Warszawski parkiet przodował wczoraj wśród spadających indeksów w Europie. Negatywna rewizja danych o PKB za oceanem okazała się skuteczną przeszkodą w kupowaniu akcji.
Obecny stan rynku można określić jako brak optymizmu, ale także brak pesymizmu. Innymi słowy inwestorzy nie ufają już bezgranicznie przyszłemu wzrostowi gospodarczemu na świecie, a równocześnie są pewni swego – czyli dotychczasowych wycen akcji.
Ta pewność siebie została wczoraj nadszarpnięta nieco przez kolejną rewizję amerykańskiego PKB za III kwartał. Zamiast spodziewanych 2,9 proc. pojawiło się 2,8 procent. Co więcej okazało się, że w dół zrewidowany został także popyt konsumencki, który póki rząd zapewniał dofinansowanie piął się w górę, po zakończeniu pomocy jednak odczuł spowolnienie.
Nie zmienia to faktu jednak, że minione trzy miesiące będą najprawdopodobniej zakończeniem recesji w Stanach Zjednoczonych. W opublikowanych wczoraj zapiskach Fed z narady nad stopami procentowymi z 4 listopada wynika, że Komitet widzi poprawiającą się sytuację gospodarczą za oceanem, choć samą poprawę ocenia jako „stopniową”. Według przewidywań amerykańska gospodarka ma wzrosnąć w przyszłym roku w tempie 2,5-3,5 proc., a w 2011 o ok. 3,4-4,5 procent. Patrząc na te ostatnie przewidywania można już się zastanawiać czy Polska będzie tak wyjątkowa na tle innych krajów na świecie pod względem tempa wzrostu gospodarczego.
Głównie przez amerykańskie dane WIG20 stracił wczoraj na wartości prawie 1,9 proc., najwięcej z europejskich indeksów. Poziom 2366 pkt. nie jest jednak tak daleko od szczytów, aby móc mówić o większej korekcie. Zresztą dziś ostatnia sesja przed Świętem Dziękczynienia w USA, a to z reguły przynosi wzrosty.
W tym kontekście warto zastanowić się nad obecną sytuacją na GPW z trochę szerszego punktu widzenia. Pomału kończy się listopad i zostaje ostatni miesiąc do końca roku. Indeksy jak nie chciały spadać, tak nie spadają – jesteśmy świadkami co najwyżej niewielkich korekt. Nawet jeśli byki nie mają sił na nowe rekordy, to przynajmniej nie widać także większej podaży akcji w okolicach szczytów. Podobnie jest z kursem EUR/USD, od którego zależy przecież obecna hossa. Nawet jeśli dolar nieco zyska, szybko zostaje przywołany do porządku.
Można stąd wysnuć następujący wniosek: jeśli kupować akcje, to lepiej teraz niż w nowym roku. Grudzień powinien z racji swojej specyfiki obronić się przed ewentualnymi większymi spadkami. Obecna sytuacja nie wskazuje na to, aby wyceny miały nagle spaść. Natomiast wraz z nowym rokiem mogą pojawić się sygnały działające negatywnie na rynki akcji – jak ograniczanie podaży dolara, wycofywanie pomocy finansowej na świecie lub inne.
Paweł Satalecki
Źródło: Finamo