17 grudnia 2008 r. na 65. posiedzeniu Komisji Nadzoru Finansowego KNF jednogłośnie podjęła uchwałę w sprawie przyjęcia Rekomendacji S (II), która to wprowadza dodatkowe, w stosunku do Rekomendacji S, zalecenia. Ustalono wtedy, że niniejsze rekomendacje zostaną wprowadzone w bankach nie później niż do dnia 1 kwietnia 2009 roku z zastrzeżeniem, że zapis pkt. 5.2.4. zostanie wprowadzony nie później niż do dnia 1 lipca 2009 roku. I właśnie o ten ostatni zapis chodzi.
Ogólnie Rekomendacja 20 stanowi, że w relacjach z klientami, w obszarze działalności związanej z ekspozycjami kredytowymi zabezpieczonymi hipotecznie, bank powinien stosować zasady profesjonalizmu, rzetelności, staranności oraz najlepszej wiedzy. Bardziej szczegółowo, już zgodnie z pkt. 5.2.4, na wniosek klienta bank powinien dokonać zmiany sposobu spłaty kredytu indeksowanego do waluty w taki sposób, aby spłata następowała w walucie indeksacyjnej. Zmiana sposobu spłaty powinna dotyczyć wszystkich rat od daty zmiany umowy. Bank nie może ograniczać w umowie kredytu możliwości pozyskania przez klienta waluty przeznaczonej na spłatę kredytu do zakresu usług oferowanych przez bank.
O co chodzi?
Najprościej rzecz ujmując, od 1 lipca br. wszystkie osoby, które zaciągnęły kredyt hipoteczny indeksowany w walucie obcej, uzyskają możliwość spłacania go już nie tylko, jak do tej pory, w złotym, ale też bezpośrednio w tej właśnie walucie i to we wszystkich, a nie tylko w niektórych, jak do tej pory, bankach. Co ważne, waluty tej nie będą musiały kupować w instytucji w której zaciągnęły kredyt, ale tam, gdzie znajdą ją taniej, czyli np. w kantorze lub innym banku. W sumie to bardzo dobra informacja dla tych wszystkich, którzy mają zaciągnięty kredyt walutowy, gdyż nie jest tajemnicą poliszynela, że średni spread, czyli różnica pomiędzy kupnem, a sprzedażą walut, stosowany dla uruchomień i spłat kredytów hipotecznych, w przytłaczającej większości banków, jest wyraźnie szerszy niż ten obowiązujący np. w kantorach.
Czy to się opłaca?
Na pierwszy rzut oka można odpowiedzieć, że tak, bo np. przy kursie CHF/PLN (określającym cenę franka względem złotego) średni spread w bankach wynosi obecnie ok. 15-20 groszy, podczas gdy w kantorach jest on obecnie średnio o połowę mniejszy i równy 8,25 grosza (dane z 19 czerwca br. ze strony www.kantory.pl). Przyjmując do obliczeń fixing NBP także z 19 czerwca dla kursu CHF/PLN na poziomie 3,0051 i średnie kwotowanie tego samego dnia franka względem złotego w kantorach na poziomie 2,9550/3,0375 (dane również ze strony www.kantory.pl), a także zakładając równomierne rozłożenie tego spreadu w bankach na stronę kupna i sprzedaży (17,5 grosza podzielone na dwa), wychodzi na to, że na każdych 100 spłacanych miesięcznie frankach, kupionych w kantorze i wpłaconych do banku, można w prosty sposób zaoszczędzić 5,51 złotego. Zatem przy racie w wysokości 400 franków miesięczny zysk z tego typu operacji wynosi ok. 22 złote, a przy całym okresie kredytowania wynoszącym 30 lat, powstaje z tego kwota rzędu 7920 złotych.
Ponadto warto tu także podkreślić, że równomierne rozłożenie spreadu w bankach wcale nie jest zasadą, gdyż część z tych instytucji z reguły przesuwa się z nim bardziej w kierunku kursu sprzedaży. Jeśli mamy do czynienia z taką sytuacją w banku, w którym zaciągnęliśmy kredyt, nasz miesięczny zysk będzie automatycznie wyższy niż rzeczone 22 złote. Podobnie rzecz się ma z sytuacją, w której udałoby się nam kupić franki po kursie niższym niż przyjęty na przykładzie średni kantorowy kurs sprzedaży, co dla zainteresowanych nie powinno stanowić większego problemu. Co więcej, niewielka część banków w przypadku kursu CHF/PLN ma spread wyraźnie szerszy niż średnie 17,5 grosza, czasami nawet prawie 30, a nawet 40 groszowy (Dom Bank). Jeśli jesteśmy ich klientami, nasz zysk znowu idzie do góry.
