Nie twierdzę, że wszyscy ludzie biznesu są bezwzględni i skorumpowani, chciwi, bez zasad. Mówię tylko, że istnieją tacy. Główne przesłanie mojej książki brzmi, że warto mieć zasady w biznesie, bo one zwrócą się w postaci osiąganych zysków, wzrostu wartości firmy, zadowolenia i satysfakcji pracowników – wyjaśnia Sławomir Lachowski, były prezes mBanku, autor książki „DROGA ważniejsza niż cel. Wartości w życiu i biznesie.”
Skąd pomysł na napisanie tej książki? Poprzednia, „Drogę innowacji” to obszerna publikacja, planowana znacznie wcześniej. Tu z kolei książka o wartościach w świecie wielkich korporacji. Aż tak zainspirowała Pana wędrówka do Camino de Santiago? Napisał Pan, że książki nigdy nie było w planach.
Odchodzący na emeryturę menadżerowie wielkich korporacji lub kończący kadencje polityce zabierają się do zdyskontowania swojej przeszłości w postaci książek, które w zdecydowanej większości są tworem wynajętych do realizacji tego celu pisarzy tzw. ghostwriters. Inna sprawa, że jest to przejaw chęci utrzymania się w medialnym obiegu, bowiem trudno im przychodzi skonstatować fakt, że już nie są w centrum zainteresowania.
Mój przypadek jest inny, bo przede wszystkim nie odszedłem na emeryturę mając przed sobą drugą połowę życia zawodowego, a co nie mniej ważne, książki piszę sam. Moja potrzeba pisania podyktowana jest przekonaniem, że mam coś ważnego do przekazania, jako świadectwo doświadczeń zebranych w niezwykłym okresie rozwoju i przekształceń polskiej gospodarki. Miałem szczęście być w odpowiednim miejscu i czasie, spotkać wspaniałych ludzi z którymi udało się dokonać rzeczy niezwykłych. I sprawa nie dotyczy osiągnięć, ale drogi do celu, która wcale nie była usłana różami. Od zawsze literatura była dla mnie źródłem wiedzy i inspiracji, a książki biznesowe dodatkowo poszukiwaniem najlepszych praktyk i wzorców do naśladowania. Stąd wzięło się u mnie przekonanie, że tylko wyobraźnia jest granicą naszych możliwości. Tematy dwóch moich książek to właśnie przesłanie, kierowane tak do młodych ludzi rozpoczynających pracę, jak i do tych, którzy już długo pracują i często narzekają na brak wyzwań i satysfakcji, a także do menadżerów zarządzających małymi i dużymi firmami, że warto zatrzymać się na chwilę i zastanowić nad naszymi celami i sposobami ich realizacji.
To uzupełnienie „Drogi Innowacji”?
Pierwszą książkę, napisałem poniekąd z obowiązku, by przekazać swoje doświadczenia i wiedzę w zakresie poszukiwania innowacyjnych strategii w biznesie. „Droga innowacji. Pracuj ciężko, baw się, zmieniaj świat” mówi o tym, że przełomowe innowacje w biznesie spotykamy prawie na każdym kroku, trzeba tylko umieć je dostrzec, a wtedy warto ciężko pracować, bo zmieniamy świat na lepsze, co daje niezwykłą satysfakcję i spełnienie dla wszystkich uczestników przedsięwzięcia, szeregowych pracowników, kierowników i klientów.
Nie sądziłem, że znów wrócę do biurka i znów zacznę pisać, ale lekcja pokory, jaką odebrałem na szlaku Camino de Santiago, przywiodła mnie do rozmyślań nad znaczeniem wartości w życiu i biznesie. „DROGA ważniejsza niż cel. Wartości w życiu i biznesie.”, nawiązuje do odwiecznego problemu ekonomii, czy postępowanie zgodne z normami etycznymi i moralnością się opłaca w biznesie. Mit, który stał się prawdą obiegową głosi, że egoizm, któremu przecież niedaleko do chciwości, jest odniesieniem wszystkich działań jednostek indywidualnych i przedsiębiorstw. Jednocześnie gołym okiem widać, że to właśnie dążenie do maksymalizacji zysku za wszelką cenę przez firmy i chciwość ludzi prowadzą do cyklicznych spektakularnych porażek, skandali, upadłości wielkich przedsiębiorstw, które współcześnie przekształcają się w katastrofy zagrażające gospodarce poszczególnych krajów i mają tendencję do infekowania gospodarki światowej. „ DROGA ważniejsza niż cel. Wartości w życiu i w biznesie.” powstała jako materializacja imperatywu kategorycznego człowieka, któremu umysł i serce podpowiadają, że powinien dać świadectwo tego, co przeżył, a ja sądzę, że jestem wielkim szczęściarzem, byłem w odpowiednim miejscu i czasie, spotkałem na swojej drodze odpowiednich ludzi i idee, obok których nie przeszedłem obok, a przecież mogłem.
