Na początku czerwca politycy, architekci przemian i czołowi ekonomiści z wielu krajów uczestniczyli w zorganizowanej przez Narodowy Bank Polski konferencji podsumowującej przemiany gospodarcze w naszej części Europy. Oceniając poszczególne aspekty reform przedstawiali zróżnicowane opinie, ale w jednym byli zgodni: ogólny bilans transformacji jest bardzo pozytywny. Konferencja pod hasłem „20 lat po upadku gospodarki socjalistycznej. Transformacja, wzrost gospodarczy i konwergencja w Polsce oraz innych krajach Europy Środkowej i Wschodniej” była wkładem Narodowego Banku Polskiego w obchody rocznicy wyborów z 4 czerwca 1989 r. Wyborów, które symbolicznie i de facto zakończyły okres zależności od komunistycznych władz Związku Radzieckiego, zaś gospodarczo kończyły epokę centralnego planowania wprowadzając wolny rynek.
Otwierając obrady prezes NBP Sławomir Skrzypek powiedział, że wybory z 4 czerwca 1989 r. były początkiem przemian, dzięki którym nasz kraj zajmuje obecnie godną pozycję w świecie. – Możemy z dumą powiedzieć, że zaczęło się w Polsce – mówił. Przypomniał, że w minionym dwudziestoleciu PKB Polski zwiększył się o ponad 75 proc. – więcej niż w większości innych krajów, dzięki czemu polska gospodarka w rankingu europejskim przesunęła się w tym okresie z jedenastej pozycji na siódmą. Także dzięki udanej transformacji jest ona bardziej odporna na wpływ globalnego kryzysu, co sprawia, że obecnie jej stan jest lepszy niż w innych państwach.
Jeśli jednak ocenimy obecne dwudziestolecie z perspektywy pierwszych dwóch dekad po odzyskaniu niepodległości na początku XX w., to porównanie nie jest już tak optymistyczne.
Superinwestycja
W 1918 r. zaczynaliśmy od zera. Polska gospodarka jako taka nie istniała. Terytoria, które przez dekady znajdowały się w granicach zaborców były traktowane po macoszemu. W dodatku fronty I wojny, które kilkakrotnie przetoczyły się przez owe terytoria, też zrobiły swoje. A jednak po roku 1918, mimo trudności w scalaniu trzech niezbyt pasujących do siebie niemal pod każdym względem kawałków dawnej Rzeczpospolitej, mimo wojny z bolszewikami, mimo wreszcie światowego kryzysu gospodarczego – potrafiliśmy się zmobilizować i zbudować podstawy prężnie już pod koniec dwudziestolecia międzywojennego funkcjonującej gospodarki.
W tak trudnym czasie – pierwszego kryzysu, o którym można było mówić, że jest kryzysem globalnym – Polacy zbudowali Gdynię z bazą Marynarki Wojennej i portem, który w 1938 r. wygrał wyścig ze wszystkimi portami basenu Morza Bałtyckiego, jeżeli chodzi o wielkość przeładunków. A przy okazji niewielka wioska o nazwie Gdynia stała się w ciągu kilkunastu lat miastem mającym w 1939 r. 127 tys. stałych mieszkańców.
W momencie największego wzrostu bezrobocia w miastach i wyjątkowo trudnej sytuacji na polskiej wsi ówczesny minister skarbu i wicepremier do spraw ekonomicznych Eugeniusz Kwiatkowski zainicjował budowę Centralnego Okręgu Przemysłowego. Zaproponował koncentrację działań inwestycyjnych w tzw. trójkącie bezpieczeństwa na południu Polski. COP był jednym z największych przedsięwzięć ekonomicznych II Rzeczpospolitej, na które wydano około 60 proc. całości krajowych wydatków inwestycyjnych. Dzięki temu niemal od podstaw stworzono polski przemysł ciężki i zbrojeniowy, czego efektem było zmniejszenie bolesnego bezrobocia. I choć okręg obejmował tylko 15 proc. terytorium kraju, z czasem stał się motorem napędowym całej gospodarki. Sekretem sukcesu okręgu przemysłowego było rozpoczęcie budowy wielu obiektów jednocześnie – łącznie z elektrowniami i infrastrukturą komunikacyjną.
W ramach inwestycji w COP w latach 1937-1939 powstały m.in. Huta Południowa w Stalowej Woli, Wytwórnia Silników w Rzeszowie, fabryki kauczuku syntetycznego i opon w Dębicy, Państwowe Zakłady Lotnicze w Mielcu. Niezależnie od tego w Sanoku, Radomiu i Starachowicach powstały prężne fabryki broni. Do najważniejszych inwestycji należały jednak hydroelektrownie w Porąbce i Rożnowie. Tak gigantycznej (i udanej!) akcji inwestycyjnej państwu polskiemu nie udało się powtórzyć później w swojej historii.
Nowe zakłady i infrastruktura powstawały również na pozostałym terytorium Polski, poza Centralnym Okręgiem Przemysłowym – i także w tempie, którego nie udało się już powtórzyć. Warto pamiętać, że znakomita część zakładów przemysłowych w Polsce międzywojennej miała być i faktycznie była odpowiedzią na zagrożenie – również gospodarcze – ze strony Niemiec.
