W USA poniedziałek zapowiadał się na bardzo nudny dzień. Kalendarium było puste, a ze świata wiele wieści nie docierało. Wszystkie ruchy cen i kursów tłumaczono problemami Grecji. Gołym okiem widać jednak było, że Grecji mało kto się boi (nawet Grecy się nie bali – indeks w Atenach wzrósł o trzy procent), a czekanie na „ostateczne” porozumienie nawet pomaga bykom na ograniczenie korekty. Popatrzmy jednak jak wygląda sytuacja.
Premier Grecji Lukas Papademos spotkał się podczas weekendu z przedstawicielami głównych sił politycznych, ale wyniki tych spotkań nie były zadowalające. Podobno greccy liderzy zgodzili się na część cięć wydatków, a rozmowy miały być kontynuowane właśnie w poniedziałek. W poniedziałek okazało się, że będą kontynuowane we wtorek.
Rynki reagowały na greckie zagrożenie w sposób bardzo umiarkowany. Jak myślę gracze, podobnie jak ja, zakładają, że Grecy znowu wszystko obiecają (w marcu czeka ich duża spłata długu). W zasadzie prawie wszyscy obserwatorzy greckiej sceny politycznej są przekonani, że w kwietniu odbędą się wybory parlamentarne. Mało jest polityków chcących przed wyborami popełnić polityczne seppuku, którym byłoby jeszcze większe pogorszenie życia wyborców. Generalnie – wpływ „sprawy greckiej” na rynki w Europie był minimalny, więc nic dziwnego, że jeszcze mniejszy był w USA.
W USA sporo mówiono o… meczu w finale Super Bowl. I nie dlatego, że wygrana jakieś drużyny zapowiadałaby (stary przesąd) bardzo dobry rok dla giełdy. Wierzący w cuda twierdzą, że wygrana drużyny z ligi NFL zapowiada „byczy” rok – tym razem obie drużyny były z NFL. W komentarzach mówiono przede wszystkim o wpływach za reklamy telewizyjne (3,5 mln USD za 30 sekund, a tłok był olbrzymi) i o zakupach Amerykanów (na przykład dużych telewizorach). Wyciągano z tego wniosek, że w gospodarce bardzo dobrze się dzieje. Według mnie wniosek o wątpliwej jakości. Duże firmy po prostu nie mogły się nie reklamować, jeśli miały 170 mln publiczności, a zakupy dużych telewizorów … cóż, kolejne szaleństwo kredytowe Amerykanów.
Rynek akcji zachował się znakomicie. Po bardzo dużych wzrostach w piątek, kiedy NASDAQ wszedł na 11 letni szczyt, a DJIA i S&P 500 stały pod bardzo mocnymi oporami, spadkowa korekta nie byłaby w najmniejszych stopniu zaskoczeniem. Niedźwiedzie miały pretekst (Grecja), ale były bardzo słabe. Owszem sesja rozpoczęła się od niewielkiej korekty, ale potem indeksy ruszyły na północ i w ostatniej godzinie trzymały się już blisko poziomu z piątku. Sesja zakończyła się neutralnie, co sygnalizuje bardzo dużą siłę byków.
Na GPW teoretycznie (po doskonałym zakończeniu sesji na Wall Street i po sztucznym obniżeniu WIG20 na piątkowym fixingu) powinniśmy byli rozpocząć poniedziałkową sesję od wzrostu indeksów. Nic z tego jednak nie wyszło. Pogorszenie nastrojów na rynkach przełożyło się na mały spadek WIG20. Po pojawieniu się (anonimowej) informacji o braku poniedziałkowego, ostatecznego terminu dla Grecji WIG20 wrócił do poziomu z piątku, mimo że na innych rynkach nic się nie zmieniło.
Potem wypowiedzi duetu Sarkozy – Merkel na chwilę poprawiły sytuację, poczym znowu wszystko wróciło do neutralnej normy. Byki jednak nie wytrzymały redukowania (i tak niewielkich) strat przez indeksy amerykańskie. Indeksy ruszyły na północ, dzięki czemu WIG20 wzrósł o 0,67 proc. Ponad dwa razy lepiej zachował się segment mniejszych spółek (MWIG40 i SWIG80). Mniejsze spółki zdecydowanie będą ciągle na celowniku byków. Większe mogą czekać na zagraniczny kapitał.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi