W ostatnich dniach na rynku niemieckim szerokim echem odbił się wniosek o upadłość zgłoszony przez Schiesser AG, z siedzibą w Radolfzell. Czy to dowód na problemy europejskich producentów tekstyliów, nie wytrzymujących naporu tanich produktów z Azji? Okazuje się, że nie. Co więcej – produkcja w krajach o tanich kosztach produkcji i sygnowanie tego znaną marką nie jest uniwersalną receptą na powodzenie firmy odzieżowej.
Renomowany niemiecka firma zmuszona zgłosić wniosek o upadłość
Schiesser AG to firma z tradycjami sięgającymi 1875 roku. Znana jest z wysokiej jakości bielizny, piżam, odzieży sportowej, kostiumów kąpielowych. Niemiecka spółka wchodzi w skład grupy Schiesser mającej siedzibę w Kusnacht, Szwajcaria (oprócz niej w skład grupy wchodzą spółki-córki w innych europejskich krajach).
W ubiegłym roku w niemieckiej spółce przeprowadzono program restrukturyzacyjny, zmniejszający zatrudnienie i zwiększający rentowność firmy. Zapewne w efekcie tych działań firma odnotowała w styczniu br. 20% wzrost obrotów – jak podaje sama spółka, porównując go do poprzedniego miesiąca, grudnia. Wzrosły również nowe zamówienia – jak zakomunikowano o 8%.
Mimo to spółka utraciła płynność – jej zobowiązania wynoszą 65 milionów euro, przy podawanym przez spółkę rocznym obrocie na poziomie 130 mln euro.
Upadłość to nie likwidacja
Jak mówi Tomasz Starus, główny analityk i dyrektor Działu Oceny Ryzyka w Euler Hermes: „Zgłoszenie firmy do postępowania upadłościowego nie oznacza jej likwidacji. W takich przypadkach wierzyciele nie są gotowi czekać na zbyt odległe – w ich ocenie – efekty planu naprawczego i spłatę zobowiązań. Przede wszystkim zaś nie są gotowi na ponoszenie kolejnych nakładów, koniecznych dla zapewnienia firmie płynności.”
Tak jest w istocie – proces restrukturyzacji będzie gwałtownie przyspieszony. Zgodnie z doniesieniami agencyjnymi zapowiadane jest zwolnienie 90% zatrudnionych w Radolfzell 600 osób.
Co dalej z europejskim przemysłem odzieżowym?
Co ciekawe, zwolnienia w Schiesser AG dotkną działów: marketingu, designu, sprzedaży i administracji. Nie dotyczą one natomiast produkcji, ponieważ ta od dawna ulokowana jest na Bliskim i Dalekim Wschodzie…
Wartość światowego rynku tekstyliów wyniosła w 2007 roku 500 mld euro, z czego 30% przypadało na Chiny, 25% na Europę i 15 % na Amerykę Północną. Branża ta jeszcze w 2006 roku przeżywała dynamiczny rozwój, ale już w 2007 nastąpiło jego wyhamowanie. Macierzysty, niemiecki rynek tekstyliów wzrósł wtedy jedynie o 2,1%, co było zapowiedzią załamania obserwowanego w 2008 roku. Kurczył się on wtedy z miesiąca na miesiąc, zmniejszając się od stycznia do końca listopada o 3,9%. Odbija się to także na kondycji polskich firm, szyjących często pod obcymi, także niemieckimi markami. Co prawda popyt na towary wysokiej jakości, luksusowe (a za taką uchodzi także Schiesser) jest najmniej wrażliwy na pogorszenie koniunktury, ale trudności nie omijają także tych marek.
Perspektywy
Branża odzieżowa zarówno w Niemczech, jak i w Polsce jest dosyć rozdrobniona. Mniejsze firmy skupiają się na produkcji wysokiej jakości odzieży, w Polsce zwłaszcza pod obcymi markami. Decydujący udział kosztów pracy powoduje, że zamówienia na ten wymagający rodzaj produkcji przenoszone są ostatnio z naszego kraju do Rumunii, Indii i innych. Zapewniają one zazwyczaj wystarczającą jakość, przy jeszcze niższych kosztach.
Odrębną grupę stanowią firmy będące przede wszystkim wyspecjalizowanymi „dostawcami”, właścicielami rozpoznawalnych marek – tak jak Schiesser. Dynamicznie rozwijały się one w ostatniej dekadzie, a co cieszy – wśród nich także te o czysto polskim kapitale, podejmujące ekspansję w innych krajach regionu. Opierają one swoją działalność przede wszystkim na designie, marketingu i sieci sprzedaży, zlecając zazwyczaj produkcję dostawcom z Dalekiego Wschodu. Jakie są obecnie zagrożenia dla tego modelu działalności?
Nie najwyższa jest płynność finansowa tak rozumianych przedsiębiorstw branży odzieżowej, dlatego są one w znacznym stopniu uzależnione od zewnętrznego finansowania. Wynika to z dosyć długiego okresu rotacji należności a co za tym idzie także zwrotu z kapitału, wysokich nakładów na promocję i utrzymanie sieci placówek handlowych (jeśli firma stawia na ich rozwój).
Jak mówi Tomasz Starus: „Jedynym zabezpieczeniem zobowiązań, jedynym kapitałem takich firm odzieżowych są zazwyczaj właśnie marki, brandy. Jednak nawet taka marka plus np. 120 lat tradycji nie chronią przed upadłością. Trudne czasy – przede wszystkim na rynkach finansowych, ale także mniejszy popyt konsumencki, weryfikują siłę marek. W efekcie problem ze znalezieniem inwestorów na nowe emisje akcji czy obligacji, nie wspominając już o pożyczkach bankowych może postawić kolejne firmy odzieżowe, także polskie, w trudnej sytuacji.”
Źródło: Euler Hermes