Premier Tusk przekonuje, że cięcia w budżetach resortów na kwotę 17 mld zł są konieczne. A już wiadomo, że na spinaczach i długopisach tyle nie zaoszczędzimy. Gdzie powinniśmy szukać oszczędności, żeby nie zatrzymać gospodarki?
Mam żal do tego rządu przede wszystkim dlatego, że uprawia chaotyczną politykę. Oto nagle dowiadujemy się,że wszystkie ministerstwa muszą w trzy dni zebrać 17 mld zł, czyli ściąć swoje budżety o około 10 proc. Jeszcze kilka miesięcy temu minister finansów jak lew bronił zaplanowanych wydatków budżetowych na ten rok, a tu z dnia na dzień okazuje się, że plan wydatków można wrzucić do kosza, bo jest kryzys. A tak naprawdę, trzeba było zacząć od zreformowania KRUS i mundurówek. To byłyby to dopiero oszczędności.
Ile?
Zakładam, że reformując KRUS, oszczędzilibyśmy w tym roku jakieś 8 mld zł, a przedłużając wiek emerytalny dla policjantów, wojskowych i innych pracowników służb mundurowych, zyskalibyśmy jakieś 2 mld zł. Na pewno jakieś pieniądze uzyskaliśmy odbiurokratyzowując nasze urzędy, uproszczając pewne procedury na poziomie samorządów. Niewykluczone, że powinniśmy też podwyższyć składkę rentową.Niby rząd wypisał na swoich sztandarach np. rewolucję w KRUS i mundurówkach, a każe oszczędzać ministrom. Uderza tym samym w całą gospodarkę, bo już dziś słyszymy, że nie da się oszczędzać bez zamrożenia niektórych ważnych reform- choćby reformy edukacji. Nie tędy droga.
A może jest jakaś trzecia droga? Rząd na razie boi się ruszać KRUS ze względów politycznych, a jednocześnie nie chce zwiększać deficytu, bo chce przyjąć euro.
Deficyt i tak będzie wyższy, bo dochody budżetowe spadną dużo więcej niż o 17 mld zł. Rządzący powinni odłożyć na razie wejście do strefy euro, bo nie dość, że nie spełniamy kryterium niskiego deficytu, to jeszcze mamy wyjątkowo niestabilną walutę. Platforma popełniła ten błąd, że przygotowując budżet na 2008 rok, weszła w buty PiS i w okresie koniunktury nie pokusiła się o reformę KRUS. Pozwolono też na wzrost wynagrodzeń proporcjonalny do obniżenia składki rentowej. Koszty pracy wcale nie spadły.Ot, po prostu była koniunktura, gospodarka rozwijała się świetnie i rząd spoczął na laurach.
Czym to grozi?
Czeka nas w tym roku wielkie hamowanie w inwestycjach. Brak remontów szkół, szpitali i nowych zamówień w przemyśle spowoduje, że gwałtownie wzrośnie bezrobocie. W tym roku pracę straci ok. 300-400 tys. ludzi. A jak będzie większe bezrobocie, to mniej pieniędzy z podatków osobistych i VAT spłynie do budżetu. Wzrosną za to o co najmniej 1,1 mld zł koszty budżetowe w związku z wypłatą większych zasiłków dla bezrobotnych. Takimi działaniami rząd nas wpędza w recesję. Oczekuję, że premier przynajmniej powie nam, jakie są alternatywne scenariusze.
Czyli albo tniemy wydatki, albo zwiększamy deficyt?
Niech rząd przedstawi jakiś spójny program.Niech udowodni, że nie możemy zwiększać deficytu, bo będziemy mieć wielkie długi. Ale niech nie tnie wydatków na oślep, tylko szuka oszczędności tam, gdzie one są.