Po czwartkowym wysypie złych informacji makroekonomicznych dziś mamy kontynuację tego serialu. Koniec tygodnia nie będzie przyjemny dla posiadaczy akcji. Perspektywa większej korekty robi się coraz bardziej realna.
Obchody drugiej rocznicy hossy na Wall Street były równie nieudane, jak te o kilkanaście dni wcześniejsze w Warszawie. 10 marca 2009 r. S&P500 poszedł w górę o 6,4 proc., a dwa lata później czyli wczoraj, spadł o 1,89 proc., a z nim pozostałe indeksy niemal tyle samo. Czy się wierzy w przesądy, czy nie, dobry znak to nie był. Symptomów i całkiem wyraźnych powodów do obaw ostatnio nie brakowało. A w czwartek uwidoczniły się one ze sporym natężeniem. Od Azji (spadek PKB Japonii i zaskakujący deficyt handlowy Chin), przez Europę (obniżenie ratingu Hiszpanii) po Stany Zjednoczone (wyższy deficyt i więcej wniosków o zasiłek). Do kompletu brakowało tylko Bliskiego Wschodu. I po południu ta luka została wypełniona doniesieniami o strzałach w trakcie rozpędzania demonstracji w Arabii Saudyjskiej. W efekcie spadek indeksów był pokaźny i wpisuje się w trwającą od kilkunastu dni fazę pogorszenia nastrojów. Przełamanie przez S&P500 poziomu 1300 punktów i spadek Dow Jonesa poniżej 12 tys. punktów powagę sytuacji jeszcze bardziej podkreśla.
Dzisiejszy drugi w tym tygodniu odcinek serialu poświęconego chińskiej gospodarce był nie mniej emocjonujący niż poprzedni. I wciąż bez pozytywnych rozstrzygnięć. Inflacja sięgająca 4,9 proc. nadal straszy i nie chce spadać. W przypadku cen producentów wzrost sięgnął aż 7,2 proc. Ceny żywności wzrosły o 11 proc. Spadła za to dynamika sprzedaży detalicznej. Wyniosła ona 15,8 proc., a spodziewano się, że sięgnie 19,1 proc. Nieznacznie mocniej niż oczekiwano, o 14, proc. wzrosła jedynie produkcja przemysłowa. Można więc spodziewać się kontynuacji cyklu podwyżek stóp procentowych. Shanghai Composite zareagował spadkiem o 0,7 proc., a Shanghai B-Share o 0,1 proc. Na pozostałych parkietach azjatyckich nastroje były bardzo złe. Nikkei zniżkował o 1,7 proc., w Hong Kongu indeks tracił tyle samo, na Tajwanie spadek sięgnął 0,9 proc.
O naszym rynku trudno powiedzieć cokolwiek ponadto, że jest skazany na podążanie za większymi. W czwartek WIG20 starał się trzymać fason, ale trudno przewidzieć czy dziś da radę. Jeśli zebrać w całość wczorajsze pogorszenie nastrojów i będące jego powodem informacje, dodać duży spadek na Wall Street i zniżkujące dziś kontrakty na amerykańskie indeksy, dane z Chin i okrasić to wszystko spekulacjami, że w trakcie dzisiejszego szczytu państw strefy euro Portugalia znów będzie namawiana do skorzystania z pomocy finansowej, to trudno spodziewać się optymistycznej reakcji rynków. Trudno liczyć, że cokolwiek zmienią dane zza oceanu, nawet zakładając, że będą dobre. Dziś poznamy dynamikę sprzedaży i zapasów oraz nastroje konsumentów.
Źródło: Open Finance