Niestety kłopot ten nie ominie również naszego kraju. Liczba emerytów w Polsce w 2000 r. wynosiła 4 mln, obecnie wynosi 5 mln, a liczbę osób w wieku poprodukcyjnym w latach 2010 i 2015 szacuje się odpowiednio na 6,5 oraz 8 mln. Aby system emerytalny wytrzymał takie zmiany w strukturze płatników i beneficjentów składek, w 1999 r. w ramach reformy powołano Fundusz Rezerwy Demograficznej. W założeniu miała do niego wpływać niewielka część składek emerytalnych, a także kwoty uzyskane z prywatyzacji. Zgromadzonymi w ten sposób środkami fundusz miał obracać na tyle skutecznie, aby w 2009 r. na jego koncie znalazło się 20 mld złotych przeznaczonych na dotowanie wypłaty emerytur dla osób urodzonych w czasie wyżu demograficznego po II wojnie światowej.
Okazuje się jednak, że na koncie FRD obecnie znajduje się jedynie 1,5 mld zł! Jest to efekt tradycyjnego już łatania dziur w budżecie oraz zaspokajania żądań finansowych poszczególnych grup społecznych (zwykle tych, które potrafią urządzić głośne manifestacje w stolicy) środkami przeznaczonymi na realizację długoterminowych celów. Z takich właśnie powodów resort finansów swego czasu zmniejszył wysokość składki przeznaczanej na fundusz. Obecnie wynosi ona 0,25% dochodu i odlicza się ją od ogólnej składki emerytalnej, podczas gdy w zamyśle twórców funduszu miała wynosić co najmniej 1%. Oczywiście do FRD nie trafiła ani jedna złotówka z prywatyzacji.
Tymczasem zgodnie z ustawą fundusz ma gromadzić środki jedynie do 2008 r., a po upływie tego terminu jedynie obracać pieniędzmi i dotować FUS. Jeżeli zdamy sobie sprawę, że do tego czasu FRD miał zgromadzić 20 mld zł, jako niezbędne minimum do utrzymania stabilności systemu emerytalnego w kontekście zmian demograficznych – to sytuacja wygląda na katastrofalną. Jeśli nie znajdą się te brakujące pieniądze, grozi nam krach systemu emerytalnego. Tradycyjnie w takich przypadkach należy się spodziewać, że rząd (niezależnie od opcji politycznej) sięgnie do kieszeni podatników. Bardzo prawdopodobny jest zatem wzrost akcyzy na niektóre towary (paliwo, książki, papierosy), marne są również szanse na zmniejszenie podatku dochodowego. Trudno bowiem przypuszczać, aby rząd zdecydował się na drastyczne zwiększenie odpisu z ogólnej składki emerytalnej, przeznaczonego na FRD, ponieważ wówczas musiałby dołożyć z budżetu do Funduszu Ubezpieczeń Społecznych na wypłatę bieżących świadczeń, co zwiększyłoby deficyt. Oczywiście w dłuższej perspektywie konieczne się wydaje stopniowe podniesienie odpisu, a być może również przedłużenie okresu gromadzenia składek przez fundusz.
Niezależnie od tego, jak rozwiązana zostanie kwestia Funduszu Rezerwy Demograficznej, otrzymaliśmy kolejny dowód na potwierdzenie tezy, że dla uniknięcia krachu systemu emerytalnego niezbędne są działania zmierzające wprost do ograniczenia świadczeń rentowych i przedemerytalnych, które są wypłacane obecnie. Nie jest możliwe zaoszczędzenie znacznych środków dla powiększającej się grupy osób w wieku poprodukcyjnym, jeżeli wydatki na cele wspomniane powyżej będą wciąż jednymi z najwyższych w Europie. To również kolejny argument za tym, aby Polacy, także ci relatywnie młodzi, samodzielnie zaczęli gromadzić środki na swoje emerytury poprzez prywatne, dobrowolne programy oszczędnościowe.