W tamtym okresie rosnące zapotrzebowanie na kapitał powiązane było z potrzebą rozwoju kolejnictwa, dróg czy przemysłu. Największymi dostawcami kapitału były takie państwa jak Anglia, Francja. Ponieważ świat od tamtej pory zdecydowanie się rozwinął, to obecnie nie tyle państwa są dostarczycielami kapitału, co korporacje transnarodowe.
Różnica bierze się stąd, iż żyjemy w czasach globalizacji, która w XIX wieku nie była jeszcze znanym zjawiskiem. To co łączy rys historyczny z teraźniejszością ma swoje podłoże w przyczynach rosnącego zapotrzebowania na kapitał. Jako podstawową przyczynę należy wymienić pogorszenie się sytuacji płatniczej USA, a co z tym jest związane – spadku kursu waluty amerykańskiej.
W połowie każdego miesiąca Departament Skarbu USA podaje do wiadomości dane dotyczące przepływów zagranicznych długoterminowych kapitałów netto do tego państwa. Analitycy bardzo sceptycznie podchodzą do wspomnianej publikacji. Podstawowy argument polega na tym, że wspomniane publikacje dotyczące okresu sprzed 2 miesięcy, a więc w dobie powszechnej informatyzacji taka publikacja jest niemal prehistorią. Co by nie narzekać warto czasami prześledzić jaki wpływ na rozwój koniunktury ma wspomniany przepływ kapitału zagranicznego netto (z ang. Net long-term TIC flows).
Jak można prześledzić dane sprzed roku, to do momentu pierwszej znaczącej obniżki stóp procentowych przez Fed przepływ kapitałów długoterminowych miał stałą tendencję rosnącą. Załamanie nastąpiło w połowie ubiegłego roku, a ujemne wartości pojawiły się w ostatnim kwartale 2008 r. Analitycy próbują szacować wspomnianą wielkość i czasami dochodzi do bardzo dużych rozpiętości w ich prognozach wobec publikacji prezentowanych przez amerykański Departament Skarbu. Ujemne wartości odnotowane w październiku i listopadzie spowodowane były głównie spadkiem zakupów zagranicznych.
Jak wiadomo z publikacji prywatni inwestorzy wycofali 18,9 mld dolarów, zaś instytucjonalni 37,1 mld dolarów. Łączna suma wycofana przez zagranicznych inwestorów to 56 mld dolarów. Jednak nie należy pomijać faktu, że z USA sprzedano inwestorom zagranicznym aktywa o łącznej wartość 34,3 mld dolarów, a najbardziej pożądanymi były obligacje skarbowe.
Na efekty ujemnych przepływów długoterminowych kapitałów netto nie trzeba było długo czekać. Początek nowego roku na nowojorskiej giełdzie nie należał do udanych z pozycji inwestorów lokujących swoje kapitały w akcje. Pojawiły się opinie, że kapitał od inwestycji w papiery wartościowe bardziej pożąda inwestowania w złoto. Dlatego nie było zdziwienia, gdy cena wspomnianego kruszcu „flirtowała” z poziomem 1000 dolarów za uncję. Bardzo często jest tak, że gdy dochodzi do osłabienia pozycji waluty amerykańskiej na światowych rynkach walutowych, to natychmiast rosną ceny surowców.
Dokładnie rok temu, gdy rozpoczął się silny wzrost inflacji w USA i związany z tym spadek kursu dolara amerykańskiego, to cena złota natychmiast zaczęła rosnąć. Wspomniany instrument zabezpieczający przed wzrostem inflacji jakim jest złoto osiągało cenę 943 dolarów za uncję tego kruszcu. Minął rok od tamtej pory. Zewsząd słychać narzekania i obawy, że na świecie kryzys roztacza coraz to nowe kręgi. Pod koniec lutego bieżącego roku uncja złota kosztowała 966,2 dolara amerykańskiego. Natomiast główny indeks koniunktury giełdowej jakim jest indeks DJIA na początku marca zawitał na poziom poniżej 7700 punktów. Pewne zjawiska są w miarę przewidywalne.
To co zostało ogłoszone z dwumiesięcznym opóźnieniem (w lutym bieżącego roku opublikowano dane za grudzień 2008 r.) miało swoje przełożenie na koniunkturę na przełomie lutego i marca bieżącego roku. Nie powinno być wielkiego zdziwienia jeśli styczniowe dane o przepływach długoterminowych kapitałów netto ponownie będą ujemne. Każdy wynik w okolicach danych za grudzień 2008 r. należy uznać za niespodziankę. Jednak na te dane trzeba będzie jeszcze cierpliwie trochę czasu odczekać. Natomiast potwierdzenie ich wartości zapewne odbędzie się po upływie kolejnych dwóch miesięcy.
ANDRZEJ FILIPEK
AF® Treść powyższej analizy jest tylko i wyłącznie wyrazem osobistych poglądów jej autora i nie stanowi „rekomendacji” w rozumieniu przepisów rozporządzenia ministra finansów z 19 października 2005 r. w sprawie informacji stanowiących rekomendacje dotyczące instrumentów finansowych, lub ich emitentów (DzU z 2005 r. nr 206, poz. 1715). Zgodnie z powyższym autor nie ponosi jakiejkolwiek odpowiedzialności za decyzje inwestycyjne podejmowane na podstawie niniejszego komentarza.