Poniedziałek upłyną na europejskich rynkach w bardzo przyjemnym nastroju. Choć w weekend nie wydarzyło się nic, początek tygodnia nie miał żadnych danych makro, a najważniejsze przedsiębiorstwa już dawno podały swoje wyniki popyt, kierowany porannym wzrostem EUR/USD, dominował na europejskich parkietach. Energii wystarczyło tylko na otwarcie, po którym indeksy weszły w długotrwały marazm.
Prawdę powiedziawszy na rynkach nie działo się absolutnie nic, a zmienność zagranicznych parkietów ograniczała się do wielkości spreadu na poszczególnych spółkach. Analogicznie wyglądała sytuacja WIG20, który otworzył się przy poziomie 2400 pkt. i powoli osuwał się niżej. Zakończenie dnia na tych poziomach potwierdzałoby tezę o utrzymaniu indeksów w granicach ostatniej konsolidacji i jednocześnie wstrzymania się inwestorów z decyzjami na później, która w perspektywie krótkiego tygodnia handlu w Stanach nie byłby niczym dziwnym. Okazało się jednak, że lepsze czasy przyszły natychmiast po starcie handlu na Wall Street. Prawie dwuprocentowe wzrosty S&P500 i informacja o wzroście sprzedaży domów na rynku wtórnym w USA o 10 proc., do ponad 6,1 miliona spowodowały wybuch optymizmu. Wtedy WIG20 uporał się z okrągłą barierą 2400 pkt. i zakończył na dziennych maksimach 11 pkt. wyżej.
Optymizm „dobrymi danymi” całkowicie zlekceważył fakt, że ostatni raport Mortgage Bankers Association pokazał, że aż 14 proc. kredytobiorców hipotecznych w USA zalega z płatnością lub jest w procesie egzekwowania wierzytelności. Większość z tych problemów wynika oczywiście z problemów pojawiających się na rynku pracy, ale stwierdzono również pojawienie się innego groźnego mechanizmu – publicznej tolerancji dla niespłacania długów. Im więcej osób nie płaci tym bardziej staje się to „modne” i niebezpieczne dla całego systemu, a co gorsza takie negatywne zwyczaje mają tendencje do szybkiego rozprzestrzeniania się.
Inwestorzy nie przejęli się jednak takimi szczegółami i europejskie parkiety kończyły dzień solidnymi wzrostami. Amerykanom nie udało się natomiast wyciągnąć S&P500 ponad szczyty, więc dopiero zachowanie rynków po dzisiejszych danych makro może wyjaśnić sytuację. Jednocześnie wczorajsza zwyżka w USA zupełnie nie pasuje do dotychczas rozgrywanego schematu ostatnich wzrostów. Od sierpnia S&P500 za każdym razem po nowych maksimach utrzymywał się w kilkudniowej konsolidacji, by następnie zanotować 5-6 proc. spadek, po którym popyt w ok. 10 sesji wyciągał indeks na nowe szczyty. Taka prawidłowość sugeruje kolejną „zdrową zwyżkę” dopiero od poziomu 1045 pkt., a nie już teraz. Należy być więc bardzo ostrożnym, bo takie anomalie mogą oznaczać pułapkę.
Paweł Cymcyk
Źródło: AZ Finanse