Przeszedł Pan z giganta jakim było PKO BP do czegoś absolutnie nowego w BRE Banku. Zaważyła chęć odejścia z PKO BP, niezadowolenie z tego banku czy raczej marzenie o stworzeniu czegoś w bankowości od zera?
Polityczne ograniczenia funkcjonowania firm państwowych są ogólnie znane, ale wówczas naprawdę odczułem, że wywierają one istotny wpływ na moje działania. Powiązania władzy politycznej ze strukturami zarządczymi firm państwowych w Polsce miały wówczas z reguły charakter jednostronnej zależności biznesu od polityki, były niezgodne z dobrymi praktykami nadzoru właścicielskiego, sprzeciwiały się zasadom merytokracji, autonomii decyzji biznesowych, odpowiedzialności za podejmowane decyzje, a wreszcie sprawiedliwości i obiektywizmowi oceny rezultatów podejmowanych działań. W takiej sytuacji menadżerowie najwyższego szczebla firm kontrolowanych przez kapitał państwowy większą część swojego czasu poświęcają na działania niemerytoryczne, w większości o podłożu politycznym i towarzyskim, by utrzymać się w gronie „przyjaciół królika”. W sferze biznesu prywatnego zasady gry są jasne i w większości przypadków przestrzegane przez uczestników. Tutaj także polityka korporacyjna ma znaczenie ale decydują wyniki, więc merytokracja jako sposób organizacji i działania przeważa i decyduje o sukcesie. Poza tym, po wielu latach pracy w projektach restrukturyzacyjnych, chciałem robić coś zupełnie innego, i miałem pomysł na nowy projekt, który, miałem nadzieję, zmieni krajobraz rynkowy w bankowości detalicznej w Polsce.
A później z BRE odszedł Pan z powodu przekonań, wartości, idei? Pieniądze i pozycja banku przestały mieć znaczenie? Nadal jest Pan uznawany za jednego z ojców bankowości elektronicznej w Polsce.
Odszedłem z BRE Banku w najmniej spodziewanym momencie, czego najlepszym dowodem były reakcje otoczenia; rynku kapitałowego, który odpowiedział spadkiem wartości akcji banku o blisko miliard złotych w przeciągu jednego dnia, tytuły doniesień prasowych, które odmieniały na różne sposoby określenia takie jak „zaskoczenie i sensacja”. Takie wydarzenia kreują atmosferę tajemnicy, której wyjaśnienia pilnie poszukują obserwatorzy. Bywa, że kulisy odsłania dopiero przyszłość. W tym przypadku sprawa była banalna, a przez to dla wielu ludzi niezrozumiała. Przyczyną nie były pieniądze, ani żądza władzy, ani nawet strategiczna wizja rozwoju, tylko sposób jej realizacji. Ponieważ, zgodnie z moimi wartościami, droga jest ważniejsza niż cel, więc z żalem pożegnałem się z BRE Bankiem i jego głównym akcjonariuszem. Historia przyznała mi poniekąd rację, bo niezależnie od obiektywnych trudności związanych z kryzysem finansowym, BRE Bank notował w kolejnych latach doskonałe wyniki i miał realną szansę, nawet w trudnych warunkach kryzysu finansowego, zrealizować wizję rozwoju paneuropejskiego internetowego banku detalicznego opartego na dyskontowym modelu biznesowym. W ten sposób na arenie europejskiej pojawiłby się globalny gracz z Polski. Doniosłe decyzje podejmuje się z reguły w trudnych warunkach i realizuje pomimo przeciwności losu, czego dobrym przykładem jest sukces Alior Bank w Polsce.
