Na większy ruch nie pozwoliły napięcia na scenie politycznej. Kurs euro spadł minimalnie z 4,01 do blisko 3,98 zł. Bardziej potaniał dolar, co wynikło z pogorszenia sentymentu do waluty amerykańskiej na rynku międzynarodowym. Kurs USD/PLN sięgał pod koniec tygodnia 3,05 zł wobec 3,13 siedem dni wcześniej. W opinii inwestorów zagranicznych Polska ciągle jest atrakcyjnym miejscem do lokowania kapitału. Potwierdza to zwłaszcza zachowanie indeksów warszawskiej giełdy, które w minionym tygodniu odnotowały bardzo dynamiczne zwyżki i wieloletnie rekordy.
Od początku tygodnia na rynek napływały ciekawe informacje ze sfery polityki. Inwestorzy nie reagowali jednak na najnowsze przedwyborcze sondaże, według których koalicja PO-PiS zdobyłaby 40 proc. głosów w wyborach parlamentarnych. Uczestników rynku nie zelektryzowała też wiadomość, że premier Belka nie widzi powodu do zdymisjonowania wicepremiera Hausnera, a ewentualne wotum nieufności wobec ministra gospodarki i pracy uznałby za wotum zaufania wobec rządu. Dodatkowo bardzo wysoko ocenił pracę prof. Hausnera. SLD wycofał poparcie dla wicepremiera po jego wystąpieniu z szeregów Sojuszu, ale nie dla całego rządu. Wszystko rozstrzygnie się 5 maja, podczas głosowania nad rozwiązaniem Sejmu. Warto mieć na uwadze, że w już dziś część posłów SLD zapowiada, że poprze takie rozwiązanie (do rozwiązania Sejmu wystarczyłoby ok. 40 głosów posłów Sojuszu).
Premier Belka oświadczył, że nie zrezygnuje z zajmowanego stanowiska, by przyspieszyć wybory. W jego opinii wywołałoby to tylko niepotrzebnie trzy miesiące chaosu. Nie przyjął też dymisji ministra zdrowia Marka Balickiego. Najprawdopodobniej w takiej dość nerwowej atmosferze miną kolejne 2 miesiące.
Rynek przygotowuje się już na obniżki stóp procentowych, a kolejni przedstawiciele RPP skłaniają się do takiego rozwiązania. W minionym tygodniu taką drogę wskazali Dariusz Filar, Marian Noga, Stanisław Nieckarz czy Jan Czekaj. Według ich opinii inflacja może szybko spaść do 1,5 – 3,5 proc. na koniec roku, czyli przedziału wahań ustalonego przez RPP. Styczniowe dane makroekonomiczne potwierdziły realność takiego scenariusza. Inflacja w cenach konsumentów w styczniu mocno spadła do 4 proc. z 4,4 proc. w grudniu, przy prognozach na poziomie 4,6 proc. Przeciętne wynagrodzenie w sektorze przedsiębiorstw wzrosło zaś w styczniu tylko o 2,6 proc. Oznacza to brak presji na podwyżki płac. Trudno się zresztą tego spodziewać przy tak wysokim bezrobociu (według wicepremiera Hausnera stopa bezrobocia w styczniu wzrosła do 19,5 proc. z 19,1 proc. w grudniu). Niższa od prognoz była też inflacja w cenach producentów (PPI) – 4,4 proc. Produkcja przemysłowa wzrosła zgodnie z przewidywaniami o 4,7 proc.
Można oczekiwać, że na najbliższym posiedzeniu RPP (24 – 25 luty) Rada zmieni nastawienie w polityce pieniężnej z restrykcyjnego na neutralne. W kolejnych miesiącach coraz bardziej realne stają się obniżki stóp. Jako ciekawostkę można przytoczyć, że bank inwestycyjny Merrill Lynch przewiduje spadek stóp procentowych o 200 pkt w ciągu 12 miesięcy.
Prócz wzrostów na warszawskiej giełdzie trwają też wzrosty na rynku obligacji. Ministerstwo Finansów sprzedało w środę bez problemu wszystkie obligacje 5-letnie o wartości 3,2 mld zł. Spadła średnia rentowność, choć popyt ze strony inwestorów był niższy od oczekiwań. Resort finansów nie miał również problemów ze sprzedażą bonów skarbowych. Popyt na papiery o wartości 0,9 mld zł wyniósł jednak tylko 1,68 mld zł. Spadła za to średnia rentowność z 6,078 proc. na poprzedniej aukcji do 6,051 proc. obecnie.
Rekomendacje
Wydarzeniem kolejnych dni powinno być posiedzenie RPP. Stopy pozostaną pewnie bez zmian, ale nastawienie w polityce pieniężnej powinno ulec zmianie. Po RPP trudno jednak spodziewać się jakiegoś „gołębiego” komunikatu po posiedzeniu, ale i tak inwestorzy będą oczekiwać go z niecierpliwością.
