W Europie indeksy spadają o ponad 2 proc. i nie chodzi tu o nasz region, ale o giełdy Europy Zachodniej. W naszym regionie zniżki indeksów sięgały 4 proc. – dla większości rynków akcji oznacza to najgłębsze jednodniowe spadki od czasów majowo-czerwcowego tąpnięcia.
U nas WIG20 spadł o 4,5 proc. i to jest największy spadek od 22 maja. Obroty wzrosły do 1,5 mld PLN (WIG20) i były najwyższe od ponad miesiąca, potwierdzając spadkowy charakter sesji, o ile ktokolwiek takiego potwierdzenia potrzebuje. Indeks przełamał wsparcie na poziomie 3350 pkt, które dzielnie broniło się przez mniej więcej pół godziny. Przełamanie wsparcia było impulsem do pogłębienia spadków, stąd sesję kończymy 25 pkt poniżej.
Nie ma sensu wymienianie kolejnych spółek, które wpłynęły na losy sesji. Na całym rynku spadł kurs 256. akcji (średnio
o 5,2 proc.), wzrósł zaledwie 7. Szukanie winnych mija się z celem. Dość jednak powiedzieć, że na takiej sesji jak ta, okazuje się często, które akcje trzymane są przez tzw. „słabe ręce” i kupowane są bez podstaw fundamentalnych, a gdzie inwestorzy są pewni swoich racji i do wyprzedaży nie przystępują.
Oczywiście wpływ na zachowanie inwestorów miały głębokie spadki na giełdzie w Szanghaju, jednak warto pamiętać, że przyczyny tych zniżek były czysto lokalne. Władze giełdy zamierzają uważniej przypatrywać się transakcjom rynkowym sądząc, że niektóre z nich mogą być sprzeczne z prawem. To natychmiast spłoszyło spekulantów, a pamiętajmy, że chińska giełda należy do najbardziej zlewarowanych na świecie – zakupy często finansowane nawet najbardziej ryzykownymi kredytami (stąd aż 130-proc. wzrost indeksów chińskich w ostatnim roku). Mimo to, skala przeceny
w Chinach – 9,2 proc. spadł indeks SSE180 – natychmiast wywołała reperkusje na całym świecie, a inwestorzy od razu przypomnieli sobie, że także na giełdzie amerykańskiej wielkość kredytów zaciągana pod zakup akcji jest na najwyższym poziomie w historii. W to wszystko wstrzelił się idealnie Alan Greenspan, były prezes Fed, który powiedział, że gospodarce amerykańskiej grozi recesja. Nie wszyscy mieli odpowiednio silne nerwy by wytrzymać taki splot negatywnych zdarzeń, informacji i prognoz. Stąd załamanie na światowych rynkach akcji. Pytanie jak długo będzie ono trwało?
Sądząc po zachowaniu rynku walutowego, niezbyt długo. Dziś rano umacniał się jen, co oznaczało, że pożyczony
w Japonii kapitał (tam stopy procentowe są najniższe na świecie, jeśli chodzi o gospodarki krajów rozwiniętych) wracał do kraju pochodzenia. Budzi to spekulacje o wyprzedaż tych aktywów, w które pożyczone jeny były inwestowane. Oczywiście w grę wchodzą głównie waluty krajów wschodzących, dlatego dziś rano złoty tracił na wartości. Euro podrożało nawet do 3,92 PLN. Ale po południu złoty już odrabiał straty. Wspólna waluta kosztowała 3,90 PLN, dolar wrócił poniżej 2,95 PLN, frank kosztował 2,41 PLN.
Ponieważ w grę wchodzą emocje inwestorów, które przewidywać jest bardzo trudno, nie sposób też prognozować zasięgu korekty, ani czasu jej trwania. Warto jednak pamiętać, że fundamenty naszej gospodarki nie przesunęły się w nocy z poniedziałku na wtorek ani o centymetr i nadal są bardzo silne. Być może te dzisiejsze spadki okażą się szybko tylko fałszywym alarmem. Dlatego w tych dniach nie należy podejmować pochopnych decyzji pod wpływem emocji.