Wczorajsza sesja w Stanach była niczym innym jak zakrojonym na szeroką skalę „window dressing”. Wtorek był na tyle niezwykłym dniem, że kumulował wiele argumentów do wzrostów. Po pierwsze spadki trwające przez ostatnie dwa dni zniosły część dynamicznego ruchu w górę, a po drugie wczoraj kończył się miesiąc oraz pierwszy kwartał 2009 roku.
Takie przełomowe dni często wiążą się z nieuzasadnionymi ruchami, które wynikają tylko i wyłącznie z próby psychologicznej poprawy wyniku inwestycyjnego funduszy. Taką sytuację widzieliśmy przez pierwsze godziny amerykańskiej sesji, kiedy indeksy nieustannie rosły i znalazły się na 2 procentowej zwyżce. Po tak dobrym podejściu chętnych do sprzedaży przybywało i rynek ostatecznie oddał połowę całkowitych wzrostów. Podsumowując cały miniony miesiąc trzeba zaznaczyć, że amerykański indeks S&P500 zanotował w marcu największy miesięczny wzrost od października 2002 roku, a już cały kwartał zakończył 12 proc. spadkiem.
Wczorajsza sesja na GPW miała niemal identyczny przebieg jak amerykańska. Od początku byki miały wiele argumentów aby zakończyć wzrostami i nawet przez cały dzień udawało im się trzymać WIG20 na plusie, chociaż wraz z upływem czasu naciski podaży były coraz większe. Decydujący okazał się jednak fiksing, kiedy rynek spadł o 1,5 proc. i WIG20 zakończył niewielką zniżką o 0,3 proc. Indeksów mniejszych spółek mWIG i sWIG fiksingowa klątwa nie dotknęła dzięki czemu zamknęły się one na solidnych plusach.
To i tak dobry wynik biorąc pod uwagę publikowane wczoraj dane makro. Pierwszą była średnia zmiana cen domów w 20 największych metropoliach USA. Zgodnie z opublikowanym indeksem Case-Shiller ceny spadły w ciągu roku o rekordowe 19 proc. To więcej niż oczekiwano, ale najbardziej rynki martwi fakt, że cena nieruchomości spada nieustannie od stycznia 2007 roku i wciąż nie zanotowano nawet najmniejszej poprawy. Sytuację ponadto komplikuje fakt, że bankowe przejęcia domów w lutym zwiększyły się o rekordowe 30 proc. i szacuje się, że jeden na 440 domów znajduje się na jakimś stadium bankowego przejęcia.
Tak duży spadek cen domów wpływa bezpośrednio na spadek siły nabywczej konsumentów, co było widoczne w informacji o wskaźniku zaufania amerykańskich konsumentów, który jest na rekordowych minimach. Na korzyść sprzedających okazał się też odczyt indeksu Chicago PMI obrazujący rozwój gospodarczy w rejonie Chicago. Niestety jest on najniższy od 1980 roku, a ponieważ powszechnie uznaje się Chicago PMI za dobrą ilustrację sytuacji gospodarczej USA to przyszłe dane z gospodarki mają małą szanse zaskoczyć pozytywnie. Z tej całej sytuacji wyłaniał się jednoznaczny obraz, że jedyną optymistyczną informacją było jedynie nadejście wiosny.
Wtorkowe zamknięcie sprawiło, że cały kwartał nasz rynek zakończył 15 proc. spadkiem, ale już sam marzec był najlepszym miesiącem na GPW od lipca 2006 roku i przyniósł 10 proc. zwyżkę. Jest się więc z czego cieszyć. Dziś w „nowym” kwartale handel powinien rozpocząć się od wzrostów w reakcji na wczorajszy optymizm w USA, ale już końcówka będzie uzależniona od potwierdzenia doniesień o bankructwie General Motors, która podobno jest już poważnie brana pod uwagę przez amerykańskiego prezydenta. Jeżeli faktycznie gigant motoryzacyjny zostanie skazany na upadek to będzie to miało pozytywne konsekwencje w długim terminie (brak potrzeby kolejnych miliardowych dotacji), ale w ujęciu krótkoterminowym rynki doświadczą solidnych spadków.
Paweł Cymcyk
Analityk
A-Z Finanse
Źródło: AZ Finanse