Wprawdzie jedna jaskółka jeszcze wiosny nie czyni, ale zachowanie inwestorów we wtorek sugeruje, że rynki akcji przypomniały sobie o istnieniu grawitacji. Wyprzedaż akcji osiągnęłą skalę, jakiej w 2012 r. jeszcze nie obserwowaliśmy.
O dojrzewaniu rynków akcji do korekty w ostatnich dniach mogło świadczyć kilka czynników. W poniedziałek mimo lepszych od oczekiwań ekonomistów danych z USA (nastroje w sektorze usług, zamówienia w przemyśle), inwestorzy nie palili się do kupna akcji i główne indeksy na Wall Street kończyły dzień lekkimi spadkami. Potwierdzeniem słabości rynku był wtorkowy odwrót od ryzyka widoczny już na wszystkich rynkach, co jest tym bardziej istotne, że kalendarz makroekonomiczny świecił pustkami, więc analitykom trudno było dorobić na podstawie nowych publikacji tezę do spadków cen.
Jeśli ktoś na przestrzeni ostatnich kilku sesji nie przyjął do wiadomości, że w krótkim terminie stosunek potencjalnego zysku do ponoszonego ryzyka na większości parkietów przestał być atrakcyjny, może próbować wykorzystać pogorszenie rynkowego sentymentu do uzupełniania portfela o wybrane walory, ale biorąc pod uwagę wydarzenia, z którymi w ciągu najbliższych kilku tygodni będzie musiał zmierzyć się świat, nie można wykluczyć, że właśnie obserwujemy początek końca średnioterminowego trendu wzrostowego. Taki scenariusz byłby szczególnie frustrujący dla inwestorów z GPW, ponieważ na naszym parkiecie właściwie tylko najmniejsze spółki wzięły udział we wzrostach. Słabym pocieszeniem jest fakt, że we wtorek ok. godz. 17 WIG20 spadał jedynie o 1,6 proc., podczas gdy niemiecki DAX tracił na wartości blisko 3 proc. a gwiazda poprzedniej sesji, rosyjski RTS potaniał aż o 4,3 proc.
Jedyną spółką z indeksu WIG20, która tuż przed zakończeniem sesji broniła się przed spadkiem, był Bank Handlowy, natomiast w dół nasz rynek ciągnął miedziowy KGHM. Słabość KGHM już na początku sesji mogło zapowiadać zachowanie walorów podobnych spółek prowadzących działalność wydobywczą – na australijskim parkiecie BHP Billiton i Rio Tinto spadały o blisko 3 proc., co można bezpośrednio kojarzyć z obniżonymi dzień wcześniej prognozami wzrostu dla chińskiej gospodarki.
W warunkach odwrotu od ryzyka na głónych rynkach złoty nie zdołał obronić się przed głęboką przeceną. Dzień przed konferencją RPP nasza waluta straciła w ciągu jednej sesji względem dolara ponad 1,7 proc. (3,18 PLN), a euro podrożało o ok. 1 proc. 4,17 PLN.
Źródło: Noble Securities SA