Jest jednak kilka „ale”, a czas to pieniądz
I w sumie wszystko byłoby pięknie i wspaniale, gdyby nie kilka istotnych „ale”. Po pierwsze należy bardzo, ale to bardzo pamiętać o tym, że zmiana umowy z bankiem, konieczna do skorzystania z możliwości spłacania kredytu walutowego właśnie w walucie, a nie w złotym, może być dokonana tylko jeden raz w trakcie trwania umowy, a nie wielokrotnie. Tak więc jeśli się na to już raz zdecydujemy, to nie będzie już potem możliwości wycofania się z tego typu zobowiązania. I to nawet wtedy, gdyby realia się zmieniły. Choć przytoczone powyżej wyliczenia wskazują, że w bieżącym momencie niczym nie ryzykujemy i tylko na tym zarabiamy, to wcale nie oznacza to, że taka sytuacja będzie się utrzymywać w nieskończoność. Dlaczego? Bowiem w przyrodzie nic nie ginie. Nie trzeba być Einsteinem, żeby domyślić się, co mogą zrobić banki, gdy zorientują się, że część ich klientów po pierwsze zaczyna korzystać z możliwości spłaty kredytu walutowego bezpośrednio w walucie, a po drugie, że kupuje ją „na zewnątrz”, pozbawiając je tym samym zysku z tych operacji. Efekt jest jeden – po prostu zmniejszą spready. Można także domniemywać, co zapewne zrobią właściciele kantorów, którzy zorientują się, że chętnych na zakup u nich walut przybywa – rozszerzą spready lub przesuną się z nimi w stronę ceny sprzedaży. A w takich warunkach różnica w spreadach pomiędzy poszczególnymi bankami, a także pomiędzy nimi a kantorami, sukcesywnie będzie się zmniejszać.
Po drugie należy zdać sobie, moim zdaniem kluczowe pytanie, czy komukolwiek dla rzeczonych średnio 22 złotych miesięcznie (czy też jak niektórzy liczą średnio 30 złotych), będzie chciało się trudzić z przeprowadzaniem tej całej operacji, a następnie comiesięcznym „polowaniem” na tańszą walutę i jej przelewaniem, czy też bezpośrednim wpłacaniem do banku. Tym bardziej, mając świadomość tego, że kiedyś różnica w spreadach może się zmniejszyć. Ja obstawiam, że mało komu, ale oczywiście mogę się mylić.
Po trzecie równie istotne. Cała operacja zmiany umowy z bankiem w dużej części przypadków nie jest usługą darmową. Wymaga ona bowiem podpisania aneksu, co może nas kosztować, choć oczywiście nie musi, nawet kilkaset złotych. Potem dochodzą „koszty operacyjne”. Przelewy z kont walutowych nie są przecież darmowe, a wpłaty gotówkowe bezpośrednio już do banków na konta walutowe też mogą przecież kosztować. A poza tym czas, który trzeba temu wszystkiemu poświęcić, to pieniądz – tak naprawdę rzecz bezcenna.
Skórka niewarta wyprawki
Reasumując, w obecnej chwili skórka wydaje się być niewarta wyprawki. Cały proces jawi się bowiem jako opłacalny jedynie dla tych, którzy mają zaciągnięte kredyty hipoteczne w walucie grubo powyżej średniej i to w banku utrzymującym wyjątkowo wysokie spready. Samo umożliwienie przez KNF spłat rat kredytów hipotecznych bezpośrednio w walucie, a nie tylko w złotych, to jednak swoistego rodzaju młot na czarownice, a dokładnie na banki, który może doprowadzić przynamniej do częściowego zmniejszenia stosowanych w nich szerokich spreadów. I jeśli to się Nadzorowi powiedzie, chwała mu za to.
Marek Nienałtowski
Źródło: Money Expert