W poniedziałek, 5 maja br., po raz pierwszy w historii cena ropy naftowej przekroczyło psychologiczną barierę 120 dolarów za baryłkę. Kontrakt na dostawę baryłki surowca w lipcu został tego dnia wyceniony na giełdzie NYMEX na 120,47 dolarów. Tego samego dnia Goldman Sachs opublikował raport podsumowujący sytuację na rynku i scenariusze zmiany cen w przyszłości. Analitycy banku zapowiadają, że ceny wzrosną do poziomu od 150 do 200 dolarów za baryłkę w ciągu 24 miesięcy. Co prawda w maju, miesiącu kiedy cyklicznie wartość surowca spada najniżej, możemy spodziewać się korekty, ale długoterminowy wzrost wydaje się nieuchronny. Według Goldman Sachs od 2005 roku mamy do czynienia ze „skokowym super-wzrostem” cen, który wynika z szoku popytowego, któremu nie są w stanie sprostać producenci „czarnego złota”. Osiągniecie obecnego poziomu wartości ropy jeszcze w 2001 roku, kiedy cena spadła do 16,7 dolara za baryłkę, było niewyobrażalne.
Przyczyną rosnących cen jest niestabilna podaż. W Nigerii, która jest największym afrykańskim eksporterem ropy, koncern Shell był zmuszony do obniżenia wydobycia w wyniku ataków rebeliantów na szyby naftowe i porwań pracowników. Eksport zmniejsza też Wenezuela, gdzie wydobycie spadło do 2,34 milionów baryłek dziennie z poziomu 3 milionów w 2002 roku. Niższa produkcja jest związana ze zwolnieniem około 20 tys. pracowników, którzy sprzeciwiali się reżimowi Hugo Chaveza. W Iraku wydobycie nadal nie osiągnęło poziomu sprzed amerykańskiej inwazji w 2003 roku, a ze względu na konflikty na tle religijnym i etnicznym regionu nadal nie uważa się za stabilny politycznie. Zaopatrzenie z Meksyku również spadło, o 3 miliony baryłek dziennie od listopada, z powodu niewydolności największego pola naftowego kraju, Cantarell, które zapewnia 40 proc. wydobycia.
W najbliższym czasie nie należy spodziewać się wzrostu wolumenu produkcji przez kraje OPEC. Organizacja może podjąć taką decyzję najwcześniej podczas wrześniowego szczytu. Według przedstawiciela OPEC przyczyną wzrostu cen nie jest niska podaż, ale transakcje spekulacyjne.
Niekorzystny wpływ mają również tendencje poszczególnych państw do nacjonalizacji sektora naftowego i ograniczenia zagranicznych inwestycji, które mogłyby zapewnić większe wydobycie. Obecnie, mimo dostarczania 45 proc. produkcji globalnej, międzynarodowe koncerny takie jak EXXON czy BP kontrolują jedynie 5 proc. światowych złóż przy rosnącym udziale firm i złóż należących do poszczególnych krajów.
Niestabilna podaż nie jest w stanie nadążyć za przyspieszającym zapotrzebowaniem. Ostatnie opracowanie banku UBS wskazuje, że aby utrzymać równowagę pomiędzy światową podażą i popytem na płynną energię, produkcja ropy musi wzrastać o 4,5 milionów baryłek dziennie w stosunku rocznym przez następne 4 lata. Taką dynamikę wzrostu produkcji można by osiągnąć jedynie przy eksploatacji nowego złoża o wielkości porównywalnej z zasobami Arabii Saudyjskiej. Z szacunków UBS wynika, że w 2008 roku jest możliwe zwiększenie produkcji o 4,4 miliona baryłek, w 2009 tylko o 2,9 miliona baryłek, a w 2010 roku tylko o 1,9 miliona baryłek dziennie. Spodziewane dalsze „otwarcie nożyc” pomiędzy poziomem globalnego popytu i podaży będzie windować ceny w górę.
Za zwiększenie światowego zapotrzebowania odpowiedzialne są przede wszystkim Chiny, Indie i kraje Bliskiego Wschodu. Konsumpcja ropy w tych regionach przekroczyła już poziom konsumpcji w Ameryce. Wzrost cen jak do tej pory nie zahamował popytu tych krajów, który pnie się w górę za sprawą dynamicznego rozwoju gospodarczego i rosnącej zamożności. Dobrą ilustracją tego zjawiska stanowi tempo wzrostu PKB w Chinach, które w pierwszym kwartale br. przekroczyło 10 proc. w stosunku rocznym. Największy wzrost zapotrzebowania obserwuje się w rejonie Zatoki Perskiej, gdzie konsumpcji zwiększyła się w 2007 roku o 4 miliony baryłek dziennie. W rezultacie możemy mówić o szoku popytowym na niespotykaną dotąd skalę.
Obecnie, najważniejszym czynnikiem decydującym o kształtowaniu się cen ropy na przestrzeni kilku kolejnych lat jest sytuacja makroekonomiczna w USA. Ostatnio publikowane pozytywne dane o dodatnim wzroście gospodarczym nie przesądzają, czy Stany Zjednoczone wkroczą w wyniku kłopotów na rynku finansowym w okres recesji, czy jedynie spowolnienia gospodarczego. W przypadku spowolnienia gospodarki amerykańskiej szacowany spadek konsumpcji może wynieść jedynie 400 tys. baryłek dziennie.
W swoim raporcie Goldman Sachs wskazuje również, iż przekonanie, że inwestorzy są powodem wzrostów cen, jest fałszywe. Jako fundamentalną przyczynę „skokowego super-wzrostu” wartości ropy analitycy wskazują niedostosowanie podaży do rozwijającego się popytu. Twierdzą oni, że inwestorzy lokujący kapitał na rynkach surowców wręcz pomagają rozwiązać energetyczny kryzys. Dzięki zastrzykowi kapitału pozwalają spółkom energetycznym przyspieszyć projekty zmierzające do zwiększenia efektywności. Inwestowanie na wzrostowym rynku ropy staje się też ciekawą propozycją dla inwestorów i alternatywą dla zaangażowania na niestabilnych parkietach. Wzrost wartości „czarnego złota” powoduje również wzrost konkurencyjności sektora energii odnawialnych. Również polscy inwestorzy maja możliwość lokowania kapitału w surowce i spółki energetyczne oraz zdyskontowania inflacji większymi zyskami z inwestycji na wzrostowych rynkach energii tradycyjnej i alternatywnej.