„Nie można wyznawanych wartości zostawić w domu, a w pracy kierować się całkiem innymi.” Udało się Panu przez całą karierę?
Teza, że wartości mają znaczenie w życiu i w biznesie, i są to wartości podobne, brzmi kontrowersyjnie, gdy odwołujemy się do prawd obiegowych i opinii. W rzeczywistości zasadnicze wartości ludzi i firm są w pewnym zakresie identyczne, jak uczciwość, rzetelność, profesjonalizm, zaufanie, integralność, rozwój, pasja, skuteczność, w części podobne, jak innowacyjność, nowoczesność, jakość, a tylko w małej części odnoszą się do specyfiki działalności firmy. Jestem głęboko przekonany, że przestrzeganie wartości jest tak samo ważne dla ludzi, jak i przedsiębiorstw – ludziom pozwala żyć godnie i umrzeć z poczuciem spełnienia, a i przedsiębiorstwom przynosi swoistą nieśmiertelność. To dzięki spójnemu systemowi wartości jesteśmy w stanie pokonywać dzień po dniu, a także zbudować szczęście w życiu osobistym oraz osiągnąć sukces i satysfakcję w życiu zawodowym. Uznane przez nas wartości określają, jakimi jesteśmy ludźmi, jakie są nasze życiowe wybory i w jaki sposób postrzegamy innych. Wartości zasadnicze firmy, podobnie jak wartości człowieka, powinny odzwierciedlać jej tożsamość, czyli to, co jest absolutnie najważniejsze w działalności, względnie stałe, niezależne od zmian wizji i strategii. W czasach gdy jedynym stałym elementem rzeczywistości jest ciągła zmiana, wartości są jak kompas, bez którego nie można wybrać się w podróż w nieznane. Przenoszenie wartości osobistych na wartości przedsiębiorstw i projektów, którymi kierowałem stało się chyba moim znakiem rozpoznawczym, a mam przekonanie, że również przyczyniło się w dużym stopniu do ich powodzenia.
Przejdźmy zatem do historii mBanku. Wartości banku ustalał Pan wspólnie z pracownikami, pytał ich cały czas o zdanie. To Pana autorski pomysł czy inspirował się metodami z dużych zagranicznych firm?
mBank powstał w rekordowo krótkim czasie, w ciągu 100 dni wytężonej pracy, prawdziwego wyścigu z czasem, by nie stracić niepowtarzalnej szansy rosnącej fali zainteresowania Internetem. Pierwsze sukcesy przyszły nieoczekiwanie szybko i zapowiadały niezwykłą przygodę biznesową, po kilkunastu miesiącach już wiedziałem, że mBank to przełomowa innowacja w bankowości i wiele zależy ode mnie, od mojego sposobu zarządzania projektem i ludźmi. Obudziło się we mnie poczucie wielkiej odpowiedzialności, które wzbudziło trwogę, że zwykłe działania profesjonalne mogą być niewystarczające i trzeba wyjść poza schematy. Wtedy uświadomiłem sobie, że wszystko co robiłem dotychczas, niejako rutynowo, w odpowiedniej kolejności – misja, wizja, strategia, biznesplan – nie wystarczy, by osiągnąć powodzenie. Potrzebne jest spoiwo, które zwiąże te elementy w jedną całość, spowoduje, że przemierzając długą drogę do sukcesu, który jawił się na horyzoncie, organizacja potrafi zachować motywację, wytrwałość, szybkość, elastyczność. Odpowiedź przyszła niepostrzeżenie – rozwiązanie było oczywiste i niepodlegające dyskusji, wysłałem więc mail do wszystkich pracowników, który mówił, że „Nie jest bowiem obojętne, czy przychodzimy do pracy, gdzie wysiłek jest zgodny z naszymi zasadami i wartościami, którymi kierujemy się w życiu jako podstawowymi, czy też nie. Chciałbym, aby praca w mBanku była, chociaż w części, realizacją marzeń każdego z Was. To jest możliwe, wiem to z własnego doświadczenia. Aby to było realne, powinniśmy wspólnie określić, co dla nas jest najważniejsze. Czas, aby opracować kodeks Zasad i Wartości mBanku.” Potem wszystko poszło szybko, z udziałem wszystkich ochotników, sformułowane zostały wartości zasadnicze, które złożyły się na akronim DROGA (Doskonałość, Realizacja, Odpowiedzialność, Gotowość, Angażowanie się). Dopełnieniem tych zasad było opracowanie i wdrożenie systemu oceny pracowniczej z uwzględnieniem samooceny według wartości.
