Niewiele da się powiedzieć o piątkowej sesji w USA. Gracze po prostu postanowili zrealizować zyski z ostatnich, dużych wzrostów. Dużo ciekawiej było na rynku walutowym, ale o tym niżej. Publikowane w piątek raporty makroekonomiczne nie miały wpływu na to, co działo się na rynkach.
Dane o wydatkach/przychodach Amerykanów nikogo specjalnie nie poruszyły, bo były bardzo zbliżone do prognoz. Nie zmienia to postaci rzeczy, że były to dane słabe. Wydatki wzrosły w lutym jedynie o 0,2 proc., a w ujęciu realnym (po uwzględnieniu inflacji) spadły o 0,2 proc. Przychody spadły o 0,2 proc. (realnie o 0,4 proc.) i były najniższe od roku. Publikacja indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan też niespecjalnie mogła wpłynąć na rynek. Odnotujmy jednak, że ostateczne dane były nieco lepsze od prognoz.
Na rynku akcji spadek ceny surowców (szczególnie ropy) zaszkodził sektorowi wydobywczemu. Poza tym szef JP Morgan Chase powiedział, że marzec był dla tego banku nieco gorszy niż dwa pierwsze miesiące. To był niezły pretekst do rozpoczęcia korekty w sektorze finansowym. Indeksy spadły i trzymały się mniej więcej dwuprocentowego spadku do końca sesji. W samej końcówce spadek pogłębiły, ale to była tylko i wyłącznie korekta i to niezbyt mocna.
W czasie weekendu nic bardzo istotnego się nie wydarzyło, ale na rynki europejskie wpływ może mieć artykuł w szwajcarskiej gazecie Sonntag. Podobno szwajcarski bank UBS niedługo poinformuje o zwiększeniu strat i redukcji załogi. Teoretycznie taka informacja powinna przełożyć się na pogorszenie nastrojów w całym sektorze finansów, ale plotki o stratach UBS krążyły po rynku już w piątek (przeceniło to akcje UBS o 7 procent). Dlatego też wpływ tego artykułu na nastroje będzie zapewne ograniczony. W niedzielę pojawił się też Timothy Geithner, sekretarz skarbu USA – powiedział między innymi, że z funduszu TARP zostało rządowi 135 mld USD (przy założeniu, że 25 mld USD banki zwrócą), a potrzeby będą olbrzymie. Uchylił się jednak od odpowiedzi na pytanie, czy będzie prosił Kongres o dodatkowe fundusze. To jest minus dla obozu „byków”.
Nie wiemy jak rynek zareaguje na wystąpienie Baracka Obamy, prezydenta USA, który miał przedstawić plan rozwiązania problemu przemysłu producentów samochodów. Obawiam się, że nie będzie to reakcja korzystna dla byków. Weekendowy wywiad prezydenta był niezachęcający, bo powiedział, że producenci nie przedstawili jeszcze odpowiedniego planu. Mówi się, że o 17.00 poinformuje o przedłużeniu okresu, w którym GM i Chrysler spełnią dodatkowe warunki. Podobno jeden z nich już został spełniony: zrezygnował prezes GM. Rynkom azjatyckim to wszystko bardzo się nie spodobało – indeksy spadały, ale tamtym giełdom korekta się już od dawna należała. Oprócz czynników amerykańskich jest też lokalny: w lutym, po raz piąty z rzędu, spadła w Japonii produkcja (9,4 proc.).
GPW rozpoczęła piątkowa sesję tak jak i inne rynki europejskie – widać było chęć do realizacji zysków. Jednak dopiero po godzinie indeksy przyśpieszyły w drodze na południe. WIG20 spadał jak kamień. Na tle niewielkich spadków indeksów na innych giełdach wyglądało to bardzo źle, ale trzeba pamiętać o tym, że indeksy we Francji czy w Niemczech nie rosły ostatnio tak dynamicznie jak u nas. Inaczej mówiąc: jakie wzrosty taka i korekta. Dlatego też najmocniej traciły na wartości akcje KGHM i PKN oraz banki, ale już na przykład Lotos nie poddawał się. Znakomicie się jednak cały czas zachowywał MWIG40. Chwilowa stabilizacja zapanowała w okolicy południa, ale przed rozpoczęciem sesji w USA rynek kompletnie się posypał. Chęć zrealizowania zysków była przemożna. WIG20 spadł o 3 procent, ale MWIG40 tylko o 0,7 procent. Nie było to nic innego jak normalna korekta. Zresztą od dłuższego czasu już oczekiwana.
Piotr Kuczyński
główny analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi