W USA poniedziałkowa sesja znowu cechowała się dużą zmiennością. Jeśli ktoś miał jeszcze wątpliwości czy amerykańskie rynki akcji są w fazie większej korekty to na początku sesji się w nich utwierdził, w połowie sesji doszedł do wniosku, że jednak trwa duża korekta, a pod koniec sesji znowu nic nie wiedział. Wszystkie publikowane w poniedziałek raporty pomagały bykom, a jednak rynki zachowały się bardzo słabo.
Popatrzmy na te raporty. Indeks instytutu ISM dla przemysłu amerykańskiego wzrósł w październiku z 52,6 do 55,7 pkt. (poziom najwyższy od kwietnia 2006). Oczekiwano wzrostu jedynie kosmetycznego. Jeśli pamięta się o tym, że zakończył się program „kasa za grata”, co zmniejszyło aktywność przemysłu samochodowego to taki wynik musi być uznany za naprawdę dobry. Bardzo dobre były też dane z rynku nieruchomości. Wydatki na konstrukcje budowlane wzrosły we wrześniu o 0,8 proc., a oczekiwano spadku. Poza tym publikowany przez NAR (stowarzyszenie pośredników) indeks podpisanych umów kupna domów na rynku wtórnym wzrósł aż o 6,1 proc. m/m (oczekiwano jedynie drgnięcia) – do poziomu najwyższego od grudnia 2006 roku.
Na rynek akcji wpływ miały też różne inne czynniki. Ford opublikował raport kwartalny (dużo lepszy od oczekiwań) i podniósł prognozy, dzięki czemu ceny akcji rosły. W czasie weekendu pod ochronę Rozdziału 11 prawa o upadłości udał się w USA CIT – licząca sobie 101 lat instytucja zapewniającą kredytowanie mniejszym firmom amerykańskim. Tak kontrolowana upadłość zapewne pozwoli CIT zrestrukturyzować się i podjąć na nowo działalność. Cena akcji spadała o ponad 60 procent. To musiało nieco psuć nastroje w sektorze finansowym. Dodatkowo szkodziły mu wypowiedzi ważnych dla rynku osób.
Indeksy rozpoczęły jednak sesję wzrostem, którego skala szybko się zwiększyła po publikacji danych makro. Indeks S&P 500 rósł już blisko 1,5 procent. Potem nastąpił okres stabilizacji z lekkim osuwaniem się. Po 3,5 godzinach handlu podaż uderzyła w firmy finansowego sektora i pociągnęła za sobą cały rynek. Wynikiem było zabarwienie się indeksów na czerwono. Spadały około 0,5 procent. Potem było nieco lepiej. Indeks S&P 500 w końcówce sesji już tylko rósł. Jednak po piątkowym, blisko trzyprocentowym spadku indeksu S&P 500 jego niewielki wzrost po doskonałych danych makro nie jest sukcesem byków.
GPW zapłaciła na poniedziałkowym otwarciu za piątkowy spokój spadkiem indeksów. Był on jednak bardzo niewielki (około jeden procent). Pomagało spokojne zachowanie innych giełd europejskich, gdzie polowano już na odbicie w USA. Potem indeksy chodziły za niemieckim XETRA DAX, ale nawet wzrosty tego niemieckiego indeksu nie wyprowadzały WIG20 na plusy. Koło południa odbiciowe nastroje na giełdach europejskich były na tyle wyraźne, że nasz rynek nie mógł nie podążyć za nimi.
Indeks WIG20 redukował skalą spadków bardzo niechętnie. Po pobudce w USA wystarczyło delikatne pogorszenie nastrojów na giełdach europejskich, żeby znalazł się tam, gdzie wylądował na początku sesji, a potem poszedł jeszcze niżej. Jednak dobre amerykańskie dane makro publikowane o 16.00 pozwoliły na zredukowanie spadku do 0,5 procent. Bardzo mały obrót i mały spadek mówią nam tylko jedno: olbrzymia zmienność panująca na giełdach (przede wszystkim amerykańskich) powoduje, że duże kapitały stanęły z boku i czekają na wyjaśnienie sytuacji.
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi