Na zachodnich rynkach finansowych rachunek oszczędnościowy jest czymś naturalnym. W krajach anglosaskich mamy nawet podział na rachunki bieżące (do których dodawane są czeki) i rachunki oszczędnościowe (gdzie istnieją różnego rodzaju ograniczenia w dostępie do pieniędzy). Zazwyczaj to pierwsze konto jest nieoprocentowane, a w przypadku tego drugiego można liczyć na wysokie oprocentowanie, jednak jest to obwarowane licznymi warunkami. Najprostsza wersja – to jedna darmowa wypłata w miesiącu – standard na polskim rynku. Kolejne wersje kont pozwalają zarobić więcej, ale i wymagania są większe – na przykład utrata odsetek z miesiąca, w którym wycofywane są środki (podobnie jak w Citi Handlowym), limit wypłat w roku do 4 lub 6, czasowe zwiększanie oprocentowania (Lukas Bank, ING BSK), dodatkowe oprocentowanie przy dłuższym utrzymywaniu jakiegoś salda, etc. Wydaje się jednak, że najlepiej i tak działają proste zasady, bez żadnych udziwnień. Komplikowanie produktu ma przede wszystkim na celu wprowadzenie klienta w błąd, a tym samym zapłacenie mu mniej, niż on sobie wyobraża. Nie inaczej należy patrzeć na różnego rodzaju oprocentowanie progresywne, progi, kapitalizację inną niż miesięczna, dodatkowe procentowe opłaty od kolejnej lub pierwszej wypłaty w miesiącu, dodatkowe warunki związane z kosztami prowadzenia konta w uzależnieniu od posiadania innych produktów, etc. Powiedzmy sobie szczerze – to wszystko ma tylko na celu promowanie na zewnątrz czegoś, co w rzeczywistości nie będzie dostępne dla większości klientów. Ze smutkiem można powiedzieć – to normalna praktyka marketingowa. Miejmy nadzieję, że rynek będzie się cywilizował, a również sami klienci będą mniej podatni na takie sztuczki.
Obecny kryzys z całą pewnością doprowadzi wśród banków do ogromnego rozwoju oferty depozytowej. W odróżnieniu od oferty kredytów mieszkaniowych, raczej tutaj nie grozi nam nagła zmiana warunków i cofnięcie się z ofertą kilka lat do tyłu. W tym przypadku nawet jeśli dojdzie do odblokowania rynku międzybankowego, to nauczone na tym kryzysie banki, będą znacznie bardziej dbać o depozyty. Można nawet powiedzieć, że banki będą musiały nauczyć się, przynajmniej przez jakiś czas, żyć na rynku permanentnego niedoboru pieniędzy na akcję kredytową. Prawdopodobnie również w Polsce bez długotrwałej interwencji NBP nie dojdzie do odblokowania rynku międzybankowego. Te wydawałoby się niedorzeczne pomysły w postaci powoływania „izby rozliczeniowej dla banków”, mogą niedługo stać się potrzebne. Również wśród bankowców widzimy instynkt stadny i obecnie trudno powiedzieć jak i dlaczego WIBOR na dłuższe terminy miałby zacząć spadać. Można powiedzieć, że proroczo brzmiały słowa sprzed kilku miesięcy, że w obecnych czasach banki nie tylko będą musiały potrafić utrzymywać koszty na niskim poziomie, dbając o rozwój sieci dystrybucji, przy jednoczesnej kontroli ryzyka. W tym momencie równie istotna jest umiejętność budowania bazy depozytowej – również na dłuższe terminy. To może oznaczać ogromne zmiany na rynku bankowym w Polsce, a jeszcze większe na świecie – które zresztą obecnie zachodzą. Oznacza to koniec epoki wyspecjalizowanych instytucji kredytowych i inwestycyjnych, które pozyskiwały pieniądze z rynku, krótkoterminowym finansowaniem pokrywając długoterminowe kredytowanie. Po prostu teraz tak tanich pieniędzy na rynku przez długi, bardzo długi czas już nie będzie. Można powiedzieć, że wracamy do „nudnej” bankowości, listów zastawnych, a może (to może budzić dreszcz przerażenia) zmodyfikowanej, ale jednak ery złotej reguły bankowej. Można powiedzieć, że pewny będzie w tym wszystkim większy udział państwa. Chociażby po to, żeby gwarantować stabilność depozytów. Ostatni przykład to ING w Holandii. Ciekawe czy pan Konrad będzie teraz szybciej przelewał pieniądze np. do MultiBanku. Oczywiście należy to uznać za rysę na wizerunku banku. Podobnie jak to, że libijskie instytucje stały się drugim największym akcjonariuszem UniCredit, a tym samym pośrednio Pekao SA i Xeliona. To chyba pomagać w przyszłości nie będzie…
Czasy się zmieniają i zmienia się też podejście największych banków w Polsce. Do niedawna mogły sobie jeszcze pozwolić na bycie „podjadanym” przez liczne grono pretendentów. PKO BP i Pekao SA nie zmieniały oprocentowania depozytów, bo siłą rzeczy odbiłoby się to na wynikach biznesowych. Dla banku wyższe oprocentowanie dla klienta, to wyższy koszt działalności. Przyzwyczajone są do tego mniejsze instytucje, ale nie takie kolosy. Mimo wszystko sytuacja zmusiła je do zaoferowania rachunków oszczędnościowych. Patrząc na rynek – obecnie w swojej ofercie z dużych banków nie ma takiego produktu chyba tylko Bank BPH! Wszyscy pozostali – już go mieli lub w ostatnich tygodniach do oferty wprowadzili, albo za chwile wprowadzą. Co więcej znowu ten rynek staje się areną podbijania oprocentowania.