Superdemontaż
Obecny globalny kryzys finansowy, podobnie jak Wielka Depresja, rozpoczął się w Stanach Zjednoczonych. Coraz więcej krajów ogłasza dane makroekonomiczne świadczące o tym, że pogrążają się w recesji. Państwa, które dotychczas były dla Polski wzorem. Tylko że dzisiaj ten kryzys witamy zupełnie inaczej. Teraz inwestycje nad Wisłą, jeśli już jakieś są, to ślimaczą się wyjątkowo. Wystarczy przyjrzeć się rozbudowie infrastruktury drogowej i kolejowej. Dzieci, które rodziły się w dniu oficjalnie ogłoszonego programu budowy autostrad osiągnęły już pełnoletność, a w Polsce wciąż nie ma drogi ekspresowej łączącej dwa krańce państwa. A nasza duma – zakłady powstałe w ramach Centralnego Okręgu Przemysłowego – kilkukrotnie już stawały na skraju bankructwa. Część z nich faktycznie padła, część została przejęta przez kapitał obcy – nomen omen najczęściej niemiecki.
Od marca tego roku, zgodnie z przyjętą w Sejmie ustawą stoczniową, rozpoczęto proces kompensacji Stoczni Gdynia, co tak naprawdę oznacza jej likwidację. Pieniądze ze sprzedaży przekazane zostaną na spłatę wierzycieli – publicznych oraz prywatnych. Przyszłość terenów postoczniowych nie jest znana – może tam powstać inna stocznia, ale brak na to jakichkolwiek gwarancji. Ze względu na wyprzedaż w trybie nieograniczonym, powstać tam mogą dowolne inne przedsiębiorstwa niezwiązane z branżą morską.
Marka, złotówka, euro
Polskie dwudziestolecia to także dwie wielkie reformy walutowe, dzięki którym powstrzymana została hiperinflacja i dwie wymiany walut – z czego jedna jeszcze przed nami.
Kiedy w 1924 r. premier Władysław Grabski zlikwidował markę polską oraz trzy inne waluty obowiązujące na terenach odradzającego się państwa, zatrzymał jedną z największych na świecie hiperinflacji. W ramach udzielonych pełnomocnictw Grabski dokonał sanacji skarbu przede wszystkim poprzez wprowadzenie jednorazowego podatku majątkowego i radykalne cięcia kosztów administracji państwowej, a także egzekucję danin publicznych. Bez przeprowadzonej reformy skarbu reforma monetarna byłaby nieskuteczna. Nowa waluta została oparta na parytecie złota – wartość 1 złotego ustalono na równoważną 0,1687 grama kruszcu. Stosunek wymiany marki polskiej na złotego Grabski ustanowił na 1 800 000:1. Powołano do życia niezależny Bank Polski (Skarb Państwa zachował w nim pakiet większościowy i akcje uprzywilejowane), pełniący funkcję banku centralnego i emisyjnego. Reforma walutowa doprowadziła do ustabilizowania sytuacji gospodarczej i pozwoliła na rozwój Polski w latach 20. i 30. XX w. Złoty był do początku II wojny światowej walutą w pełni wymienialną, o stabilnym kursie wymiany.
Również antidotum na hiperinflację przedstawił Leszek Balcerowicz, wicepremier i minister finansów, wprowadzając szereg reform zwanych później „Planem Balcerowicza”. W ciągu półtora roku doprowadził do zdławienia hiperinflacji z poziomu 685,8 proc. w 1990 r. do 60 proc. rocznie i obecnych niespełna 3 proc. Urealniono kurs złotego, wprowadzono wewnętrzną wymienialność waluty, przeprowadzono reformę bankowości, zrównoważono detaliczny rynek wewnętrzny, rozpoczęto reformy podatkowe i ubezpieczeniowe, które były później kontynuowane przez kolejnych ministrów. Taki sposób przeprowadzenia transformacji był później naśladowany z różnym skutkiem w innych państwach byłego bloku wschodniego.
Reformy Balcerowicza doprowadziły do rewaluacji złotego. I podobnie jak w dwudziestoleciu międzywojennym, obywatele Polski zobaczyli w portfelach nowe pieniądze. Jednak to nie koniec przygód powołanej do życia przez Grabskiego złotówki. Wszystko wskazuje, że niedługo czeka ją agonia. Od pięciu lat kolejne rządy zapowiadają jak najrychlejsze wejście do strefy euro, co oznacza przyjęcie wspólnej, europejskiej waluty i likwidację narodowego pieniądza.
Mieć zamiast być
W międzywojennej Polsce dynamicznie rozwijał się również sektor bankowy. Powstawały instytucje finansowe – w znacznej części oparte na polskim kapitale. Obecnie działające nad Wisłą banki – nie licząc instytucji, w których większościowy udział ma Skarb Państwa oraz banków spółdzielczych – to w większości instytucje z Europy Zachodniej i USA. Do inwestycji na ryku przymierzają się także banki arabskie oraz rosyjskie.
Czas w końcu spojrzeć na społeczeństwo polskie z tamtego i obecnego dwudziestolecia. Ówcześnie, zachłyśnięci niepodległością Polacy, wkładali niemało wysiłku w odbudowę „odzyskanego śmietnika”. Emigracja zarobkowa nie była „modna”, przeciwnie – mieliśmy do czynienia ze zjawiskiem powrotów do ojczyzny. Kiedy w 1989 r. odzyskaliśmy ograniczoną przez powojenne półwiecze suwerenność i wprowadziliśmy gospodarkę wolnorynkową, Polacy byli zainteresowani przede wszystkim pomnażaniem majątku. Ulice i rynki polskich miast zaroiły się od sprzedawców zachodnich towarów, którzy z czasem stali się początkiem polskiej klasy średniej. Emigracja zarobkowa, szczególnie po wejściu Polski do Unii Europejskiej, stała się nie tyle koniecznością, co modą.
Nie tylko narodowe gospodarki z poprzedniego i obecnego dwudziestolecia, ale także dzisiejsza demografia Polski oraz demografia najpiękniejszego okresu w najnowszej historii Polskiej są lustrzanymi odbiciami. Także w krzywym zwierciadle.
PAWEŁ PIETKUN