Roszady w zarządzie PKO BP to prawdziwa sensacja. Choć ekipa PiS już zaczęła porządki we władzach spółek z udziałem skarbu państwa – m.in. w PGNiG i Ruch – powszechnie uważano, że prezes PKO BP utrzyma się na stanowisku. Co prawda kojarzony jest z lewicą, ale prowadzony przez niego bank to kura znosząca złote jajka. W tym roku zarobi prawie 2 mld zł, a do państwowej kasy dostarcza sowitą dywidendę.
Informacji o zmianach w zarządzie PKO BP nie udało nam się oficjalnie potwierdzić ani w banku, ani w Ministerstwie Skarbu. „Gazeta” ustaliła jednak, że wczoraj odbyło się posiedzenie zarządu, a na dziś zwołano radę nadzorczą.
Najprawdopodobniej Podsiadłę zastąpi mało znany w branży bankowej Sławomir Skrzypek, wiceprezydent Warszawy, uchodzący za bliskiego współpracownika Lecha Kaczyńskiego. W zarządzie stolicy odpowiadał m.in. za politykę finansową, integrację europejską i urbanistykę. Prawnik i ekonomista. Poprzednio był wiceprezesem Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska, członkiem zarządu PKP, pracował w Najwyższej Izbie Kontroli, kiedy jej prezesem był Lech Kaczyński. Zajmował się tam m.in. branżą bankową.
Andrzej Podsiadło zarządzał PKO BP od czerwca 2002 r. W latach 90. kierował nieistniejącymi już bankami PBK (dziś część bankowej grupy BPH) oraz Gecobank. Wcześniej pracował w Ministerstwie Finansów. To bodaj jedyny polski bankowiec, któremu udało się sprywatyzować i wprowadzić na giełdę dwa banki – w 2000 r. wspomniany PBK, a w ubiegłym roku – PKO BP.
Niewykluczone, że zmiany w PKO BP to przygotowywanie przez PiS gruntu pod budowę wielkiego holdingu finansowego złożonego także z Poczty Polskiej. Pomysł ten pojawiał się w kampanii wyborczej PiS: narodowy gigant, oparty o pieniądze PKO BP i sieć kilkunastu tysięcy placówek poczty, miałby stanowić przeciwwagę dla pozostałych instytucji finansowych opanowanych przez zagraniczny kapitał. Zdaniem ekonomistów poczta wymaga gruntownej restrukturyzacji, a połączenie z PKO BP byłoby skomplikowane i niekorzystne dla banku – pisze „Gazeta”.