Polacy posmakowali w funduszach inwestycyjnych. Najbliższe lata mogą być dla TFI tylko lepsze. Jak się jednak okazuje niedawna hossa nie dla wszystkich byłą łaskawa. Do grona swego rodzaju przegranych można zaliczyć GTFI. Wbrew pierwotnym planom okazało się, że biznes nie poszedł tak jak trzeba, śląskie gminy nie chciały tam w Towarzystwie lokować pieniędzy, a firma nie zdołała przekonać zbyt wielu inwestorów do powierzenia jej pieniędzy. Jednym słowem to liliput przy takich gigantach jak chociażby Pioneer, czy BZ WBK AIB. A właśnie ten ostatni był wymieniany razem z Fortis Bankiem jako potencjalny kupiec GTFI. O ile ta ostatnia instytucja ustami swojego prezesa oświadczyła, że nie jest zainteresowana kupnem akcji spółki od Funduszu Górnośląskiego, to BZ WBK AIB być może znajdzie się wśród chętnych inwestorów – poprzednio po prostu nie zdążył złożyć w odpowiednim czasie dokumentów. Nie wiadomo co prawda czemu miałby służyć ten zakup, no ale zawsze można uznać, że to wybieg marketingowy, pokazujący prężność tej firmy.
Jak na razie najpoważniejszym kupcem wydaje się być jednak Fundusz Mistral. W jego przypadku widać już sens całej inwestycji – Fundusz ma stosunkowo duże kapitały i zyski. Kupno GTFI pozwoliłoby na utworzenie funduszu typu pivate equity – czyli z jednej strony duże oszczędności przy zarządzaniu majątkiem, a z drugiej możliwość osiągnięcia nowych przychodów. Problem w tym, że KPWiG niezbyt chętnym okiem patrzy na FM i już raz sprzeciwiło się przejęciu Towarzystwa. Mistral nie tracił nadziei i dokumenty miał złożyć ponownie. Na efekty tych zabiegów zapewne nie trzeba będzie długo czekać – no ale KPWiG może dalej uznawać, iż wpływ nabywcy akcji może okazać się „niekorzystny dla ostrożnego zarządzania funduszami” przez TFI. Zapewne chodzi w tym przypadku o nieudany debiut Odratrans.
Problem jednak w tym, że GTFI potrzebuje inwestora – może nie na gwałt, ale zebrane aktywa w wysokości 322 milionów złotych to za mało, żeby o czymś poważnie myśleć. W celu ich zwiększenia potrzebny jest kapitał na promocję – a tego Fundusz Górnośląski nie ma. Nawet jeśli pieniądze by się znalazły, to pozostałby wciąż problem braku sieci dystrybucji. A bez tego ani rusz. Trzeba więc sprzedać – zwłaszcza, że zbyt długo do interesu nie ma co dopłacać – w pierwszym półroczu GTFI zanotowało straty w wysokości ok. 100 tys. zł. Z jednej strony to mało, ale patrząc na wyniki konkurentów, kwota ta okaże się dość wysoka.
A poza Mistralem o kupca raczej będzie trudno. Posługując się analogią z ostatniej transakcji pomiędzy Legg Mason i Banku Handlowego można dojść do wniosku, że GTFI jest warte ok. 13,5 mln. Jednak wniosek ten naszym zdaniem jest błędny – i ostateczna cena może być znacznie niższa. Wynika to po pierwsze ze słabych wyników finansowych, niskich aktywów, struktury klientów, czy słabo rozpoznawalnej marki GTFI i braku sieci dystrybucji. Jednym słowem albo to TFI kupi mały podmiot, albo pójdzie za grosze do jakiegoś kolosa, który z dnia na dzień zamknie całą firmę. Pytanie tylko, czy ktoś się taki znajdzie? Fundusz Górnośląski twierdzi, że tak. Jak jest faktycznie – okaże się zapewne w najbliższym czasie.