Do końca tygodnia kursy walut obcych do złotego będą zależne od decyzji RPP i ruchów EUR/USD. Kurs euro powinien poruszać się w przedziale 3,95 – 4,04, a dolara 3,03 – 3,09.
RYNEK MIĘDZYNARODOWY
Euro powyżej 1,30
Miniony tydzień przyniósł bardzo silne odreagowanie wcześniejszych spadków na rynku eurodolara. Kurs wzrósł powyżej 1,30, co oznacza zwyżkę od minimum osiągniętym tydzień wcześniej o 3 centy, czyli 2,3 proc. Zmienność rynku wyraźnie wzrosła w porównaniu z końcówką stycznia, wyraźnie zmienił się również sentyment. Nie jest już on korzystny dla amerykańskiej waluty. EUR/USD reagował wzrostami na stosunkowo neutralne dane makroekonomiczne.
Już poniedziałek zaczął się fatalnie dla dolara. Informacje makroekonomiczne z Japonii i Wielkiej Brytanii uderzyły w amerykańską walutę. Lepsze od oczekiwanych dane o bilansie obrotów bieżących w Japonii (nadwyżka w grudniu wzrosła aż o 35,1 proc. w skali roku do rekordowego poziomu 1,618 bln JPY) wywołały wzrosty kursu jena. Podążyło za nim również euro. Drugi cios amerykańskiej walucie zadały dane o inflacji (PPI) w Wielkiej Brytanii, wywołując bardzo gwałtowny wzrost wartości funta do dolara (z 1,8761 do 1,89).
Wtorek przyniósł publikację licznych danych makroekonomicznych zarówno z Eurolandu, jak i USA. Niemiecki PKB spadł o 0,2 proc. w IV kwartale 2004 r., zrewidowano też prognozy dla wzrostu PKB Niemiec w 2005 r. z 1,7 do 1,6 proc. Lepszy od oczekiwań okazał się natomiast odczyt niemieckiego wskaźnika oczekiwań ekonomicznych ZEW za luty, który wyniósł 35,9 pkt. Niestety, PKB Eurolandu w IV kwartale wzrosło zaledwie o 0,2 proc. i te dwie publikacje zrównoważyły się. Kurs EUR/USD nie przebił poziomu 1,30, czego oczekiwano w przypadku korzystnych danych. Poziom ten został z dużym impetem przebity po południu, przed publikacją kluczowych danych o sprzedaży detalicznej i napływie kapitałów do USA. Kurs eurodolara sięgnął wtedy 1,3052. Sprzedaż detaliczna okazała się zgodna z przewidywaniami (spadek w styczniu o 0,3 proc.), napływ netto kapitału do USA sięgnął w grudniu 61,3 mld USD, co było w zgodzie z oczekiwaniami i pomogło amerykańskiej walucie powrócić do poziomów sprzed kilku godzin.
Inwestorzy długo czekali na środowe wystąpienie prezesa Fed Alana Greenspana, dotyczące kondycji i perspektyw gospodarki USA oraz dane makroekonomiczne. Spadek o 0,1 proc. PKB w IV kwartale w Japonii wywołał zniżkę kursu USD/JPY z 104,20 do 105,20 i dość łagodną wymową raportu o inflacji, opublikowanego przez Bank Anglii. Inwestorów zelektryzowała wiadomość o potężnym wybuchu na południu Iranu, w pobliżu instalacji nuklearnych. Rakieta, która spowodowała wybuch miała zostać wystrzelona z niezidentyfikowanego samolotu. Kurs EUR/USD wzrósł gwałtownie do 1,3060, podrożała ropa naftowa, spadły kontrakty na amerykańskie indeksy. Wkrótce jednak źródła irańskie zdementowały o ataku lotniczym, co uspokoiło rynki. W takiej sytuacji mniejsze znaczenie miały dobre dane makroekonomiczne z USA z rynku nieruchomości (liczba nowych inwestycji budowlanych wzrosła w styczniu o 4,7 proc., a pozwolenia na budowę o 1,7 proc.). Informacje o produkcji przemysłowej były słabsze od oczekiwań. Produkcja przemysłowa w styczniu (m/m) nie uległa zmianie, a wykorzystanie mocy produkcyjnych spadło do 79 proc. W środę po południu dolara umocnił komentarz A. Greenspana, dotyczący amerykańskiej gospodarki.
Sentyment dla amerykańskiej waluty jest znacznie mniej korzystny niż w styczniu. Dobre dane o liczbie nowych zasiłków dla bezrobotnych w czwartek (spadły do 4-letniego minimum do 302 tys.) umocniły dolara tylko nieznacznie i utrzymał się on powyżej 1,30. Zdecydowanie łatwiej o wzrosty podczas niekorzystnych informacji dla dolara lub korzystnych dla euro.
Rekomendacje
Szanse na powrót do trendu umacniania się dolara są minimalne. Przełamanie konsolidacji ze stycznia dawało nadzieje na sprowadzenie kursu EUR/USD nawet do 1,25. Rynek zatrzymał się jednak na 1,2730, a po powrocie powyżej dolnego ograniczenia trendu bocznego z końca stycznia – 1,2920 dał wyraźny sygnał, że to już koniec wzmacniania dolara.
