Patrząc na poniedziałkowe prawie 4 proc. spadki w Budapeszcie, można się nie przejmować. Ponad 2,5 proc. zniżka w Warszawie to już zmartwienie. Sięgające 2 proc. tąpnięcie w Paryżu i niewiele mniejsze w Londynie dają jednoznaczny obraz sytuacji na rynkach.
Giełdowym inwestorom nie pomieszały się rynki rozwinięte i wschodzące oraz wskaźniki krajów określanych jako PIIGS. Francuskie i niemieckie banki mają papiery dłużne z metką made in PIIGS, a więc spory kłopot. Banki węgierskie, i polskie choć ich nie mają, tanieją tak samo jak inne, albo jeszcze bardziej, bo ryzyka nikt dziś nie lubi. Wszyscy lubią złoto, nawet po ponad 1600 dolarów za uncję i franka, nawet za 1,14 euro. Dolara frank zdystansował już prawie rok temu. Tylko patrzeć jak zrówna się z euro. Ryzyko nie jest w cenie. Bo jest go stanowczo zbyt wiele.
Początek poniedziałkowej sesji na Wall Street nie wskazywał na kłopoty. Indeksy wystartowały z okolic piątkowego zamknięcia. Szybko jednak zdecydowanie zanurkowały, lądując po ponad 1,5 proc. niżej już po trzech godzinach handlu. S&P500 spadł poniżej 1300 punktów i nawet późniejszy powrót nad ten poziom nie był w stanie zmienić złego wrażenia. Spadkowa korekta ma się nieźle i najwyraźniej dąży do sprowadzenia indeksów do dołków z marca i czerwca, a może i jeszcze niżej. Powodów ku temu jest mnóstwo. Agencja Fitch po raz kolejny pogroziła obniżeniem ratingu Stanów Zjednoczonych, jeśli limit dopuszczalnego zadłużenia nie zostanie szybko podniesiony. Goldman Sachs po raz kolejny obniżył prognozy wzrostu gospodarczego USA do zaledwie 1,5 proc, w drugim kwartale. Jeśli amerykańscy politycy grać będą w swoją grę o zadłużenie tak samo zawzięcie, jak europejscy o pomoc dla Grecji, możemy się spodziewać najgorszego. Na razie Wall Street nie panikuje. Wczoraj Dow Jones i S&P500 poszły w dół ostatecznie po 0,8 proc., a Nasdaq o 0,9 proc.
Giełdy azjatyckie nie przejęły się zbyt mocno tym co działo się w Europie i USA. Nikkei, wskaźniki w Szanghaju i Hong Kongu na godzinę przed końcem handlu zniżkowały po 0,5-0,7 proc., ale nie brakowało też parkietów, na których indeksy szły lekko w górę. Rosnące rano po 0,1-0,2 proc. kontrakty na amerykańskie indeksy dają nadzieję na osłabienie impetu spadkowej fali. Na radykalną zmianę nastrojów nie ma co jednak liczyć.
Źródło: Open Finance