Dosłownie w ciągu kilku ostatnich dni o nowych promocjach poinformował Citi Handlowy, Polbank EFG i Lukas Bank. Lukas oferuje 8% od pierwszej złotówki do 50 tysięcy złotych. Oczywiście – jak zwykle to promocja – dotyczy środków wpłaconych po 14 X i jest ograniczona do 13 stycznia 2009. Mimo wszystko – całkiem ciekawie. Polbank podwyższył oprocentowanie rachunku oszczędzającego do 7% dla kwoty do 1 mln złotych. Dla kwot powyżej jest już 7,5%. Widać, że ssanie na pieniądze jest duże, bo do niedawna bank dla takich kwot oprocentowanie… obniżał. Zaletą jest to, że to stała oferta. Na przykładzie Polbanku widać, że najbardziej w cenie jest pieniądz na krótszy termin. Wszyscy pewnie liczą, że niedługo dojdzie do obniżek stóp procentowych. Na lokacie miesięcznej bank daje 8,5%, na 3 miesiące 9%, na 6 miesięcy 8,5%. Citi Handlowy wprowadził z kolei nowy typ rachunku oszczędzającego. Atrakcyjne oprocentowanie, ale trochę za dużo warunków. Konto SuperOszczędnościowe jest płatne i to dużo, chyba że założymy rachunek osobisty (płatny) i będziemy tam przelewać pieniądze. Zawsze oczywiście można dokonywać stałych dopłat na samo konto SuperOszczędzające. Haczyk jest jednak w tym, że w miesiącu, w którym wypłacimy pieniądze, bank nie naliczy nam odsetek. Czyli najlepiej wypłacać od razu po naliczeniu odsetek – ale i tak w danym miesiącu już pieniędzy nie dostaniemy. Czy oprocentowanie 7,07% zachęci klientów? Być może w połączeniu z Kontem Oszczędnościowym (5,05%) tak, ale jak na nasz gust – za dużo w tym kombinowania. Klienci i tak się już boją, czy czasem dany bank nie walnie, a tu jeszcze takie gwiazdki i gwiazdeczki w regulaminie… To łatwiej iść do Lukas Banku. Ciekawe przy tej okazji co zrobi eurobank. 7,07% jest już zajęte. A 6,06% nie budzi już emocji…
Jak widać na rynku dzieje się dużo. Z tego względu raczej pojawienie się kont oszczędnościowych w ofercie PKO BP i Pekao SA raczej nie będzie zbyt mocno nagłaśniane. A szkoda. Oznacza to bowiem radykalną zmianę w polityce depozytowej, przede wszystkim Żubra. Czy wdrożenie takiego konta oznacza, że fundusze pieniężne już się tak nie sprzedają, czy też może to, że bank jednak zdecydował się włączyć w wyścig po depozyty? Do tej pory twardo uznawał, że nie ma powodu, żeby przepłacać za pieniądze klientów.
Rachunek oszczędnościowy w ofercie PKO BP już jest od kilku dni. W skrócie można powiedzieć tak – jak na ten bank, to warunki są dobre. Wyrażenie „jak na ten bank” jest tutaj kluczowe. W porównaniu z ofertą rynkową, konto jest „do bani”. Co prawda oprocentowanie nie jest aż tak złe, bo wynosi 5% w skali roku od 1000 zł (poniżej tej kwoty wynosi 2%), to jednak warunki prowadzenia konta należy uznać za jedne z najgorszych na rynku. Dlaczego? Każda (sic!) wypłata kosztuje 0,4%, nie mniej niż 9,99 zł (7,99 zł w kanałach samoobsługowych). Jednym słowem nie tylko nie ma zasady, że jedna wypłata za darmo w miesiącu, to jeszcze jest bariera kwotowa, która w skrajnym przypadku sprawia, że dopłacamy do pieniędzy trzymanych na rachunku w banku. Ciekawe, czy i kiedy UOKiK zbada, czy to w porządku praktyka… Pamiętajmy przy tej okazji, że bank pobiera pieniądze od całej wypłacanej kwoty, a nie od naliczonych odsetek. Efektywne oprocentowanie na takim koncie jest oczywiście niższe. Problem w tym, że najpierw niższe ze względu na belkę, a potem na hmm… podatek pruski? Jednym słowem – tak jak podobają nam się nowe promocyjne lokaty terminowe, czy lokata na 18 miesięcy (aczkolwiek sposób reklamowania już nie tak bardzo), to konto oszczędnościowe można zaliczyć do najgorszych na rynku. Naszym zdaniem już lepiej byłoby obniżyć oprocentowanie, a dać przynajmniej kilka bezpłatnych wypłat w roku (jeśli już zrywać z praktyką – jedna wypłata bezpłatna). Mamy nadzieję, że w tym przypadku, mimo panującej na rynku sytuacji, produkt nie okaże się rynkowym sukcesem, co wymusi w przyszłości zmiany.