Wydaje się, że nawet wizja kontynuowania podwyżek stóp procentowych w USA, jaką dał Alan Greenspan, nie powstrzyma przed powrotem byków na rynku eurodolara. Maksimum z grudnia na 1,36 może stać się celem rynku na najbliższe tygodnie.
Adam Łaganowski
Marek Węgrzanowski
Warszawska Grupa Inwestycyjna SA
KOMENTARZ MAKROEKONOMICZNY
Ciernista droga do euro
Przystąpienie do strefy euro – o czym wiele osób zapomina – nie może być kwestią podlegającą dyskusji. Na mocy traktatu po podpisaniu którego nasz kraj został członkiem Unii Europejskiej zobowiązaliśmy się bowiem wprowadzić europejską walutę. O tym „Kto poniesie koszty wprowadzenia euro” dyskutowano na zorganizowanej przez WGI debacie w hotelu Westin.
Przyjęcie przez Polskę euro będzie korzystne, ponieważ poprawi wiarygodność finansową państwa w oczach inwestorów zagranicznych. Stanowić będzie to zachętę dla inwestorów zagranicznych oraz obniży koszty działania na skalę mikro (zanik ryzyka kursowego czy obniżenie kosztów transakcyjnych). Do negatywnych zjawisk na drodze do wspólnej waluty zaliczyć należy problemy asymetryczne, związane z niedopasowaniem polityki monetarnej do potrzeb poszczególnych krajów strefy euro. Będzie to też częściowa utrata suwerenności państwowej. Jeśli inne kraje naszego regionu takie jak Słowacja czy kraje bałtyckie szybciej wprowadzą euro niż Polska, inwestorzy zagraniczni będą omijać nasz kraj i fiaskiem mogą skończyć się plany związane z przyciąganiem kapitału z krajów UE.
Wprowadzenia euro w Polsce uzależnione jest od cyklu koniunkturalnego. Najlepiej wspólną walutę wprowadzić, kiedy koniunktura jest dobra. Biorąc pod uwagę obecny przebieg cyklu jesteśmy na szczycie, co może oznaczać, że w lata 2008 – 2009 to najpóźniejszy moment na wprowadzenie euro. W latach 2010 – 2014 krajowa gospodarka może nie notować tak dobrych rezultatów jak obecnie i będzie to niekorzystny moment na wprowadzanie euro. Kolejnym problemem jest sytuacja w finansach państwa, a w szczególności zdolność polityków do dokonania restrukturyzacji w finansach państwa. Restrukturyzacja ta powinna zostać ukierunkowana szczególnie na usztywnienie wydatków rządowych. Dokonując ich zmiany parlament powinien wyrazić pełną zgodę, a to najczęściej trudno uzyskać. Problemy nie wiążą się tylko z finansami publicznymi, lecz też z polityką monetarną i stabilizacją kursu walutowego. Działania te byłyby niekorzystne dla inflacji, a tę trzeba zmniejszać i ustabilizować przed wejściem do mechanizmu ERM 2. Istnieją obawy, że inflacja będzie wzrastać, chociażby ze względu na pojawiającą się presję płacową, co może doprowadzić do spadku konkurencyjności gospodarczej Polski. Walka z inflacją staje się więc bardzo poważnym problemem i RPP nie powinna pochopnie i radykalne obniżać stóp procentowych, ponieważ istnieją wątpliwości czy stopa referencyjna na poziomie 6,5 proc. jest wystarczająca do utrzymania inflacji na stałym, niskim poziomie.
Polscy przedsiębiorcy nauczyli się dystansu do polityki. Uważają jednak, że dla dobra gospodarki trzeba wprowadzić euro. Problem polega tylko na tym, kto i kiedy miałby tego dokonać? Politycy zdecydują kiedy Polska wejdzie do strefy euro, decydując o obniżeniu wydatków rządowych. Kalendarz wyborczy też nie działa na korzyść sprawy. Oprócz wyborów parlamentarnych za kilka lat wybierany będzie prezes Narodowego Banku Polskiego. Zadziwiające jest to, że w narodowym planie rozwoju na lata 2007 – 2013 nie została wymieniona sprawa przystąpienia Polski do strefy euro. Czyżby nie był to ważny problem?
Na pytanie kto poniesie koszty wprowadzenia euro zdania były podzielone. Część opinii była jednoznaczna, że to właśnie politycy poniosą koszty wprowadzenia wspólnej waluty. Wiąże się to z wprowadzeniem polityki fiskalnej, która nie będzie dobra dla niektórych grup społecznych. Inne opinie głosiły, że koszty poniosą ci, którzy żyją z transferów socjalnych. Celem obniżenia deficytu budżetowego należy bowiem obniżyć właśnie wydatki związane z tym kosztami.
Richard Mbewe
Warszawska Grupa Inwestycyjna SA