Jeśli Łukaszenko wejdzie w konflikt z Rosją to nie ma szans na wygranie – o sytuacji gospodarczej Białorusi opowiada Jarosław Romańczuk, kandydat na Prezydenta Białorusi.
Jarosław Romańczuk jest z pochodzenia Polakiem i jednym z założycieli Związku Polaków na Białorusi. Polityk, ekonomista, założyciel ekonomicznego Centrum Analitycznego im. Milesa, wiceprzewodniczący opozycyjnej Zjednoczonej Partii Obywatelskiej oraz kandydat tej partii w wyborach prezydenckich 2010.
Jaka jest Pana wizja gospodarki Białorusi nie jako polityka, ale jako ekonomisty?
Każda, nawet socjalistyczna, gospodarka może poprawnie funkcjonować, kiedy ma poszczególne źródła utrzymania. Takim źródłem utrzymania dla gospodarki białoruskiej była i jest nadal Rosja. Chociażby w 1995 roku Rosja skasowała miliard dolarów długu zewnętrznego, co stanowiło wtedy ponad 20 proc. PKB Białorusi. Potem stworzyła bardzo dobre warunki handlu pomiędzy obydwoma krajami, zmieniła Białoruś w obszar naftowy, kiedy cło eksportowe z Białorusi było 10 razy mniejsze niż cło z Rosji. Wtedy rosyjskie firmy naftowe stały w kolejce żeby móc przetworzyć ropę w naszym kraju. Średnio, roczna kwota dotacji Białorusi przez Rosję była w okolicach 15 proc. PKB. W 2009 roku spadło to do 13 proc., a w tym roku do 7 proc. Rosja dała Białorusi poprzez tanie surowce energetyczne ponad 55 mld dolarów. Wszystkie te źródła mogą po prostu zniknąć, a system upadnie. Zadłużenie Białorusi zwiększyło się w ciągu ostatnich 5 lat pięciokrotnie. Brakuje dewiz, a Łukaszenko chce drukować pieniądze. Inflacja sterowana wynosi 13 proc.
Rząd twierdzi, że inflacja utrzyma się na poziomie 10 proc. Skąd biorą się takie wyliczenia?
W każdym kraju rynkowym liczy się wskaźnik inflacji przez „kosz” tysięcy towarów. Na Białorusi w koszyku do liczenia mieści się 412 towarów i usług. Te towary stale się zmieniają. Dane dobierane są tak, aby ludzie się nie wystraszyli się inflacji i nie zabierali pieniędzy z depozytów bakowych. Zawsze musimy liczyć na inwestycje zagraniczne albo kredyty. MFW uratował Białoruś dając 3,5 mld dolarów, ale te pieniądze nie poszły na modernizację. Łukaszenko utrzymał na jakiś czas panujący obecnie system gospodarki.
A te inwestycje zagraniczne?
Co do inwestycji zagranicznych to białoruska statystyka liczy każdy kredyt, który daje bank przedsiębiorstwu jako inwestycję zagraniczną. Tym sposobem możemy wyczytać, że Białoruś ma 5-6 miliardów dolarów z inwestycji, jednak w rzeczywistości bilans będzie wręcz ujemny. Więcej dewiz odpłynie z kraju niż wpłynie na białoruski rynek.
A co, jeśli Łukaszenko spokojnie wygra w I turze? Co dalej z gospodarką?
Łukaszenko obiecał doprowadzić pensje do 500 dolarów, więc w listopadzie musi zwiększyć płace. Będzie drukowanie pieniędzy, a w styczniu to wszystko może runąć, zarówno inflacja, jak i kurs waluty. Rosja zwiększy cenę za gaz, nie da nam taniej ropy, może zablokować eksport żywności. To będzie potężny cios dla Białorusi, bo nie mamy żadnej dywersyfikacji na inne rynki. 70 proc. handlu z UE to handel produktami przetwórstwa ropy naftowej. Jeśli Łukaszenko wejdzie w konflikt z Rosją to nie ma szans na wygraną.
