Blisko 10 mln zł miesięcznie – tyle „grecka tragedia” kosztuje, osoby które zaciągnęły kredyty we frankach w 2009 i 2010 roku. Jeśli uwzględnić zadłużenie z lat poprzednich kwota ta rośnie kilkukrotnie. Mimo wszystko kredytobiorcy nie powinni żałować swoich decyzji o wyborze waluty.
Sytuacja każdego kredytobiorcy zależy od tego kiedy zaciągał swoje frankowe zobowiązanie i na jaki procent. „Na oko” najgorzej mają osoby, których kredyty były wypłacane w połowie 2008 roku. W ich przypadku wzrost raty może sięgać 60-65 procent. „Starzy” kredytobiorcy na osłodę mają jednak niższe oprocentowanie kredytów, a to bardzo istotny parametr, ponieważ 1 punkt procentowy różnicy w oprocentowaniu to ok. 170 złotych niższa rata 300-tysięcznego kredytu lub ekwiwalent ponad 20-groszowej zmiany kursu franka. Jeśli weźmiemy pod uwagę to, że kredyty frankowe przed 2008 rokiem były często 2-3 punkty procentowe tańsze, niż te udzielane w ostatnich dwóch latach, wówczas wcale nie jest oczywiste kto jest w lepszej sytuacji – „starzy” czy „nowi” kredytobiorcy.
Jedno nie ulega wątpliwości – kredyt we frankach zawsze należy analizować w relacji do kredytu w złotych. Przy istotnej różnicy w oprocentowaniu między jednym, a drugim, z każdym miesiącem powinniśmy „zarabiać” określoną kwotę (przeciętnie kilkaset złotych) w relacji do kredytu z złotych. Budujemy w ten sposób rezerwę finansową na wypadek wzrostów kursu franka jak te z lutego 2009 roku, czy z ostatnich dwóch miesięcy.
Czy kredytobiorcy powinni żałować swoich decyzji o wyborze szwajcarskie waluty? Okazuje się, że nawet w przypadku osoby, która pożyczała franki po niewiele ponad 2 zł (w połowie 2008 roku) i obecnie płaci ratę o 2/3 wyższą niż 3 lata temu, bilans zysków i strat nie wygląda najgorzej. Suma miesięcznych różnic w ratach między kredytem w złotych, a kredytem we frankach to 3500 zł. Oznacza to, że decyzja o wyborze franka była słuszna – kredytobiorca jest (jak na razie) „do przodu”. Powyższe obliczenie dotyczy sytuacji, gdy różnica między oprocentowaniem kredytów w złotych i frankach wynosi 3,5 pkt. procentowego. Obecnie rata takiego kredytu w CHF jest o ponad 200 zł wyższa niż w złotych. Mając jednak w kieszeni nadwyżki z lat poprzednich, kredytobiorca może jeszcze jakiś czas znosić tę niekorzystną sytuację. Oczywiście problemem może być bieżąca płynność – trzeba mieć z czego płacić wyższą ratę. Należy jednak założyć, że ktoś kto brał kredyt we frankach wziął pod uwagę ryzyko zmiany raty i dysponuje odpowiednią nadwyżką dochodów.
Warto przypomnieć, że mówimy tu o sytuacji osoby, która pożyczała franki w skrajnie niekorzystnym momencie – przed znaczącym wzrostem kursu tej waluty. Jeśli frank nadal będzie tak drogi jak obecnie, lub niewiele tańszy, zysk kredytobiorcy będzie się obniżać i może w pewnym momencie zamienić się w stratę. Wszystko wskazuje jednak na to, że siła franka względem złotego została zbudowana „na sterydach” – przez inwestorów stadnie szukających tzw. bezpiecznej przystani dla swoich pieniędzy. Prędzej czy później zdecydują się zrealizować zyski i poszukać innych, bardziej zyskownych aktywów. Nie ma się bowiem co oszukiwać, że inwestorzy panikują i szukają ochrony przed niewyobrażalnym krachem (w takiej sytuacji ostatnią deską ratunku, jak pokazała końcówka 2008 roku, są raczej dolar i złoto). Obecnie głównym motywem jest poszukiwanie jak najwyższych zysków pod pretekstem bieżących wydarzeń w światowej gospodarce, a tutaj koszulka lidera zmienia się dosyć często.
Kredytobiorcy z krótkim stażem są często w trudniejszej sytuacji niż osoby spłacające kredyt znacznie dłużej. Nie zdążyły jeszcze zbudować rezerwy w postaci miesięcznych zysków w relacji do kredytu w złotych i – co gorsza – mają znacznie wyższe oprocentowanie, co zmniejsza ich odporność na wahania waluty. I wreszcie, nie mają praktycznych doświadczeń z szybko drożejącym frankiem, więc łatwiej o błędne decyzje. Tym bardziej potrzebne im jest chłodne podejście do oceny swojej kredytowej decyzji oraz cierpliwość.
Wróćmy do początku tekstu. Skąd owe 10 milionów złotych rachunku za Grecję? I czy to dużo? Można szacować, że osoby które w 2009 i 2010 roku zaciągnęły kredyty we frankach spłacają łącznie 75-80 mln zł miesięcznie (przy uproszczonym założeniu że wszyscy pożyczyli pieniądze na 20 lat). Gdyby kurs franka znajdował się na poziomie ok. 3 złotych, czyli sprzed zaostrzenia się greckiego kryzysu, wówczas suma tych rat byłaby o blisko 10 mln zł niższa.
Maciej Kossowski, Wealth Solutions
Źródło: Wealth Solutions