Do listy banków, które mocno podwyższyły opłaty za prowadzenie rachunku, należy dopisać Bank Millennium. I chociaż teoretycznie chodzi tylko o 1 zł dla podstawowego rachunku, to ten przypadek jest jednak wyjątkowy. Można bowiem mówić o dużym pogorszeniu oferty, a wręcz o drastycznych podwyżkach opłat. Bank zrywa bowiem z wieloletnią strategią premiowania aktywnych klientów.
W efekcie dziesiątki (setki?) tysięcy osób zacznie płacić za dotychczas bezpłatne w ich przypadku konta. Więcej. Jako chyba jedyna instytucja ze wszystkich ostatnio wprowadzających jakieś zmiany w ofercie, bank zdecydował się na wprowadzenie opłat za dotychczas bezpłatne rachunki walutowe.
Bank Millennium prowadzi ponad 1,4 mln kont osobistych. Daje mu to pod tym względem wysokie, piąte miejsce na rynku. W ostatnich miesiącach szedł jak burza. Przyczynił się do tego między innymi fakt, że bank zmienił metodę autoryzacji i otworzył się mocniej na internet. W połączeniu z bardzo sprawną organizacją, doskonałym systemem bankowości internetowej, świetnym wykorzystaniem umowy ramowej i cross-sellingiem dawało to niesamowite wyniki. Konto było bezpłatne praktycznie dla każdego. Wiele osób zaciągających tam kredyt hipoteczny od razu wybierało wersję konta Premium, która teoretycznie kosztuje 15 zł, a w praktyce przy takim kredycie było bezpłatne, nie licząc opłaty rocznej za kartę.
W licznych zestawieniach, m.in. dla mediów, konto w Millennium zawsze było w czołówce – właśnie ze względu na szeroki wachlarz możliwości zwalniających z opłat. Jak na 5 bank na rynku z dość dużą siecią placówek to był dobry wybór. Niestety kryzys mocno musiał dać się bankowi we znaki, bo raptem przekreśla coś, co budował wiele lat i co było jego znakiem rozpoznawczym.
Do tej pory, żeby móc się cieszyć z bezpłatnego rachunku bankowego w Millennium wystarczyło przelewać wynagrodzenie – min. 1500 zł dla zwykłego i 5000 zł dla konta Premium lub też utrzymywać minimalne saldo w wysokości odpowiednio 2500 i 5000 zł (ROR nie jest oprocentowany) lub też posiadać jeden z kredytów: hipoteczny, samochodowy, gotówkowy lub mieć depozytów na kwotę min. 20000 zł lub średnio mieć wykorzystaną linię kredytową w rachunku odpowiednio na 2500 i 5000 zł, a w końcu wykonywać transakcje kartą kredytową na kwotę odpowiednio 500 i 1000 zł miesięcznie. Jak widać możliwości były przeogromne i każdy właściwie mógł sobie coś znaleźć. My osobiście korzystaliśmy z tego ostatniego sposobu, czyli korzystając z kredytówki banku.
Informacja prasowa Banku Millennium.
Co się zmienia od sierpnia? Otóż jednym sposobem zwalniającym z opłaty niezależnie od posiadanego konta będzie utrzymywanie na nieoprocentowanym ROR środków w wysokości min. 5000 zł. Jednym słowem większość klientów dotychczas cieszących się z bezpłatnego rachunku będzie za niego musiała zacząć płacić… Jeśli doliczyć do tego woltę banku i rezygnację ze współpracy z Euronetem, podwyżki opłat za wydanie karty płatniczej, a od sierpnia również podwyżki za przelewy w placówkach i na koniec podwyższenie o 1 zł opłaty za podstawowe konto, to można powiedzieć, że Millennium poszedł po całości. I chyba należy mu się palma pierwszeństwa w tym kryzysie jeśli chodzi o najgorszą zmianę dla klienta. Z jego punktu widzenia oznacza bowiem drastyczne podwyżki. Dlatego wprowadzenie opłat za bezpłatne dotychczas konta walutowe jest już tylko nic nie znaczącym potwierdzeniem nowej strategii… Za konta walutowe klient zapłaci całkiem sporo. Za rachunek w CHFach zapłaci aż 2 franki, dolarowy kosztuje 2 USD, a w euro – 1 euro. Tego bank już w informacji prasowej nie pisał. Klienci zresztą jeszcze nie dostali żadnej informacji na temat wprowadzonych zmian… Ciekawe, czy inni zareagują w podobny sposób jak my? Zamknęliśmy bowiem nie tylko rachunki walutowe, ale przy okazji też kartę kredytową z której dość aktywnie korzystaliśmy. Jeśli bowiem teraz używanie jej nie przynosi z naszego widzenia realnych korzyści, to właściwie w tych kryzysowych czasach lepiej zwrócić niewykorzystany limit bankowi, skoro tak wszędzie szuka przychodów…
Patrząc na obecną ofertę rachunków banku Millennium można jednoznacznie stwierdzić, że znacząco straciła na atrakcyjności. Te konta są po prostu drogie w stosunku do uzyskiwanych korzyści. W podstawowym rachunku za 7 zł, klient płaci za przelewy przez internet po 50 groszy i ma do dyspozycji zaledwie trochę ponad 450 bezpłatnych bankomatów (w BZ WBK i Cash4You wypłata jest za 1 zł). To niezbyt zachęcające. Oczywiście robiąc tak drastyczne zmiany, bank wprowadził kilka nowości, które miałyby osłodzić trochę sytuację. To na przykład zniesienie pierwszej rocznej opłaty za kartę kredytową (obecnie było to możliwe w promocji, więc to żadna zmiana no i ważna dla nowych klientów tego produktu), zniesienie opłaty przygotowawczej za limit kredytowy (ale warto wspomnieć o jednym z droższych na rynku oprocentowaniu – 18% w skali roku), bezpłatnej w pierwszym roku karty do rachunku (to już wygląda ciekawie, chociaż dla starych klientów bez znaczenia). Ciekawostką ma być (widać tu wpływ kadry z Citi, oj widać), brak oprocentowania limitu kredytowego prze pierwsze 7 dni w miesiącu. Te wszystkie zmiany mają jednak przede wszystkim zachęcić nowych klientów do zakładania konta lub też zachęcić do skorzystania z drogich przecież produktów kredytowych. W przypadku obecnych klientów jest to praktycznie bez znaczenia, w odróżnieniu od innych zmian.