Znaczenie wartości dla budowy tożsamości firmy nie było moim odkryciem, bo wartości przedsiębiorstw jako czynnik sukcesu „doskonałych” i „wizjonerskich” firm zostały spopularyzowane przez wspomniane już publikacje Thomasa J. Petersa i Roberta H. i Watermana (wyd. polskie Poszukiwanie doskonałości w biznesie) oraz Jamesa C. Collinsa i Jerry’ego I. Porrasa (wyd. polskie Wizjonerskie organizacje. Praktyki zarządzania najlepszych firm), ale model zarządzania przez wartości wprowadzony przeze mnie w mBanku, MultiBanku, a następnie w BRE Banku był rozwiązaniem autorskim.
Z książki wynika też, ze o sile firmy stanowi kapitał ludzki. Jak dobierał Pan pracowników? Sam przeprowadzał Pan rozmowy kwalifikacyjne? Co decydowało o tym, ze pracownik nadał się do projektu mBank?
Rekrutacja jest jednym z kluczowych procesów, mających wpływ na jakość zasobów ludzkich firmy. To oczywiste. Każda firma ma swoją specyfikę, a te które mają działający system wartości posiadają niezwykle wyrazistą kulturę organizacyjną, w której nie wszyscy dają sobie radę, dlatego tradycyjne sposoby rekrutacji zawodzą. Należy starać się od razu identyfikować właściwych kandydatów, bo kształtowanie wśród pracowników zachowań zgodnych z wyznawanymi w organizacji wartościami to proces trudny i długotrwały, a w wielu przypadkach skazany na niepowodzenie. Lepiej więc, jeśli to tylko możliwe, zatrudniać takich kandydatów, którzy wyznają system wartości spójny z systemem panującym w przedsiębiorstwie. Głowna dewiza strategii rekrutacji w firmie opartej na wartościach brzmi: „Zatrudniaj ludzi mających określone postawy, następnie rozwijaj umiejętności”. Początkowo przeprowadzałem rozmowy rekrutacyjne z każdym pracownikiem, byłem niejako ostatnim ogniwem łańcucha. Gdy organizacja mBanku i MultiBanku urosła powyżej 2000 zatrudnionych, ograniczyłem te rozmowy do pracowników średniego i wyższego szczebla oraz szczególnie uzdolnionych absolwentów, którzy rozpoczynali u nas pracę.
Pisze Pan: „w warunkach zaostrzającej się konkurencji, występuje powszechna i stała presja na wzrost wydajności, efektywności, zaangażowania i elastyczności pracowników”. Osobiście, nie pamiętam kiedy mój dzień pracy trwał tylko 8 godzin. Nie uważa Pan, że przy tej presji bardzo łatwo zatracić wartości?
Liczba godzin, jakie spędzamy w pracy, jest zatrważająca. Zaczynając pracę zawodową 30 lat temu, nawet, kiedy prowadziłem własną firmę, pracowałem znacznie mniej intensywnie . Dziś większość pracowników małych i średnich przedsiębiorstw oraz dużych korporacji pracuje po 10, 12 godzin na dobę. Do tego należy doliczyć czas na dojazd i powrót do domu i czysta statystyka pokazuje, że większość swojego życia, pomijając przerwy na sen, spędzamy w pracy. Dlatego kultura organizacji i relacje międzyludzkie panujące w firmie są tak ważne. Należy dążyć do tego, by praca przynosiła nam satysfakcję. Nie jestem zwolennikiem daleko idącej tezy, że praca ma być źródłem przyjemności, bo to przecież wysiłek – umysłowy bądź fizyczny. Natomiast praca powinna przynosić satysfakcję i to nie tylko materialną. I w tym względzie firmy zarządzane przez wartości, pozwalają wytrzymać presję na wzrost wydajności i efektywności, bo praca nie jest tylko uciążliwym zajęciem koniecznym dla zapewnienia bytu materialnego, a pozwala na doskonalenie osobowości i samorealizację.
