W USA czwartkowa sesja pokazała dobitnie, że dla graczy na rynku akcji liczy się tylko technika, a fundamenty mają oni w głębokiej pogardzie. Niby nic nowego, ale warto od czasu do czasu o tym wspomnieć, żeby „fundamentaliści” spuścili wzrok.
W czwartek wiele czynników sprzyjało niedźwiedziom. Bykom pomagała tylko i wyłącznie technika. I to ona wygrała. Popatrzmy, jak się to odbyło.
Dane makro nie mogły bykom pomóc. Drugie przybliżenie wzrostu amerykańskiego PKB w pierwszym kwartale okazało się być niższe od oczekiwań. Annualizowany wzrost wyniósł 1,8 proc. (tak jak wcześniej podawano) zamiast oczekiwanej weryfikacji do 2,1 proc. Niemiłą niespodzianką było to, że zweryfikowano mocno w dół wydatki konsumenckie. Pierwotnie mówiono o ich wzroście o 2,7 proc. (też annualizowany wzrost), a okazało się, że wzrosły jedynie o 2,2 proc. Szybciej rosły zapasy, co pomagało PKB, ale przy słabych wydatkach wzrost zapasów wcale pozytywem nie jest. Nic dziwnego, że zaczęto mówić o obniżeniu prognoz wzrostu w drugim kwartale. Tygodniowy raport z rynku pracy był też słaby. Ilość nowych wniosków o zasiłek dla bezrobotnych wzrosła z 414 na 424 tys. (oczekiwano spadku). Niewielkim pozytywem było to, że spadła średnia 4-tygodniowa.
Rynkowi akcji spadek rentowności obligacji (wpływ słabych danych) sygnalizował, że Fed jeszcze bardzo długo będzie mu dostarczał (prawie) darmowe kapitały. Co prawda, to niczego nie zmieniało, bo wszyscy od dawna o tym wiedzą, ale pretekst był niezły. Okazało się też, że Goldman Sachs obniżył prognozy dla rynku akcji. Teraz na koniec 2011 roku S&P50 będzie miał według GS wartość 1450 pkt., czyli 10 procent wyżej niż w czwartek. Wcześniejsza prognoza była o 50 pkt. wyższa. Takie obniżenie prognozy mogło tylko bykom pomóc. Wszak akcje mają nadal drożeć.
Pozostałe powody zwyżki (Microsoft, dlatego, że jeden z akcjonariuszy chce ustąpienia szefa firmy i Tiffany z powodu wyników kwartału) są niczym innym jak tylko niepoważnymi pretekstami. Powodem była technika. Indeks S&P kolejny już raz spadł na początku sesji, odbił się od kwietniowego wsparcia, wzrósł, znowu spadł, testując to wsparcie, znowu się odbił i wyrysował podwójne dno, co dało sygnał kupna. Potem pokonał średnią 50-sesyjną (w USA uznawaną za bardzo ważną), co ten sygnał wzmocniło. Jednak końcówka znowu postawiła znak zapytania, bo indeksy nieco się osunęły i wróciły pod średnie. Lekceważenie złych informacji jest „byczym” sygnałem, ale układ techniczny nadal pozostał bez zmian.
GPW rozpoczęła czwartkową sesję oczekiwanym skokiem WIG20 w pobliże oporu. Nie udało się go przełamać, bo bardzo zmienne nastroje panujące na rynkach europejskich hamowały zapędy byków. WIG20 wrócił do poziomu ze środy, ale niżej zejść nie chciał. Rynek wszedł w klasyczny, popołudniowy marazm. Zaczął się z niego wybijać dopiero przed pobudką w USA, ale słabe, amerykańskie dane makro znowu kierunek odwróciły. Był to jednak tylko powrót do poprzedniej stabilizacji. Na więcej niedźwiedzi stać nie było. Nawet spadki indeksów w Europie i w USA nie przeszkodziły w zakończeniu sesji neutralnie. WIG20 nadal stoi tuż pod oporem (2.875 pkt.).
Piotr Kuczyński
Główny Analityk
Xelion. Doradcy Finansowi
Źródło: Xelion. Doradcy Finansowi