Jak Pan będzie walczył z inflacją?
Bank Narodowy na Białorusi udziela kredytów bezpośrednio Ministerstwu Finansów. Kredyty te są np. udzielane po 5 proc., a później są restrukturyzowane, kiedy zachodzi taka potrzeba. To wszystko napędza inflację. Z tego punktu widzenia nasz narodowy bank sam jest źródłem rosnącej inflacji. Nie ma tam absolutnie żadnej niezależności. Dwa tygodnie temu ze stanowiska pierwszego wiceprezesa odszedł monetarysta, a bank jest całkowicie w rękach ludzi, którzy wykonują rozkazy Prezydenta, zamiast walczyć o stabilizację rynku pieniężnego naszego kraju. Cała gospodarka pracuje teraz pod wybory, nikt nie myśli długoterminowo.
Reformy nigdy nie są łatwe. Społeczeństwo jest gotowe na kilka lat trudnych zmian?
Społeczeństwo jest gotowe. Badania opinii publicznej mówią, że ok. 60 proc. obywateli jest za liberalizacją rynku. Chcą żeby lepiej rozwijał się biznes, przedsiębiorcy. Będzie to bolesny proces, ale ludzie mają dość rządów niesprawiedliwości. Czują, że Łukaszenko ich oszukuje. Obywatele nie zapominają. Tak jak z dewaluacją w 2009 roku. 30 grudnia mówili, że nic się nie stanie, a po dwóch dniach kurs był o 20 proc. niższy. Nawet wicepremier powiedział wtedy, że 2 dni brakowało do krachu systemu bankowego. Jakoś to uratowano, ale na dzień dzisiejszy Międzynarodowy Fundusz Walutowy jest przeciwny polityce zarobkowej rządu. Jeśli każdy dostanie o 50 proc. większą pensji, a nie będzie pokrycia w kapitale to mamy absolutnie błędne koło.
System podatkowy jest na Białorusi chyba jednym z największych problemów. Zamierza Pan coś z tym zrobić?
Na Białorusi jest 30 różnych podatków. Wydatki budżetowe sięgają 47 proc. PKB. Podatki na Białorusi są po prostu najgorsze na świecie, zajmujemy 183 miejsce. Łukaszenko nakazał już kiedyś zmiany w systemie, ale on dalej jest prawie taki sam. W 2011 roku mają być zmienione trzy podatki. To po prostu makabra. Podatek VAT na Białorusi to chyba jeden z najgorszych podatków na świecie. Daje ogromne możliwości wyłudzenia pieniędzy z budżetu. Jedna z moich tez wyborczych to wprowadzanie trzech zamiast trzydziestu podatków. Będzie podatek ze sprzedaży detalicznej towarów i usług, jeden podatek socjalny oraz podatek liniowy dochodowy od osób fizycznych.
Liczy Pan na poparcie Rosji?
Nie, Rosja nie jest jeszcze gotowa na zaakceptowanie człowieka o zachodniej orientacji. Rosja chciałaby, aby Sidorski zmienił Łukaszenkę na stanowisku Prezydenta. Oni rozmawiają tym samym językiem – językiem nomenklatury. Dla nich człowiek z zachodu to obcy. Chociaż mówią, że wolność jest lepsza od niewoli, to jednak na Białorusi to tylko słowa bez pokrycia.
Jarosław Romańczuk na specjalnie na zaproszenie Stowarzyszenia Koliber www.koliber.org przyjechał na 2 dni do Polski, gdzie rozmawiał z przedstawicielami polityki oraz dziennikarzami. W czasie swojej wizyty miał w planach spotkania m.in. z Bogdanem Borusewiczem, Andrzejem Halickim oraz Radosławem Sikorskim.
Źródło: Przegląd Finansowy Bankier.pl