Trudno o lepszy argument do spadków złotego, jak słowa szefa NBP wątpiącego w trwałość obserwowanej od kilku tygodni tendencji. Ale to dalszy rozwój wypadków w strefie euro pozostanie kluczowym czynnikiem.
W najbliższą środę poznamy dane o styczniowej inflacji, która według rynkowych szacunków mogła zmaleć do 4,3 proc. r/r z 4,6 proc. r/r. Dzień później dynamikę średniej płacy, a w piątek kluczowy odczyt dynamiki produkcji przemysłowej, spodziewanej na poziomie 8,8 proc. r/r. Jeżeli inflacja i produkcja przewyższą rynkowe szacunki, to nasilą się oczekiwania związane z ewentualną podwyżką stóp procentowych w kolejnych miesiącach. To może pomóc złotemu, ale tylko teoretycznie. Po pierwsze „jastrzębia” retoryka jest znana inwestorom już od kilku tygodni, po drugie od słów do czynów droga daleka. Jeżeli złoty nadal będzie się tak szybko umacniał, jak ostatnio, to zacieśnianie polityki monetarnej nie będzie celowe, a byłoby nawet szkodliwe biorąc pod uwagę fakt, iż eksporterzy nie byliby w stanie dostosować się do bieżącego kursu walutowego. Z kolei gwałtowne osłabienie naszej waluty wcale nie przybliżyłoby nas do podwyżki stóp procentowych, gdyż najpewniej zostałoby wywołane kolejnym silnym wstrząsem w strefie euro, który miałby wyraźne przełożenie na spadek tempa wzrostu globalnej gospodarki. A, zatem i na nasze PKB. Wprawdzie celem Rady od zawsze było dbanie o inflację, a nie wzrost gospodarczy, ale warto wziąć pod uwagę, że ten i przyszły rok będzie cechować silne dostosowanie fiskalne do którego zobowiązał się rząd. Zacieśnianie polityki monetarnej byłby, zatem w takiej sytuacji dużym ryzykiem. Czemu, zatem mają tak naprawdę służyć ostatnie „jastrzębie” wypowiedzi członków RPP i medialne podgrzewanie tematu podwyżek? Czyżby ukrytym celem była kwestia stabilizowania kursu złotego, o czym było tak głośno na jesieni ub.r., kiedy to NBP interweniował na rynku? Niewykluczone. Ale jak, zatem rozumieć ostatnie słowa Marka Belki? Podczas konferencji w środę szef NBP dał do zrozumienia, iż nie można polegać na założeniu, iż złoty pozostanie silny, gdyż jego ruchy są uwarunkowane czynnikami zewnętrznymi. Czy to tylko czysty przypadek, że złoty podczas kolejnych dni stracił na wartości? Część inwestorów mogła potraktować te słowa, jako brak wiary w siłę złotego, ale z drugiej strony odzwierciedlały one słuszny pragmatyzm szefa NBP. Bo, złoty od dawna zależy od łaski i niełaski zagranicznych graczy, co sprawia, że ryzyko związane z postawieniem długoterminowej prognozy nie jest małe.
Ostatnie zwyżki naszej waluty były wynikiem oczekiwań inwestorów, iż globalne spowolnienie nie będzie w tym roku aż tak znaczące, po tym jak otrzymali oni serię lepszych danych makroekonomicznych z kluczowych gospodarek. Jednak jest zbyt wcześnie, aby odtrąbić koniec kryzysu. Bo, jeżeli nie Grecja, to Portugalia, jeżeli nie Portugalia, to Francja, jeżeli nie Francja, to Irlandia, jeżeli nie Irlandia, to może konflikt z Iranem – lista na najbliższe miesiące jest długa, a inwestorzy tak często dają się przecież ponieść emocjom…
Źródło: DM BOŚ