W USA gracze mieli możliwość zareagować na decyzję agencji ratingowej Standard&Poor’s, która po czwartkowej sesji poinformowała o umieszczeniu ratingu USA na liście obserwacyjnej z możliwością jego obniżenia o jeden lub więcej poziomów.
Decyzja S&P jest ostrzeżeniem podobnym do tego, który dzień wcześniej wyemitowała agencja Moody’s, ale jednak to ostrzeżenie było silniejsze. Agencja może obniżyć rating USA przed 2 sierpnia o ile nie zostanie wypracowany konsens odnośnie do obniżenia zadłużenia USA (agencji nie wystarczy jedynie podniesienie limitu zadłużenia). Uważa się (ja też tak uważam), że to jest tylko nacisk na polityków i zasłona dymna zmniejszająca wagę zarzutów o pogrążanie ratingami strefy euro. Reakcja była żadna. Po prostu wszyscy oczekują, że politycy się w końcu dogadają.
Sesja była nie tylko walką niedźwiedzi z bykami. Trwała przepychanka między tymi graczami, którzy cenią dane makro i tymi, którzy preferują raporty kwartalne spółek. Opublikowane w piątek dane makro były niejednoznaczne. Inflacja CPI spadła o 0,2 proc. m/m (oczekiwano spadku o 0,1 proc.), ale inflacja bazowa wzrosła mocniej niż oczekiwano (0,3 proc.). Okazało się też, że po czerwcowym, nieoczekiwanym, gwałtownym spadku w lipcu indeks NY Empire State, pokazujący jak zachowuje się gospodarka regionu (okolice Nowego Jorku), znowu nieoczekiwanie odnotował minusy (-3,76 pkt.). Oczekiwano wzrostu z – 7.79 do 5 pkt.). To bardzo niepokojący odczyt. Dotyczy bowiem już trzeciego kwartału, a jak widać sytuacja poprawiła się nieznacznie, a gospodarka regionu nadal się kurczy. Podobna musi być interpretacja zmian indeksu nastroju Uniwersytetu Michigan. Dane wstępne za lipiec pokazały, że nieoczekiwanie zanurkował (z 71,5 na 63,8 pkt.). Oczekiwano wzrostu. Bardzo źle zaczyna się ten trzeci kwartał.
Nieco inaczej sytuacja wyglądała z danymi o produkcji przemysłowej. W czerwcu produkcja wzrosła jedynie o 0,2 proc. m/m (oczekiwano wzrostu o 0,3 proc.), a wykorzystanie potencjału przemysłowego (76,7 proc.) nie zmieniło się (oczekiwano niewielkiego wzrostu). Dane dotyczą jednak bardzo słabego drugiego kwartału, więc rynek mógł je zlekceważyć. Generalnie jednak nie było się z czego cieszyć.
Na nastroje na rynku akcji wpływały również publikacje raportów kwartalnych spółek. Po czwartkowej sesji wyniki podał Google. Były doskonałe. Cena akcji szybko rosła pomagając indeksowi NASDAQ. Przed piątkową sesją raport kwartalny opublikował Citigroup. Wyniki tego banku też były wyraźnie lepsze od oczekiwań. Nic dziwnego, że indeksy rozpoczęły sesję od wzrostów. Potem jednak słabe dane makro i brak reakcji na rynku walutowym zaczęły pomagać niedźwiedziom. Indeksy wróciły do pozycji neutralnej. Ostatnia godzina była jednak szarżą byków, dzięki czemu zwolennicy raportów kwartalnych spółek wygrali, a tygodniowe straty został zredukowane, co w najmniejszym stopniu nie zmniejszyło obrazu technicznego rynku.
W piątek GPW rozpoczęła dzień od spadku indeksów. Dość szybko skala spadku została zredukowana (tak jak i na innych giełdach), ale nadal na rynku widać było dużą niepewność. Rynek bardzo szybko wszedł po prostu w marazm, a WIG20 dzieliła od poziomu neutralnego niewielka odległość. Po publikacji raportu kwartalnego Citigroup indeks ruszył powoli na północ. Wyhamowała ten ruch publikacja pierwszej partii amerykańskich danych makro, ale wyhamował tylko na chwilę. Potem zachowanie rynków w USA podniosło indeksy i sesja zakończyła się nieznacznie nad kreską. co oczywiście nie ma żadnego znaczenia prognostycznego.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi