„Od 31 marca zacznie obowiązywać nowelizacja prawa upadłościowego i naprawczego (DzU z 2008 r. nr 234, poz. I572),która wprowadza tzw. upadłość konsumencką (art. 4911 – 4912). Wnioski składa się w rejonowych sądach upadłościowych. Na umorzenie liczą ci, którzy mają kłopoty ze spłatą rat kredytu mieszkaniowego, stracili pracę albo znaleźli się w pętli kredytowej. Mogą się jednak zawieść, bo lista przeszkód blokujących ogłoszenie upadłości konsumenckiej jest długa.„, pisze dziennik.
„Art. 4911 stanowi, że z takiej upadłości nie skorzystają prowadzący działalność gospodarczą ani ci, którzy faktycznie mają biznes, ale nie dopełnili obowiązku wpisu do ewidencji. Te osoby mogą się starać o upadłość na zasadach przewidzianych dla firm. W takim trybie toczą się też sprawy wspólników spółek partnerskich czy handlowych spółek osobowych (gdy wspólnicy ponoszą odpowiedzialność za zobowiązania spółek całym swoim majątkiem). Bankructwa według reguł konsumenckich zabrania się też rolnikom.„, informuje gazeta.
Według przepisów z upadłości konsumenckiej mogą skorzystać tylko ci, których niewypłacalność powstała na skutek wyjątkowych i niezależnych od nich okoliczności. Tu pewnie będzie najwięcej kontrowersji, bo są to kryteria nieprecyzyjne. Chodzi min. o nagłe choroby niepełnosprawność, utratę pracy, okradzenie. Nie wiadomo, jak sądy ocenią nagłe zmiany na rynku walutowym, które spowodowały znaczący wzrost rat kredytów. Na upadłość nie mogą liczyć nałogowi alkoholicy i hazardziści. Nie wolno też zaciągać zobowiązań, będąc już niewypłacalnym.”, pisze „Rz”.
W ostatnich latach banki lekką ręką rozdawały kredyty mieszkaniowe. Na kredyt mogły liczyć także osoby osiągające niskie dochody, bo banki nie oceniały zbyt surowo zdolności kredytowej klienta. Zawirowania na rynkach finansowych, osłabienie złotówki i zwolnienia w wielu instytucjach powodują jednak, że wielu klientów ma dziś problemy ze spłatą swoich zobowiązań. Upadłość konsumencka mogłaby być szansą na wydostanie się z pętli kredytowej. Najprawdopodobniej taką możliwość otrzymają tylko nieliczni.
Więcej szczegółów w „Rzeczpospolitej”.
Na podstawie: Michał Kosiarski