Koszt wypłaty procentowy wcale nie jest jakiś ogromny, ale dla zwykłego klienta może być barierą nie do pokonania. Podobnie jak minimalna opłata. Mamy wrażenie, że to konto powstało chyba tylko po to, żeby było, bo wszyscy na rynku je mają (łącznie z Pekao SA), a zaoferowanie normalnych warunków byłoby strzałem w stopę, bo mimo ostatniego podwyższenia oprocentowania standardowych lokat, są wciąż słabo oprocentowane. Lokata miesięczna, poniżej 10 tysięcy – 2,5%, od 10 do 50 tysięcy – 2,95%, a powyżej tej kwoty 3,65%. Jednym słowem bank nie premiuje tylko długoterminowe oszczędzanie, a do tego tylko w promocjach. Można zatem podsumować, że rachunek oszczędnościowy w PKO BP jest ofertą skierowaną tylko i wyłącznie do klientów tego banku, którzy zamierzają tam oszczędzać na dłużej, a jednocześnie nie wiedzą kiedy im mogą być potrzebne pieniądze. W sumie – czego innego mogliśmy oczekiwać. Przecież nie tego, że oprocentowanie będzie na poziomie chociażby tego z ING BSK? Można powiedzieć, że dobrze, że w ogóle ten rachunek powstał.
Kolejną nowością na rynku ma być rachunek oszczędnościowy w Pekao SA. Niestety poza tym, że bank ma o nim poinformować dosłownie na dniach i że ma być oprocentowany od 4 do 6% (ale to nie jest nic pewnego, nie udało nam się w weekend potwierdzić tej informacji), nie wiemy nic więcej. Można się jednak domyślać, że warunki Eurokonta Profit raczej nie będą powalały na kolana. Znając życie, oprocentowanie będzie progresywne, a 6% będzie naliczane dla nadwyżki ponad np. 1 milion złotych. Poczekamy na szczegóły, chociaż jakoś nie spodziewamy się super warunków. Jednak znowu – dla klientów tej instytucji, to może być dość ciekawa alternatywa do standardowej oferty. Bazując na niepełnych danych, po rocznej inwestycji 5000 PLN w PKO BP na RO otrzymamy ok. 177 zł (wypłacając wszystkie pieniądze z konta), w Pekao SA coś koło 165 zł (jeśli nie ma dodatkowych warunków o których nie wiemy, a oprocentowane dla tej kwoty wynosi 4%). W tym samym czasie w Pocztowym ok. 250 zł, a w Polbanku 290 zł. Trzeba jednak brać poprawkę na to, co dzieje się na rynku – klienci raczej niechętnie korzystają z oferty mniejszych banków i muszą one płacić więcej, żeby w ogóle przyciągnąć do siebie klientów.
Swoją drogą – ciekawe co to będzie oznaczać dla Aliora. Na giełdzie się nie da zarobić, do lokat się wręcz dopłaca… Struktury? Być może, ale bez przesady, jeżeli się nie chce robić klienta w bambuko. Chodzą słuchy, że ostatnio w Aliorze pensje obniżono o 20% do momentu startu. Ale to tylko plotki od konkurencji, a z tym różnie może być. Tak czy inaczej łatwo nie będzie. Mimo pogłosek – bank ma startować i to już niedługo.
P.S. Bank Pekao SA poinformował rano o nowym rachunku „Dobry Zysk”. Oprocentowanie wynosi od 4,5% do 6%. Rachunek mogą założyć jedynie posiadacze kont typu premium – czyli nie jest on dostępny dla wszystkich klientów banku. Do tego trzeba posiadać płatne Eurokonto. Kolejnym haczykiem jest fakt, że oprocentowanie 4,5% naliczane jest od kwoty powyżej 5 tysięcy złotych. Poniżej tej kwoty bank nie nalicza odsetek – oznacza to, że wbrew podawanym informacjom na stronie rachunek oprocentowany jest od 0 do 6%. W sumie mamy zatem 6 progów oprocentowania, ostatni zaczyna się od kwoty 100 tys. złotych. Plusem jest to, że można wypłacać pieniądze raz w miesiącu bezpłatnie. Każda kolejna wypłata wiąże się z opłatą w wysokości 8 zł. Podsumowując dość dobra oferta jak na ten bank, aczkolwiek konto dla nielicznych i do tego skomplikowana oferta.