„Dziennikarz, nawet jeśli posiada własny system wartości (co wcale nie jest do końca pewne), zaskakująco łatwo się go pozbywa, gdy na horyzoncie pojawia się interes finansowy dziennika lub jego własny” – chyba każdy dziennikarz, który przeczytał książkę zapamięta to zdanie. Uważa Pan rynek mediów za pozbawiony wartości? Wypadamy w Pana książce znacznie gorzej niż banki.
Książka traktuje o wartościach w życiu i biznesie, a media są jedną z jego gałęzi. Przytaczam przykłady działań zaprzeczającym etyce i moralności, jako dowód na to, że wbrew rozpowszechnionej opinii która stała się mitem o charakterze prawdy obiegowej, egoizm i chciwość, działania według zasady, że cel uświęca środki, nie prowadzą do sukcesu, a wręcz przeciwnie, w dłuższym horyzoncie uwidacznia się ich szkodliwy wpływ na ludzi, kulturę organizacji, a także wyniki przedsiębiorstwa. Nie twierdzę, że wszyscy ludzie biznesu są bezwzględni i skorumpowani, chciwi, bez zasad. Mówię tylko, że istnieją tacy. Główne przesłanie mojej książki brzmi, że warto mieć zasady w biznesie, bo one zwrócą się w postaci osiąganych zysków, wzrostu wartości firmy, zadowolenia i satysfakcji pracowników. Banki to instytucje zaufania publicznego, dlatego na bankowcach ciąży szczególna odpowiedzialność w zakresie przejrzystości działania, używanych środków i metod, w związku z tym nie dziwi mnie zasłużona krytyka postaw i braku profesjonalizmu przedstawicieli tego zawodu w Stanach Zjednoczonych i Europie Zachodniej. Media to biznes, który jako tzw. czwarta władza, ma swoje przywileje, a także szczególną odpowiedzialność. W tym kontekście piszę, że na dziennikarzach spoczywa szczególna odpowiedzialność, a praktykowane wartości są jeszcze bardziej istotne… Znam różnych dziennikarzy, w większości wspaniałych. Rzeczywistość jest złożona, zarówno w życiu, jak i w biznesie nie można uniknąć pewnych potknięć i nieprawidłowości, chodzi o to aby zdarzało się ich jak najmniej.
Czytając książkę przypomniała mi się koncepcja, że gigantyczne korporacje zastąpią kiedyś państwa. I tak firma dba o naszą emeryturę, zdrowie, rozrywkę, anwet kondycję fizyczną. Uważa to Pan za science fiction czy realnie będziemy kiedyś „obywatelem Google, Apple, banku”?
Globalizacja jest faktem, niezależnie, czy ją się lubi i popiera, czy też nie. Firmy stają się potężniejsze i bardziej wpływowe niż państwa, ale perspektywa, że mogą je zastąpić mnie zatrważa. Z drugiej strony Nowa Gospodarka, oparta na powszechnym dostępie do wiedzy, informacji, rosnących możliwościach współpracy w Sieci, zmienia model biznesowy tradycyjnych firm i wykształci nowe podejście do biznesu, które mam nadzieję, zachowa indywidualizm i podmiotowość człowieka jako dostarczyciela czynnika pracy.
„Droga ważniejsza niż cel.” Mówi Pan tak dzisiaj z perspektywy lat spędzonych w bankowości czy mówił Pan tak również na początku kariery zawodowej?
System wartości, w części ukrytych w podświadomości i stamtąd kierujących naszymi działaniami, jest pochodną naszych potrzeb, edukacji, etosu społecznego, indywidualnych fascynacji i przekonań i kształtuje się przez całe życie, ale jego fundamenty powstają w czasach młodości i okresie wieku średniego. Świadomość, że „droga jest ważniejsza niż cel” przyszła do mnie stosunkowo późno, bo w wieku dojrzałym, jako autorefleksja wiedzy i doświadczeń życiowych i zawodowych. Jestem szczęśliwy, że zatrzymałem się w biegu, spojrzałem wstecz i w głąb swojej duszy, a efektem tego było to, co wydaje mi się dziś oczywiste, a ciągle wzbudza u wielu ludzi zdumienie.
Źródło: PR News