Oczywiście można stwierdzić, że w wielu przypadkach klienci poczują się zawiedzeni. Zaciągając kredyt, zazwyczaj wybierali konto w wersji Premium, które ma chociażby takie zalety, że nie płaci się za wypłatę z bankomatów BZ WBK i Cash4You (a przed zmianą z Euronetu), a przelewy przez internet są bezpłatne. W końcu jeśli konto i tak jest bezpłatne – to lepiej brać to lepsze. No i teraz nagle przychodzi do płacenia z rachunek przez najbliższe 30 i więcej lat (bank miał kredyty do 50 lat). Trzeba przyznać, że nieciekawa perspektywa, tym bardziej, że za podobną lub niższą cenę u konkurencji można dostać znacznie, znacznie lepszą ofertę. Teoretycznie można zmieniać rodzaj konta na lokacyjne (oszczędnościowe?), bez zmiany jego numeru (aneks do umowy w Millennium kosztuje „zaledwie” 500 zł), ale pytanie ilu klientów się o tym dowie? No i tak czy inaczej nagle trzeba byłoby szukać nowego rachunku osobistego – dla osoby, która się przeniosła z obsługą, to może być problem.
Bank Millennium może liczyć tylko na to, że nie ma takich klientów jak mBank (przynajmniej nie w takiej liczbie). I prawdopodobnie większość z nich z lenistwa zostanie i przełknie tę pigułkę. W końcu wszyscy podwyższają ceny na rynku. To prawda. Ale nie wszyscy w tak radykalny sposób.
W całej tej historii ciekawi nas jedno. Czy instytucje finansowe uważają, że klienci tak jak one, mają krótką pamięć? Że za jakiś czas zapomną o tym co się teraz dzieje, kiedy nagle rosną opłaty za podstawowe usługi? W tym momencie robienie przelewów w placówkach jest całkowitą głupotą – z tego powodu Poczta Polska jeszcze długo będzie miała co robić. Chociaż ciekawi jesteśmy, czy też nie wykorzysta sytuacji. W końcu również ona nie cierpi na nadmiar pieniędzy. Problem w tym, że obecne podwyżki dotyczą przede wszystkim klientów tradycyjnych, a takich jest wciąż większość. Co więcej przecież ci nieubankowieni (nie licząc młodych osób), to również segment klientów „tradycyjnych”. I w takiej sytuacji promowanie pomysłu, żeby konto bankowe było przymusowe, jest naszym zdaniem medialnym strzałem w stopę ze strony sektora bankowego. Gdyby banki zaoferowały na przykład rachunek 50+ dla takich klientów, będący alternatywą w stosunku do obecnego rozwiązania – to co innego. A tak niestety można odnieść wrażenie, że pod sztandarami rozwoju i modernizacji kraju, proponuje się skok na kasę emerytów i rencistów, a przy okazji rozwiązanie problemów płynnościowych (oczywiście wcześniej jeszcze trzeba przewalczyć obniżenie rezerwy obowiązkowej, dłuższe terminy w NBP i przyjmowanie kolejnych rodzajów aktywów w zamian). W obecnej sytuacji w wielu przypadkach posiadanie konta bankowego jest przejawem zbędnej rozrzutności. Skoro większość opłat można dokonać u inkasenta, ewentualnie w punkcie obsługi lub na poczcie, to nieoprocentowane, a do tego płatne konto jest całkowicie niepotrzebne. Jeśli klienci mają nadwyżki finansowe to przecież zawsze mogą założyć lokatę – do tego rachunku nie potrzebują.
I to jest właśnie ten cały kłopot. W działaniach banków jako sektora występuje ogromny dysonans. Nic dobrego nie wyjdzie z sytuacji, kiedy instytucje finansowe albo nie chcą udzielać kredytów, albo udzielają je po zaporowej cenie, a z drugiej strony masowo podwyższają opłaty i prowizje za podstawowe usługi. Kryzys zaufania w umysłach klientów będzie trwał znacząco dłużej niż kryzys w realnej gospodarce. Będzie potrzeba sporo czasu, żeby odzyskać zaufanie i na nowo pokazać, że banki to nie tylko maszynki do zarabiania pieniędzy dla swoich właścicieli, ale również tak potrzebny każdej gospodarce sektor. Z małych, jednostkowych posunięć mamy wielkie fale zmian. Nie przyniosą one chyba jednak nic dobrego. I wcale nie jest też powiedziane, że klienci nie mają żadnej alternatywy…
Źródło: PR News