencie realizacji zysków, czyli pęknięcia balonu spekulacyjnego, ten kapitał, wychodząc z Polski, może wywołać gospodarcze trzęsienie ziemi.
Osoby, które zastanawiają się nad zaciągnięciem kredytu, powinny zdecydować się na kredyt w walucie, w której zarabiają. Przedsiębiorcy zaś powinni pamiętać o zabezpieczaniu się przed ryzykiem walutowym.
Komentarz opracował zespół analityków
Warszawskiej Grupy Inwestycyjnej:
Piotr Kuczyński, Główny analityk
Daniel Boryczka, Doradca ds. ryzyka walutowego
Adam Łaganowski, Analityk walutowy
Marek Węgrzanowski, Analityk walutowy